Za czasów Chrystusa, na początku naszej ery, w okresie Imperium Rzymskiego populacja ludności wynosiła ok. 200 mln. Zgodnie z wyliczeniami prof. Agnus Meddison’a z Uniwersytetu Groningen liczba ludności w roku 1000 nie przekraczała 270 mln. W roku 1700 osiągnęła poziom 600 mln, a ok. roku 1820 przekroczyła miliard. Potem zajęło zaledwie dwa wieki do podwojenia, a zaledwie 40 lat do osiągnięcia 3 mld. Obecnie przyrost zwolnił i całkowita liczba ludności wynosi ok. 6,5 mld, a ONZ szacuje że w roku 2030 ludzi będzie 8,2 mld, a w 2050 roku niewiele ponad 9 mld.
Przyrost populacji zwalnia i co ciekawe dodatkowe 3 mld ludzi którzy przybędą do 2050 roku urodzi się w krajach rozwijających się, a zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Największy spadek wystąpi w Japonii, która rozpoczęła już tę drogę, krajach wschodniej Europy w tym niestety w Polsce która ma najniższy wskaźnik rozrodczości kobiet w UE na równi z Litwą, a także w Rosji, Niemczech i Włoszech.
Silnie zmieni się struktura wieku. Wzrastająca długość życia w powiązaniu z niską rozrodczością spowoduje szybki proces starzenia się społeczeństwa. O ile za czasów Chrystusa średnia wieku wynosiła ok. 25 lat, to do początków XX wieku w krajach wysoko rozwiniętych uległa podwojeniu. Według szacunków ONZ do roku 2050 wzrośnie z obecnych 68 lat do 76, a w krajach wysoko rozwiniętych z 77 do 83 lat.
Połowa z 2,5 mld przyrostu ludności w ciągu najbliższych 40 lat będzie w wieku powyżej 60. W 2050 będą oni stanowili 2 mld ludzi – trzykrotnie więcej niż obecnie. Jako proporcja światowej populacji ich ilość zwiększy się dwukrotnie z 10 proc. obecnie do 22 proc. w 2050 r. podczas gdy jeszcze w 1950 r. stanowili oni 8 proc. W krajach wysoko rozwiniętych będą stanowili oni aż 1/3 społeczeństwa, a osób powyżej 80 roku życia będzie 10 proc. Jeszcze szybciej będzie następował przyrost osób najstarszych powyżej 80 lat. O ile obecnie żyje ich ok. 90 mln na świecie to w roku 2050 będzie ich powyżej 400 mln. W USA najszybciej rosnącą grupą wiekową są stulatkowie, których ilość wzrosła z poziomu 3700 w roku 1940 do ponad 100 tyś. obecnie. Również z powodu wzrostu ilości stulatków tegoroczna waga srebrnych kieliszków do picia sake, dla jubilatów w Japonii została zmniejszona o 1/3.
W Polsce te procesy będą następowały jeszcze szybciej i liczba osób w wieku emerytalnym ulegnie podwojeniu już w roku 2030. Główną przyczyną starzenia się społeczeństw jest spadek dzietności liczony z przeciętnie 4,3 dzieci na jedną kobietę w 1970 r. do 2 w roku 2050. W Polsce wskaźnik ten jest już obecnie dramatycznie niski i wynosi ok. 1,3. W efekcie zapotrzebowanie na imigrantów tylko w celu utrzymania poziomu zatrudnienia w Europie Zachodniej zwiększy się w krajach najmłodszych dwukrotnie, podczas gdy w krajach o najstarszych trzykrotnie i będzie się utrzymywało w tej skali przez dziesięciolecia. Swój wkład w przebieg tych procesów miała również aborcja której ofiarami w latach 1920-2008 było 961 mln dzieci na całym świecie.
W krajach OECD w 1980 r. na jednego emeryta przypadało pięciu pracujących, w 2050 r. pracujących będzie zaledwie dwóch. W Japonii ilość osób w wieku produkcyjnym (od 20 do 64 roku życia) na jedną osobę w wieku emerytalnym malała systematycznie z dziesięciu w 1950 r. do 7,7 w 1975 r. i do 3,6 w 2000 r. Niestety trend ten się nasili do 1,9 osób w 2025 r. i zaledwie niewiele ponad 1 osobę, a więc 1,2 osoby w 2050 r. Japończycy są poddani bardzo silnej presji demograficznej. Liczba Japończyków w wieku produkcyjnym spadnie już w najbliższym czasie z 84 mln w 2007 r. do 69 mln w roku 2030. W Niemczech ilość pracujących będzie spadać od przyszłego roku. W USA gdy w 1935 roku zostały wprowadzone świadczenia emerytalne pracownicy nabywali uprawnień do nich w wieku 65 lat, w sytuacji gdy przeciętny okres życia wynosił 62 lata. Obecnie w krajach wysoko rozwiniętych długość życia wzrosła do 78 lat, a okres korzystania z emerytury wydłużył się dla mężczyzn do przeciętnie 18 lat, a kobiet 22 lat podczas gdy we Francji nawet do 28 lat.
Bowiem świat, a zwłaszcza Polska aktualnie stoi w obliczu nowego, dużo poważniejszego kryzysu systemu zabezpieczenia emerytalnego i zdrowotnego. Z każdym dniem rosną bowiem nie skapitalizowane zobowiązania państw wobec ludzi uprawnionych do ich utrzymywania. Gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy w czerwcu badał koszty i wymiar obecnego kryzysu doszedł do zaskakujących wniosków. Otóż okazało się, że w okresie do 2050 r. koszty kryzysu, który obecnie przeżywamy, będą stanowiły przeciętnie ok. 10 proc. całości kosztów finansowych związanych ze starzeniem się społeczeństwa. W Hiszpanii, której demografia jest podobna do Polskiej szacowane koszty kryzysu demograficznego są parokrotnie wyższe.
Dlatego istnieje bardzo realne niebezpieczeństwo, że błędna polityka gospodarcza obecnie, jak i brak działań prorodzinnych spowoduje iż obciążenia pracy w Polsce będą tak wysokie, że praca w kraju stanie się nieopłacalna dla nielicznego młodego pokolenia. A kraje zachodnie potrzebujące pracowników i "opiekunów" dla swojego starego pokolenia wyssają polskich pracowników. Natomiast u nas pozostanie olbrzymia grupa rencistów i emerytów, którzy mogą należnych świadczeń nie otrzymywać.
Na świecie analizowane są różne działania wspierające finanse publiczne polegające na wsparciu rodzin. Gdy rodzi się dziecko w rodzinie koszty utrzymania wzrastają średnio o 30 proc. Te kraje, które są skuteczne w kreowaniu polityki prorodzinnej i mają prostą zastępowalność (Francja i kraje nordyckie) mają skuteczne pakiety pro-rodzinne. I aby były skuteczne muszą wynoszą one 3-4 proc. PKB bezpośredniego wsparcia dla rodzin. Polska również powinna jak najwcześniej takie decyzje podjąć, zamiast prowadzenia polityki, która gwarantuje zapaść finansów publicznych już w najbliższych latach.
Koszty kryzysu demograficznego
Kryzys demoluje finanse publiczne krajów wysokorozwiniętych – w USA deficyt sięgnie 1 bln 800 mld USD w tym roku, czyli aż 13 proc. PKB. W przyszłym roku spadnie tylko nieznacznie do 1 bln 400 mld USD. Jeśli jednak uwzględnimy całkowity deficyt związany z narastaniem zobowiązań emerytalno-zdrowotnych zgodnie z wyliczeniami Kontrolera Generalnego USA D.M. Walker’a zawarty w Rządowym Raporcie Finansowym z 2006 r. to okaże się on wyższy aż o 4.351,8 mld dolarów, a więc o ok. 20 pkt. procentowych PKB, a całość tych zobowiązań wynosi 53,1 bn dol., czyli niewyobrażalne 420 proc. PKB, lub bardziej wyobrażalne "ok. $440.000 na amerykańską rodzinę" jak to jest zapisane w Raporcie z 2006 r. Wg innych wyliczeń deficyt roczny sektora w części dotyczącej narastania zobowiązań emerytalno-zdrowotnych wynosi ok. 20 proc. PKB.
Zmniejszenie się dzietności rodzin ma olbrzymi aspekt finansowy, gdyż utrzymywanie dzieci jest tańsze niż osób starszych, wg wyliczeń prof. Lee kosztuje państwo trzykrotnie mniej, a brak młodego pokolenia oznacza spadek ilości osób pracujących oraz proces starzenia się społeczeństwa., W Unii Europejskiej aż 30 – 40 proc. całości wydatków na świadczenia zdrowotne przeznacza się na świadczenia dla osób starszych, a proces starzenie się społeczeństwa oznacza przyspieszoną akcelerację kosztów opieki zdrowotnej gdyż wydatki na świadczenia zdrowotne ludzi młodych są przeciętnie czterokrotnie niższe.
Debata emerytalna
W dobie podwójnego kryzysu koniecznym jest ustanowienie konkurencyjnych regulacji, a sytuacja w której Amerykanie wydają największą część PKB (16 proc., czyli dwukrotnie więcej w porównaniu z innymi krajami wysokorozwiniętymi) i nie osiągają wyniku związanego z zabezpieczeniem zdrowotnym wyższego niż w porównywanych krajach staje się powoli nieakceptowalna. Okazuje się, że olbrzymie wydatki w wysokości 7 tys. dolarów na jednego mieszkańca nie tylko nie zapewniają wyższego poziomu zabezpieczenia zdrowotnego w tym kraju, ale nie gwarantują powszechnego zabezpieczenia zdrowotnego. W Stanach Zjednoczonych żyje aż 46 mln osób które nie posiada żadnego ubezpieczenia.
Dlatego nie dziwi ton debaty w USA dotycząca w sytuacji kiedy wydatki związane ze starzeniem (Old Age and Survivors Insurence) w czasie wprowadzenia przez rząd prezydenta Roosevelta w 1935 były płacone dla 200 tys emerytów w wysokości 35 mln podczas gdy obecnie wynoszą 450 mld dla 40 mln, a mają one wzrosnąć do 800 mld dla 50 mln w 2016 r. To samo dotyczy w działań związanych z finansowaniem ubezpieczenia medycznego które już kosztuje 23 proc. całości wydatków federalnych. W efekcie biuro budżetowe Kongresu amerykańskiego podało, że suma wydatków na zabezpieczenie społeczne i medyczne się podwoi do 2050 r. w relacji do PKB. Przy czym wszystko będzie zależało od tego, w jakim zakresie działania oszczędzające zostaną podjęte, ponieważ te wydatki mogą wzrosnąć w przedziale od 7 pkt proc do aż 22. Jest to związane z tym, że w USA jest wprawdzie prosta zastępowalność pokoleń w przeciwieństwie do Polski, to i tak ilość osób powyżej 65. roku życia wzrośnie 2 krotnie do 2025 r. A wydatki na osoby starsze są 4 razy większe od wydatków na młodych, przy czym 2,5 razy większe na usługi ze strony lekarzy, 3 razy większe na lekarstwa, 4 razy większe na świadczenia szpitalne i 10 razy większe na opiekę nad chorym w domu i aż 30 razy większe na opiekę pielęgniarską.
Niepokojące wyliczenia
Niezależnie od argumentacji społecznej, warto byłoby zaprezentować jak będą wyglądały finanse Polski, w których krótkoterminowe oszczędności przeważają nad długoterminową przezornością i czy w miejsce dynamicznego wzrostu gospodarczego mogą wystąpić regularne 5-proc. spadki dochodu narodowego. Financial Times prowadzi obserwacje nad przemianami w Japonii spowodowanymi starzeniem się społeczeństwa, a przecież tam poziom zastępowalności pokoleń jest wyższy niż w Polsce i na skutek planowanego wprowadzenia silnych bodźców finansowych planuje się, że wskaźnik urodzin w tym kraju wzrośnie aż o 30 proc.
Skalę problemów finansowych, które czekają Polskę dopóki nie podejmie się adekwatnych działań prorodzinnych mogą ukazać wyliczenia poczynione dla Stanów Zjednoczonych przez R.D. Lee, a więc kraju, w który następuje wolniejszy proces starzenia się niż w Polsce. Od początku lat 90 występuje tam prosta zastępowalność pokoleń. Otóż zgodnie z tymi wyliczeniami po to, aby zrównoważyć system emerytalno-zdrowotny, powinny być podniesiony podatki o 38 proc., albo zmniejszone świadczenia emerytalne o 30 proc. Podobnie wyliczenia Alana Greenspana po to aby zrównoważyć system emerytalny już obecnie powinien być podniesiony podatek od wynagrodzeń o 2 pkt. proc. albo zmniejszone świadczenie emerytalne o 20 proc. Równocześnie składka na opiekę zdrowotną powinna wzrosnąć o 3,5 pkt. proc. albo powinno się zredukować świadczenia aż o 50 proc. I jeśli te świadczenie nie zostaną zbilansowane obecnie to już za 13 lat 25 proc. wpływów podatkowych, a więc trzykrotnie więcej niż w r. 2005 będzie potrzebne do likwidacji deficytu związanego z tymi świadczeniami. Jeśli tych działań nie podejmie się, to wg Alana Greenspana od 2032 r. aż 40 proc. wpływów podatkowych (ilość nierealna do zgromadzenia na ten cel), byłaby potrzebna na finansowanie jedynie tych świadczeń. Już obecnie wydatki na zdrowie wzrastające rocznie od 1970 r. o 5 proc. osiągnęły punkt krytyczny w USA, a w Japonii wydatki na zabezpieczenie społeczne wzrosną do poziomu 430 mld USD w 2015 r., a więc o 42 proc. w porównaniu z rokiem 2005 i aby je sfinansować wzrośnie podatek konsumpcyjny o 5 punktów proc., a zadłużenie osiągnie rekordowy poziom 200 proc.
Zgodnie z wyliczeniami tygodnika The Economist nakłady finansowe na zdrowie i emerytury w okresie starzenia się społeczeństwa i niepodjęcia działania wzrosną w krajach wysoko rozwiniętych dwukrotnie do poziomu 25 proc. PKB w 2050 r. W sytuacji Polski, gdzie te procesy są jeszcze bardziej dynamiczne, błędna polityka gospodarcza obecnie, jak i brak działań prorodzinnych spowodują, że obciążenia pracy będą tak wysokie, że stanie się ona nieopłacalna dla młodego pokolenia, które na równi z resztką młodzieży gminy Otoyo będzie wolało wyemigrować. Zwłaszcza, że kraje zachodnie potrzebują pracowników i opiekunów dla swojego starszego pokolenia. Natomiast u nas pozostanie olbrzymia grupa rencistów i emerytów podobnych do tych z japońskiej gminy, którzy w przeciwieństwie do swoich japońskich rówieśników należnych świadczeń mogą nie otrzymać. W Polsce sytuacja jest gorsza ze względu na brak jednego dziecka w rodzinie i w celu osiągnięcia prostej zastępowalności. W 2030 r. liczba uprawnionych do świadczeń wzrośnie dwukrotnie, a aż 2 mln będzie miało ponad 80 lat. Jeśli nie nastąpią zmiany, to nasz kraj przy obecnych, niskich standardach będzie potrzebował aż 10 proc. PKB więcej na świadczenia emerytalno-zdrowotne albo konieczne będą ograniczenia tych świadczeń o 50 proc.
To powoduje, że istnieje olbrzymie niebezpieczeństwo, że nieliczne pokolenie, które będzie musiało utrzymać emerytów, będzie wolało wyemigrować niż poddać się coraz wyższemu poziomowi obciążeń fiskalnych, a oszczędności na emeryturach przybiorą bardziej drastyczną formę niż to się dzieje w Japonii, gdzie w związku ze zwiększeniem ilości jubilatów do około 20 tyś. tegoroczne wrześniowe podarki dla nich w postaci 94g pucharków do sake będą miały wagę o 1/3 mniejszą. Na świecie realizowane są różne działania wspierające finanse publiczne polegające na wsparciu rodzin – gdy rodzi się dziecko koszt utrzymania wzrasta średnio o 30 proc. W Japonii w ramach działań ratunkowych i pomimo kryzysu rodzice uzyskają zwiększony do 780 PLN miesięcznie (26 tys. jenów) zasiłek rodzinny na każde dziecko. Te kraje, które są skuteczne w kreowaniu polityki prorodzinnej i mają prostą zastępowalność (Francja i kraje nordyckie), mają skuteczne pakiety prorodzinne i aby takie były, muszą wynosić 3-4 proc. PKB bezpośredniego wsparcia dla rodzin. We Francji poza wielorakimi świadczeniami system ulg podatkowych powoduje że "przy trzecim dziecku dopłaty dorównują płaconym przez rodzinę podatkom […i…] wbrew obiegowym opiniom - tylko co trzecie dziecko rodzi się w rodzinach imigranckich." Według raportów unijnych "Polska najgorzej dba o rodzinę i dzieci. Na pomoc społeczną i świadczenia rodzinne wydajemy rocznie tylko 0,8 proc. naszego PKB, trzy razy mniej niż przeciętny kraj członkowski. Pod tym względem wyprzedza nas nawet biedna Rumunia. Jesteśmy też krajem Unii, w którym dzieci najbardziej zagrożone są ubóstwem. Polska musi jak najwcześniej zacząć realizować prorodzinną politykę, zamiast zajmować się rozważaniem działań, które gwarantują zapaść finansów publicznych najbliższych latach, nawet jeśli odmienne propozycje przedstawiają największe autorytety gospodarcze kraju.
Skalę problemów finansowych, które czekają Polskę o ile nie podejmie adekwatnych działań prorodzinnych ukazują Przy czym jeśli tych działań się nie podejmie w ciągu najbliższych kilkunastu lat to od 2032 40 proc. wpływów podatkowych St. Zjednoczonych byłoby potrzebne na sfinansowanie świadczeń emerytalno-zdrowotnych.
Zgodnie z wyliczeniami brytyjskiego tygodnika The Economist nakłady na zdrowie i na emeryturę w okresie starzenia się społeczeństwa, jeśli nie zostałyby podjęte żadne działania, wzrosłyby w krajach wysokorozwiniętych dwukrotnie do poziomu 25 proc. PKB w 2050 r. I jest to poziom nie do utrzymania dla finansów publicznych. W Polsce sytuacja jest znacznie gorsza ze względu na brak jednego dziecka w każdej rodzinie do osiągnięcia prostej zastępowalności już obecne. A w 2030 roku liczba osób uprawnionych do świadczeń emerytalnych wzrośnie dwukrotnie. I jeśli nie nastąpią żadne zmiany to Polska będzie musiała przeznaczać o 10 proc. PKB więcej na świadczenia emerytalno-zdrowotne. Albo ograniczyć poziom tych świadczeń o 50 proc. Pamiętajmy że tylko i wyłącznie z powodów starzenia się naszego społeczeństwa należy oczekiwać konieczności zwiększenia podaży usług medycznych o 3 proc. rocznie. Przez najbliższe 20 lat będziemy więc pod presją ograniczania wydatków lub zwiększania podatków w wysokości 0,5 proc PKB rocznie tylko z powodu starzenia się społeczeństwa. Na to nakłada się olbrzymie niebezpieczeństwo, że nieliczne pokolenie, które będzie musiało utrzymywać emerytów będzie wolało wyemigrować niż poddać się coraz wyższemu poziomowi obciążeń fiskalnych.
Japoński przemysł w opałach
Przykładem kraju, który boryka się z tymi problemami, mimo że leży w regionie dynamicznego rozwoju, jest Japonia. W Japonii nawet w 2007 r., w którym gospodarka była bliska pełnego zatrudnieniu płace, spadły. A do 2007 r. pięcioletnie ożywienie miało niewielki wpływ na dochody gospodarstw domowych które wzrastały przeciętnie o zaledwie 1,1 proc. rocznie, a więc na tym samym poziomie co podczas "straconej dekady" lat dziewięćdziesiątych. Kraj ten się starzeje i w efekcie w ciągu najbliższej dekady spadnie tam ilość osób w wieku produkcyjnym aż o 9 proc. Będzie to olbrzymim wyzwaniem dla japońskiego przemysłu, ale jest też olbrzymią zmianą, jeśli chodzi o kwestie dotyczące akumulacji oszczędności w tym kraju. Zauważmy, że od 1990 r. z powodu starzenia się społeczeństwa zmniejszył się prawie dwukrotnie udział oszczędności w dochodach gospodarstw domowych: z ponad 10 proc. do 2,2 proc. w 2007 r.
Jednym z punktów zwrotnych podejścia do gospodarki na świecie jest dojście do władzy i zmiana strategii gospodarczej w Japonii. Demokratyczna Partia Japonii, która zwyciężyła w wyborach, uznaje za jednym z głównych postulatów wsparcie rodzin, w miejsce przedsiębiorstw i unifikację systemu emerytalnego. Co charakterystyczne i podaje Bloomberg wyborcy dali tej partii mandat idący w kierunku zmiany priorytetów, w kierunku istotnego zwiększenia pomocy dla rodzin, wśród których niemalże ¼ populacji będzie powyżej 65. roku życia w 2014 r. DPJ zakłada zwiększenie pomoc dla dzieci i nakładów na edukację, przy czym zmniejszy wydatków na drogi, mosty, roboty publiczne. W tym momencie można powiedzieć, że to co powinno się postulować w Polsce to równoległe istotne wsparcie dla rodzin wielodzietnych, przy równoczesnym rozwijaniu nakładów na infrastrukturę, które chce zredukować Japonia, po to aby w przyszłości gdy dzieci dorosną mogły z nich korzystać.
Ignorowanie problemu
Finansiści, demografowie alarmują, że zbliża się załamanie finansów publicznych i obecnego sposobu zarządzania gospodarką społeczną. Rządy, starając się przeciwdziałać temu załamaniu, proponują coraz to nowe programy polityki prorodzinnej, a tematem przyszłorocznego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos będzie debata na temat przyszłości zabezpieczenia emerytalnego i zdrowotnego. Podczas gdy w Polsce, która od 20 lat ma problem z zastępowalnością pokoleń, prof. Leszek Balcerowicz określił mianem "psucia finansów publicznych" uchwalenie ulg podatkowych i becikowego i zaproponował w ramach naprawy systemu finansów publicznych ich likwidację. Nawet Jacek Żakowski zaprotestował przeciwko tego typu pomysłom, stwierdzając, że "Kryzys zwiększa poczucie niepewności powstrzymujące ludzi przed posiadaniem dzieci." Oraz że poczucie niepewności części potencjalnych ojców lub matek może zostać dodatkowo wzmocnione, bo niektórzy mogą odnieść wrażenie, że likwidacja tych ulg i becikowego jest zapowiedzią zerwania ze wspieraniem rodziców przez państwo i w efekcie, zwłaszcza dla młodych ludzi, "może to być bardzo emocjonalnie i decydujący argument przeciw posiadaniu dzieci."
Jaka perspektywa
Jeśli w Polsce nie poprawi się liczebność polskich rodzin to będziemy przypominali japońską, opisywaną przez Financial Times gminę Otoyo, która jest społeczeństwem, jakie będzie dominowało w Japonii już za dwa pokolenia, o ile polityka prorodzinna nie przyniesie znaczących sukcesów. Jeśli wziąć pod uwagę tę gminę, która jest prognozą zapaści demograficznej i ukazuje japońską demograficzną konwulsję, to na skutek procesu starzenia i emigracji młodych ludzi w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ilość mieszkańców spadła do 5,5 tys. W jednym z jej osiedli gdzie mieszka 65 osób, żyje zaledwie jedno dziecko. Wiek przeciętny w tym roku wynosi 65 lat, a więcej niż połowa mieszkańców jest w wieku powyżej 65 roku życia. Charakterystyczne jest również to, że na trzy szkoły średnie, które ostatnio funkcjonowały, dwie zostały zamknięte. Bardzo możliwe jest że te ośrodki zostaną przemienione w domy starców. W 2020 w Polsce dzieci w wieku 10-14 lat będzie o ponad 44 proc. mniej niż obecnie, co sytuuje nas w czołówce spadku w Europie. Gospodarka tej gminy maleje od 5 do 10 proc. rocznie i o ile wszyscy mieszkańcy zarabiają w sumie 1 mld 200 mln jenów, to otrzymują transfery z zewnątrz w wysokości 2 mld 880 mln. W sytuacji gdy społeczeństwo nie miałoby takowych transferów, a nic nie wskazuje na to aby UE zwiększyła transfery do Polski na taką skalę, oznaczałoby to w praktyce spadek dochodów do zaledwie 30 proc. To, że tak mało produkuje się w tej gminie powoduje, że nie wiadomo kto w przyszłości spłaci bardzo duże zadłużenie w wysokości 6 mld jenów.
Opłaty i podatki lokalne w tej miejscowości są coraz wyższe, podczas gdy świadczenia gminy są ukierunkowane na pomoc najstarszym, wypychając dodatkowo młode pokolenie. Ponadto różnego rodzaju lokalne zobowiązania sprzątania i dbania o porządek poprzednio polegały opłacie drobnych dodatkowych kwot w zamian za te służebności. Brak ludzi młodych, którzy by chcieli podjąć się tych robót, powoduje, że starsze osoby muszą same zająć się tym i jakoś temu podołać. Znaczna część osób w szpitalu, które zajmują się osobami starszymi, to ochotnicy, przy czym, co charakterystyczne, są to osoby starsze i które według "Financial Times" są zarówno klientami, jak i wolontariuszami, którzy w szpitalu dzielą się na tych poddanych opiece i tych, którzy się nimi zajmują. Znalezienie osób do opieki nad starszymi staje się coraz trudniejsze mimo znaczących dofinansowań transferów, które wpływają dla mieszkańców gminy. Stara się ona zapewnić specyficzne usługi: dofinansowuje przejazdy taksówką do szpitala lokalnego, które kosztują przez to mniej i wynoszą 500 jenów, jak i dofinansowuje przejazdy do szpitali poza tą miejscowością, które kosztują 1000 jenów. Obecnie rozważane jest dostarczenie mieszkańcom telefonów komórkowych z GPS-em i przyciskiem alarmowym wzywającym karetkę pogotowia. Alternatywą dla kraju w którym wskaźnik urodzeń wynosi 1,3 dziecka, zgodnie z Mikko Myrskyla z Uniwersytetu Pensylwanii opublikowanym w Nature jest coroczna imigracja równa 1,5 proc. populacji, a więc w przypadku Polski ok. 600 tyś. rocznie.
Narastające zobowiązania, a imigracja
W Polsce również deficyt budżetowy finansów publicznych wzrasta dwukrotnie i to przy całym akompaniamencie stwierdzeń, że wzrasta nieznacznie. Tylko utajnienie bilionowych zobowiązań ZUS-u względem emerytów, nie publikowanie sumy kont emerytalnych, w tym tzw. kapitału początkowego pozwala na kontynuowanie antyrodzinnej polityki fiskalnej. Na to nakłada się brak odpowiedniej polityki gospodarczej, skutkujący chronicznymi deficytami budżetowymi i przyrostem zadłużenia publicznego. Ten dotkliwy kryzys, na którym się obecnie koncentrujemy, nie stanowi najpoważniejszego problemu dla długookresowej stabilności finansów publicznych w naszym kraju, gdyż świat, a zwłaszcza Polska, obecnie stoi w obliczu nowego i to znacznie bardziej niebezpiecznego kryzysu w systemie zabezpieczenia emerytalnego i świadczenia usług zdrowotnych. Z każdym dniem w Polsce rosną nieskapitalizowane zobowiązania wobec ludzi uprawnionych do otrzymywania tych świadczeń na skalę zobrazowaną w wyliczeniach amerykańskich. O braku wyobraźni dotyczącej sposobu powstawania tych zobowiązań może świadczyć niedawny pomysł Ministerstwa Zdrowia polegający na zrekompensowaniu wysiłku lekarzy propozycją objęcia ich przywilejem wcześniejszych emerytur.
Istnieje też aspekt społeczny. Będzie zanikać siła społeczna. I Polska prowadząca otwartą politykę imigracyjną utraci swój narodowy charakter. Przykładem może być Hiszpania która w ostatnich latach przyjęła wielomilionową rzeszę imigrantów. Financial Times analizując tą politykę wyliczył że starając się utrzymać dotychczasowy poziom zabezpieczenia społecznego w następnych dziesięcioleciach Hiszpania musiałaby przyjąć kolejne dziesiątki milionów imigrantów. W numerze The Economist z 25 lipca 2009 r. specjalny raport wylicza że już w ciągu najbliższych dwóch dekad w przeciwieństwie do Polski i Europy populacja krajów arabskich wzrośnie o 40 proc., a dzieci w wieku do 19 lat jest tam dwa razy więcej w społeczeństwie niż w Europie. W efekcie dodatkowo 150 mln obywateli tych państw będzie szukała zatrudnienia w swych krajach i w ościennej Europie. "Młodzieńcze społeczeństwo muzułmańskie na południu i wschodzie Morza Śródziemnego skolonizuje starzejącą się Europę. Na to nakłada się dechrystianizacja państw zachodnich." Kontynuowanie dotychczasowej polityki imigracyjnej przez Hiszpanię będzie oznaczało pokojowa re-rekonkwistę tego kraju po 500 latach. W przypadku Polski oznaczało będzie dodatkowy proces silnego wyludnienia.
Niepokojące rozważania
Badania nad kosztami ochrony zdrowia jak i dążenie do ich ograniczenia często koncentrują się na tzw. "jakości życia" osób starszych. Geriatra Muriel Gillick z Harvard Medical School twierdzi że fakt że ludzie uważają "że zawsze można być uleczonym" prowadzi do zbyt dużej ilości zabiegów pod koniec życia, a które przedłużają długość życia nieznacznie jeśli w ogóle, mogąc powodować niekonieczne cierpienie. Jej zdaniem lepiej by było zamiast starania o przedłużenie życia o godziny lub tygodnie skoncentrować się na pacjentów "jakości życia". Przy okazji tych rozważań przytaczane są statystyki mówiące o tym że w całości wydatków ludzi na ochronę zdrowia jest silna ich koncentracja w ostatnim roku-dwóch życia, a szczególnie w ostatnim półroczu. Ponadto w krajach OECD opieka długotrwała stanowi 15 proc. kosztów całości wydatków. Przy czym o ile obecnie 80 proc. nakładów jest świadczona przez rodzinę i znajomych w tradycyjny sposób opieki nad starszymi o tyle w związku z tym że w przyszłości będą oni mieli mniej czasu na to państwo będzie musiało przejąć te zadania. Pytania jakie są zadawane dotyczą tego jak ten dodatkowy obowiązek zostanie sfinansowany.
W debacie amerykańskiej UnitedHealh przygotował raport dla parlamentarzystów w którym przytoczył wyliczenia o tym, że 27 proc. wydatków Medicare jest wydatkowane podczas ostatniego roku życia pacjenta na "wątpliwe testy i procedury szpitalne". Chcąc "pomóc" politykom znaleźć konieczne fundusze jednocześnie proponuje aby zaoszczędzić na tych wydatkach $18 mld w ciągu następnych 10 lat, poprzez wysyłanie chorych do hospicjów i rozwój "innych usług".
Podczas toczonej debaty której pierwotnym celem miało być rozszerzenie zakresu ochrony zdrowia stawiane są pytania dotyczące tego w jaki sposób państwo ma na niej zaoszczędzić. Pytania typu "Czy doktorzy powinni starać się uratować jak największą liczbę pacjentów, czy największą liczbę lat życia?[...] Nikt nie ma wątpliwości że $1.000 na życie dziecka to dobrze wydane pieniądze. Ale co sądzić o $1 mln na przedłużenie o tydzień życia w cierpieniach nieuleczalnie chorego? Również kto ma za to zapłacić". Tego typu pytania są zadawane w debacie, ale również w otoczeniu prezydenta. Doradca Cass Sunstein nawet opisała obszernie, które z zabiegów ratowania życia są najbardziej efektywne kosztowo, a brat szefa doradców Ezekiel Emanuel za swoją publikację w czasopiśmie medycznym Lancet otrzymał nawet przydomek "Dr Śmierć". Opisał w nim nie tylko zasady kolejności zabiegów transplantacji, ale nawet pierwszeństwa w szczepieniach. Uznał w nich między innymi priorytet dla "młodych ale dorosłych", a na dodatek pokazał wykres ze strukturą wyborców poniżej i powyżej idealnego wieku i ile ich życie jest warte.
Wrześniowa wkładka "Financial Times" źródło faktu, że Amerykanie jedynie na leki wydawali w 2008 r. $1018,2 o 16,8 proc. więcej niż w 2004 r. widzi w nieefektywności kosztów medycznych. Cytując Journal American Medical Association zauważa, że tylko 11 proc. z 2700 zatwierdzonych rekomendacji leczących chorobę wieńcową ma naukowe udokumentowanie. Podczas gdy pozostałe są oparte na opiniach eksperckich. Podobnie inne opracowanie zawarte w British Medical Journal zauważa, że tylko 13 proc. zabiegów medycznych daje pozytywny wynik, podczas gdy aż w 48 procentach efektywność ich jest nieznana. O ile działania oceniające efektywność procedur medycznych są konieczne, aby ograniczyć marnotrawstwo społecznych środków w tej sferze jak i skuteczność leczenia pacjentów. O tyle debata powyższa koncentrując się na kosztach i tzw. "jakości życia" osób starszych wzmaga obawy że błędnie ukierunkowana "reforma służby zdrowia doprowadzi do Nazi-style eutanazji".
Koszty efektywności działań w służbie zdrowia, często są oparte na procedurach Narodowego Instytutu Zdrowia (NHS) w Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza Nice (National Institute for Heath and Clinical Excellence). Są one obecnie, mimo swojej kontrowersyjności, bardzo szeroko badane aż w 40 krajach od 2003 r., a Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała Nice jako "światowego lidera" w ocenie medycznych technologii, a Bank Światowy sponsorował i finansował projekty Nice w wielu krajach. Najbardziej kontrowersyjną analizą jest oparcie przy ocenie wyniku zabiegów na tzw. QALY (lata życia z uwzględnieniem ich jakości). Ta miara stara się ocenić koszt zabiegu medyczny zarówno w ilości przewidywanych lat życia jak i jakości tego życia. Krytycy tych procedur ukazują, że tak skonstruowany miernik uwzględniający jakość życia po zabiegu, tak naprawdę wycenia przydatność ekonomiczną życia człowieka na tle kosztów procedur medycznych. Ustanowienie limitu przez Nice na poziomie 30 tyś. funtów na rok QALY powoduje, że wszelkiego typu droższe procedury dla osób starszych są odrzucane z automatu jako nieefektywne społecznie. Limitując wydatki publiczne na zdrowie powodują, że niski poziom założonych kosztów zmusza do odmowy świadczenia pomocy medycznej jak i może mieć wpływ na ograniczenie rozwoju technologii medycznych. Niestety ale szybkie starzenie się społeczeństwa polskiego spowoduje przeniesienie się tej "demoralizującej" dyskusji o wartości ludzkiego życia również do naszego kraju.
Debata zdrowotna
Reforma lecznictwa to kluczowa reforma z jaką zmierza się obecna administracja prezydenta Obamy. Choć na reformie zdrowia połamał już sobie zęby w początku swej prezydentury w latach 90-tych Bill Clinton, Obama postanowił zrealizować swoją obietnicę wyborczą. W USA, nie istnieje obowiązek posiadania ubezpieczenia medycznego, lecznictwo zdominowane jest przez firmy prywatne. Obama chce stworzyć pierwszy w historii Ameryki państwowy program ubezpieczeń dostępny dla wszystkich obywateli. Twierdzi, że pozwoli rozwiązać największą bolączkę obecnego systemu, jaką jest ogromna (ponad 46 mln) liczba nieubezpieczonych. Koszty reformy pochłoną 856 mld USD, a zwiększenie zakresu ubezpieczeń zgodnie z wypowiedzią szefa Republikanów w Senacie Mitch’a McConnell’a w większości ("prawie pół biliona") będą finansowane poprzez zmniejszenie kosztów programów dla osób w podeszłym wieku z Medicare. Zgodnie z planem Max’a Bacus’a 215 mld uzyska się z nałożenia 35-procentowego podatku na ubezpieczenia zdrowotne kosztujące rocznie powyżej $8 tyś na ubezpieczonego i $21 tyś na rodzinę rocznie. Przeciwnicy ostrzegają przed nacjonalizacją służby zdrowia, straszą wizją długich kolejek i spadku jakości usług. Na swej stronie w portalu Facebook Sarah Paulin, była republikańska kandydatka na wiceprezydenta napisała: "Ameryka, którą znam i kocham, to nie jest kraj, w którym moi rodzice czy moje dziecko z zespołem Downa musieliby stawać przed »komisją śmierci« Obamy. Przed biurokratami, którzy mieliby decydować, czy na podstawie ich »przydatności społecznej« przysługuje im opieka zdrowotna". A ekspert konserwatywnego American Enterprise Institute Joseph Antos, stwierdza, że koszta są piętą achillesową reformy Obamy: "Zmiany, które on chce zrealizować, kosztowałyby co najmniej 2 – 3 biliony dolarów".. Ostateczny kształt reformy zdrowia w bólach wyłania się z debaty w Kongresie. Obama proponuje m.in. stworzenie państwowego programu ubezpieczeń zdrowotnych jako bardziej dostępnej alternatywy dla programów prywatnych, a także wprowadzenie zakazu dyskryminacji klientów w postaci odmowy ubezpieczenia klienta, oraz podwyższania składki z powodu wcześniejszych problemów zdrowotnych. Podczas gdy zwolennicy zapewniają, że Amerykanie utrzymają pełną swobodę wyboru lekarza, to krytycy argumentują, że w ramach planu Obamy ograniczona zostanie opieka nad osobami śmiertelnie chorymi, a nawet że wspierana będzie eutanazja i ostrzegają, że w nowym systemie państwo subsydiować będzie aborcję. Hierarchowie z Kansas - ks. abp Joseph F. Naumann i ks. bp Robert W. Finn - wskazują w artykule omawianym przez portal LifeSiteNews, że: " Biorąc pod uwagę zamiłowanie naszych sądów w ciągu ostatnich 35 lat do niejasnego formułowania praw człowieka, konieczne jest wyraźne wyłączenie tzw. usług aborcyjnych z zakresu usług podstawowych" i apelują o utrzymanie klauzuli sumienia, dzięki której pracownicy służby zdrowia mają prawo odmówić wykonywania zabiegów niezgodnych z prawem naturalnym. Również ks. bp Samuel Aquila z Dakoty Północnej podkreśla, że z opieki zdrowotnej muszą być wykluczone "wszelkie przepisy dotyczące działań zaprzeczających godności życia ludzkiego, zwłaszcza aborcji, eutanazji i badań nad embrionalnymi komórkami macierzystymi". O ile obawy biskupów można traktować jako naturalne dla środowiska katolickiego, o tyle są one również uwiarygodniane przez opinie zamieszczane w The Economist o tym, że język ustawy jest tak obszerny, że po jej uchwaleniu administracja będzie mogła dodać finansowanie aborcji do wydatków publicznych.
Odmienna struktura rodziny i inne potrzeby
Te kraje które przeżywają demograficzne załamanie zostaną skonfrontowane z szeregiem wyzwań ekonomicznych, politycznych i socjalnych w zarządzaniu starzejącym się społeczeństwem i zagwarantowaniem im właściwej jakości życia. Proces ten będzie następował gwałtownie, gdyż w wielu krajach proces narastania ilości ludzi starszych i starych będzie następował szybko i to w dwóch płaszczyznach- relatywnie i w liczbach absolutnych. Starzenie się społeczeństwa będzie miało silny wpływ na procesy społeczne i ekonomiczne. Już obecnie obserwujemy nadzwyczajną aktywność grup, które oddziaływają na zmiany w kierunku reorientacji produktowo-usługowej w kierunku lepszej akomodacji warunków bytu ludzi starszych. Przykładowo w USA jedną z najbardziej wpływowych jest AAST poprzedniczka American Association of Retired. Ich aktywność zawdzięczamy ekspansję wypoczynku, produktów i usług nakierowanych na emerytów (rozwój wyjazdów rekreacyjnych, Spa, reklam nakierowanych na ten segment rynku, jak i specjalistycznych czasopism, nie wspominając o lekach, czy też pomocnych robotach). Zastanawiając się nad potrzebami w przyszłości nie wystarczy ekstrapolować obecnych trendów, ale należy uwzględnić w jaki sposób ten proces będzie wpływał na transfery międzypokoleniowe, jak i konflikty generacyjne, rodziny również w aspekcie podziału dochodów i spraw majątkowych. Starsze pokolenie z natury ma obawy dotyczące zdolności do sfinansowania kosztów ochrony zdrowia, opieki nad niepełnosprawnymi, czy niechęci do przebywania w domu starców. Starzejące się społeczeństwo z natury charakteryzuje się większym poziomem niepewności i nierówności majątkowych niż pokolenia z okresu boomu. Starzenie się społeczeństwa oznacza nie tylko fakt, że społeczeństwo będzie miało więcej czasu do spędzenia, ale przede wszystkim że będzie przeznaczało więcej środków na służbę zdrowia, a poziom stawek ubezpieczeniowych znacząco wzrośnie. W praktyce oznacza że państwo będzie musiało w znacznie większym stopniu finansować emerytury i potrzeby emerytów opodatkowując dodatkowo młode pokolenie. Niskie emerytury w połączeniu z presją na indywidualną zapobiegliwość spowodują że majątek emerytów będzie w coraz większym stopniu przeznaczany na sfinansowanie ich potrzeb, a w mniejszym stopniu będzie kapitałem młodszego pokolenia. Zanik młodego pokolenia będzie prowadził nie tylko do zmiany charakteru miejscowości, ale przede wszystkim do zmiany struktury rodziny w kierunku coraz mniej licznych jednostek. Rodziny o charakterze horyzontalnym z licznym rodzeństwem i ich dziećmi przemienią się w pionowe w których będzie mało dzieci, a dużo osób starszych wliczając w to dziadków i pradziadków którzy będą wymagali opieki. O ile część małżeństw spędzi większość swojego życia bez dzieci po ich wyprowadzeniu się z domu, inni będą w tym czasie się rozwodzić i nawiązywać nowe związki osłabiając w efekcie związki rodzinne.
Aby sprostać tym wszystkim wymaganiom należy uwzględniać w swoich rachubach finansowych fakt starzenia się społeczeństwa i aktywnie jemu przeciwdziałać. Istnieje obawa, że brak reakcji w odpowiednim czasie doprowadzi do sytuacji w której Polska stanie się dużym dom starców z którym nikt nie będzie się liczył, a brak podatników doprowadzi do tego, że nie będzie wystarczającej liczby osób aby sfinansować niezbędne potrzeby starzejącej się populacji.
Problemy funduszy emerytalnych
Charakterystycznym w obecnej debacie, której wynik będzie miał olbrzymi wpływ na nowe paradygmaty ekonomiczne jest to, że podmioty gospodarcze spoza sektora, które przeżywają kłopoty, ale które są w mniejszym stopniu dotknięte kryzysem, starają się odwrócić uwagę opinii publicznej od własnych niepowodzeń przenosząc je na problemy dotyczące służby zdrowia, wzmagając niepotrzebny chaos. Dobrym przykładem jest sektor zobowiązań emerytalnych, silnie dotknięty przez obecny kryzys finansowy, a z drugiej strony przez starzenie się społeczeństwa. Otóż największych funduszy emerytalny w Stanach Zjednoczonych i czwarty na świecie Calpers (największym posiadającym aktywa w wysokości 1.095 mld jest nomen omen japoński GPI), który zarządza 190 mld aktywów w Kalifornii, wynajął jednego z czołowych federalnych lobbystów, Thomasa Luciera, aby wspierał działania legislacyjne w Kongresie, ale w aspekcie dotyczącym ubezpieczeń zdrowotnych. Calpers jest przykładem funduszu, który został bardzo silnie dotknięty przez załamanie na rynku kapitałowym i narastanie zobowiązań związanych z wypłatą przyszłych emerytur. Ostatni raport ukazuje spadek wartości aktywów o 23 proc., co jest najgorszym rezultatem w jego 77-letniej historii. W czerwcu aktywa były w stanie pokryć zaledwie 87 proc. zobowiązań emerytalnych. Co gorzej zobowiązania powyższe nie będą już właściwie wyceniane ze względu na wprowadzone nowe rozwiązania rachunkowe. Kalifornia, która przeżywa olbrzymie problemy związane z kryzysem, deficyt budżetu na poziomie 24 mld USD, a walcząc z nim zmniejszyła płace pracowników stanowych o 14 proc. poprzez wysyłanie ich na bezpłatne urlopy, również w przypadku konieczności pokrycia strat emerytalnych chwyciła się trików księgowych. Zamiast powiązania zobowiązań ze składkami, Calpers zmienił zasady pokrywania strat i rozłożył je na 30 lat, co w praktyce oznacza przerzucenie problemu na przyszłe pokolenie emerytów i podatników stanowych
Polska domem starców?
To, co jest charakterystyczne w polskiej debacie gospodarczej obecnie, to z jednej strony brak odesłania do konieczności zainicjowania polityki prorodzinnej, a z drugiej strony nieprawidłowe traktowanie sektora OFE jako elementu znajdującego się poza sektorem finansów publicznych. Zaklęty krąg biedy rodzin wielodzietnych spowodowany brakiem wsparcia dla rodzin jest przyczyną wykluczenia które trafnie zostało opisane przez R. Ziemkiewicza: "Państwo walczy z nędzą, sterylizując biedotę, aby się nie rozmnażała i odbierając normalnej, kochającej rodzinie dzieci, ponieważ ma mało pieniędzy". Ponadto istnienie różnych grup uprzywilejowanych, które przechodzą w Polsce na emeryturę wcześniej, a które nie płacą za to adekwatnej składki, nie tylko rozsadza finanse publiczne, ale również prowadzi do nieprawidłowej wyceny kosztów pracy. Dlatego też obecny kryzys należy traktować jako katalizator debaty dotyczącej struktury instytucjonalnej zarówno na świecie jak i w Polsce, zarówno pod względem naukowym, jak i ukształtowania właściwej polityki gospodarczej. Polska również musi sobie podobne pytania zadać i nie dopuścić do tego, aby błędna polityka instytucjonalna w połączeniu z brakiem polityki prorodzinnej doprowadziły do emigracji nielicznego młodego pokolenia, zmniejszenia liczby miejsc pracy i wyludnienia Polski, a w efekcie zamiany naszego kraju w wielki europejski dom starców.
Dlatego też to co jest kluczowe w przypadku Polski to należy liczyć zobowiązania, które narastają z powodu starzenia się społeczeństwa, przeciwdziałać im w postaci prowadzenia polityki prorodzinnej, bo inaczej obciążenie kosztów pracy obecnego pokolenia będzie tak dramatycznie wysokie, że będą wypychały miejsca pracy z Polski. Patrząc globalnie to koszty starzenia się społeczeństwa dotkną dramatycznie wszystkie kraje i to zarówno bogate jak i biedne które nie realizują polityki prorodzinnej. Miejmy nadzieję, że Polska do tego czasu zmieni swoje nastawienie idąc przykładem Japonii i nie wda się w dyskusję w jaki sposób zaoszczędzić na mniej wartościowych obywatelach.
Cezary Mech
* Powyższy tekst został przygotowany na spotkanie w siedzibie portalu Fronda.pl, które odbyło się w dniu 24 września 2009 roku. Jego treść jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie odzwierciedla stanowiska instytucji, z którą jest obecnie związany zawodowo. Autor jest absolwentem IESE (Barcelona), byłym prezesem UNFE i podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów.
[video:http://www.youtube.com/watch?v=3h4YnE5Bh8s]
Ważne lektury:
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »