Portal Fronda.pl: Na czym mają polegać bony opiekuńczo-wychowawcze?

Paweł Woliński, Związek Dużych Rodzin „Trzy Plus”: Taki bon wypełniałby lukę, jaką mamy w dzisiejszej sytuacji prawnej. Urlop macierzyński przysługuje rodzicom do 12 miesiąca życia dziecka, a dostęp do przedszkola zaczyna się dla dużej części dzieci dopiero od 36 miesiąca życia. Pomiędzy 12. a 36. miesiącem są dwa lata, w czasie których rodzice nie bardzo mają co zrobić z dzieckiem. Żłobki (o ile taka forma opieki jest najlepsza w tym wieku) nie są powszechnie dostępne. Wybudowanie wystarczającej liczby żłobków byłoby niezwykle kosztowną inwestycją. Dlatego wydaje nam się, że najlepszą formą wypełnienia tej luki byłoby przyznanie bonu wychowawczego.

Jak takie rozwiązanie wyglądałoby w praktyce?

Na każde dziecko pomiędzy 12. a 36. miesiącem życia przysługiwałaby kwota 500 złotych miesięcznie. Taki bon można przeznaczyć na żłobek, jeśli jest dostępny (także prywatny) lub opiekunkę (jeśli rodzice muszą w tym czasie pracować).

A co jeśli jeden z rodziców wolałby zostać w domu? On również otrzymałby taki bon?

Oczywiście! Jeśli matka lub ojciec zostają w domu, by opiekować się dzieckiem, pieniądze zasilają ich budżet domowy. Naszym zdaniem, jest to rozwiązanie najprostsze i najtańsze, bo zapewnia pomoc dzieciom, które nie mają dostępu do żłobka (lub rodzice wolą, by zostały w domu). Co więcej, bony zlikwidują dyskryminację, która polega dziś na tym, że rodzice mający dostęp do żłobka publicznego, są przez państwo lepiej traktowani, niż ci, którzy tego dostępu nie mają. Żłobek publiczny ma bowiem dofinansowanie z gminy. Ten, kto się do niego dostanie, jest wspomagany pieniędzmi publicznymi. Pozostali rodzice są traktowani przez państwo gorzej, bo muszą sobie radzić sami.

Dlaczego bon byłby lepszym rozwiązaniem, niż dobudowanie żłobków? Oba pomysły są dość kosztowne...

Unijny wymóg zakłada, że 33 proc. dzieci ma być objętych opieką żłobkową. To naszym zdaniem bardzo drogie rozwiązanie. Z perspektywy demograficznej, to inwestycja oparta na wysokim ryzyku, bo dzieci „żłobkowych” będzie w Polsce z roku na rok coraz mniej. Gminy, które wybudują żłobki będą musiały je później utrzymywać, a za kilka lat te obiekty będą świecić pustkami.

A co z matkami, które są zatrudnione na umowę śmieciową? One również mogą liczyć na bon?

Oczywiście, że tak! Nie ma znaczenia, czy matka pracuje zawodowo czy w domu. Wystarczy, że jedna osoba w rodzinie (ojciec lub matka) pracuje. Takie założenie pozwoliłby już na samym początku odeprzeć zarzut, że wspieramy rodziny dysfunkcyjne, gdzie żaden z rodziców nie pracuje, a kolejne dzieci są pretekstem do korzystania z opieki państwa. Nasze rozwiązanie pomoże też niejako „wyciągnąć” osoby, pracujące w szarej strefie, zmobilizuje do zatrudnienia legalnie, bo to będzie się wiązało z możliwością otrzymania bonu na dziecko. Samorządy decydujące się na przyjęcie takiego rozwiązania, zapewne postawią warunek, by osoba otrzymująca świadczenie była płatnikiem podatku na terenie danej gminy. Jest tu wiele elementów, sprzyjających wzrostowi demograficznemu w danej gminie.

To wystarczy, aby zaradzić kryzysowi demograficznemu w Polsce? Bon ma wypełnić lukę pomiędzy macierzyńskim a przedszkolem, a co z matkami, którym w ogóle nie przysługuje macierzyński, bo są zatrudnione na śmieciówkach? To chyba jeden z najbardziej odstraszających od macierzyństwa czynników w Polsce!

Nasze postulaty od powstania Związku Dużych Rodzin 3+ czyli 2007 roku dotyczyły również powszechnego, czyli niezwiązanego z zatrudnieniem, urlopu macierzyńskiego, o którym zresztą w exposé mówiła premier Ewa Kopacz. Chodzi o zlikwidowanie zależności, w ramach której urlop macierzyński jest przyznawany tym kobietom, które opłacają składki. Każda matka, bez względu na to, czy jest bezrobotna, zatrudniona na umowę śmieciową, jest studentką lub pracuje w gospodarstwie rolnym, powinna mieć dostęp do urlopu macierzyńskiego. Dziś tego nie ma. Bon również nie powinien być zależny od opłacania składek.

Dziś prawie połowa Polek nie może liczyć na urlop macierzyński.

Od samego początku, kiedy wprowadzany był 12. miesięczny urlop macierzyński, alarmowaliśmy, że tak właśnie będzie. Trudno nazwać to powszechnym rozwiązaniem. Polityka demograficzna, jeśli ma być skuteczna, powinna być powszechna – dotyczyć każdego dziecka i każdej rodziny, w której ono przychodzi na świat, nie tylko tych, które mają opłacone składki chorobowe, jakby ciąża była chorobą. Ciąża chorobą nie jest, więc nie należy uzależniać urlop macierzyńskiego od opłacania składek. W ministerstwie pracy trwają podobno prace nad zmianą tej sytuacji. Pojawiła się nawet obietnica, że od 1 stycznia 2016 roku urlop macierzyński będzie dotyczył wszystkich kobiet. Jeśli jednocześnie uda się wprowadzić bony opiekuńczo-wychowawcze, za czym lobbujemy obecnie, to wreszcie Polki przestaną być dyskryminowane ze względu na rodzaj umowy zawartej z pracodawcą.

Jakie jest nastawienie samorządów do wprowadzenia bonów?

Dużo zależy od tego, w jakiej sytuacji demograficznej znajduje się dana gmina. Jeśli samorząd ma sporą presję demograficzną, jak na przykład Nysa, gdzie takie rozwiązanie jest już przygotowywane, bony są brane pod uwagę. W gminach, które tego problemu nie odczuwają, jest mniejsze zainteresowanie bonem. Wydaje się jednak, że spora część samorządów rozważa taką opcję, choć oczywiście jest to dość kosztowne. Dziś gmina niezbyt chętnie finansuje coś z własnych środków, bo jest to konkurencja dla funduszy europejskich. Jeśli gmina przeznaczy własne fundusze na finansowanie inwestycji np. w infrastrukturę, to dostaje kolejne pieniądze z UE. Złotówka na takie inwestycje, przynosi np. 3-4 kolejne złote z Unii. Ale już ta sama złotówka na bon wychowawczy powoduje, że gmina nie pozyska dotacji unijnych. To poważna trudność, jaką zgłaszają gminy.

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk