Przyglądając się temu, co działo się dookoła przez ostatnie dwa tygodnie, przecierałam oczy ze zdumienia. Na portalach społecznościowych i w realnym życiu podział na naszych, waszych i schowanych okazał się ostry jak brzytwa. Julcie i Julie w towarzystwie Janów wzniosły wrogie i wulgarne okrzyki. Przeciw życiu najpierw, potem przeciw politykom, wreszcie przeciw Bogu.


Do tablicy zostali przywołani wszyscy i obowiązkowo mieli się opowiedzieć po jednej stronie, tej według krzykaczy, właściwej. Stawką był bojkot towarzyski i odrzucenie. Tolerancji w tym wypadku nie przewidziano. Kto miał zdanie odmienne, uznany został za głupca.
Trudno w takiej chwili uciec od obrazu św. Mateusza, u którego mamy jasną wizję czasów ostatecznych:

Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. (Mt 25, 31-46)

Awantura nie była dyskusją na argumenty i racje, to był pokaz siły próbującej wahających się ustawić po stronie śmierci. Dla katolika prawem jest 10 przykazań i przestrzeganie 10 przykazań wyznacza jego drogę. Tu nie ma miejsca na zastanawianie się nad tym, czy tego można zabić, a tamtemu darować życie, i nie znajdziemy tu żadnych rozważań na temat mniejszego i większego zła. Możemy wszcząć dyskusję na temat każdego z przykazań, rozmyć problem, usprawiedliwić wszystko. Więcej, możemy łamać przykazania, ale to niczego nie zmienia.  Zło pozostanie złem. Dokonane obróci się przeciwko nam i uderzy z ogromną siłą. Wiedzą o tym ci, których Pan Bóg nie pozbawił inteligencji.


Na ulice wyszła ideologia – konsumpcjonizm, przed którym przestrzegał nas Jan Paweł II. To wszystko czym mamią nas obrazki na ekranie telewizorów. Ominąć problem, ominąć cierpienie, usunąć śmierć sprzed naszych oczu. Używać - to jest celem. Wielu z nas żyje w bańce: cicho, spokojnie i bezpiecznie.

Pandemia palcem pokazała, że nic nie jest wieczne, zaś życie kończy się śmiercią. Każde. Nie wiedzą o tym nastoletnie Julcie w markowych kurteczkach i buciczkach, wołające po demonstracji: ja chcę do domu, dlaczego ja nie mogę iść do domu? Julcie, które chcą wojny, ale nie kojarzą jej z gwałtem, głodem, chorobą i właśnie wspomnianą śmiercią. Dlaczego Julcie miałyby kojarzyć, skoro na szklanym ekranie oglądają szczęście, które mają obowiązek odczuwać nawet wtedy, gdy wsypują sól do zmywarki…


Julcie krzyczą o prawo do własnego ciała. Duże kobiety też krzyczą o prawie do własnego ciała.
Tymczasem człowiek jest istotą społeczną, bo gdyby było inaczej, zginąłby bardzo szybko. Jesteśmy skazani na siebie – potrzebujemy wielu ludzi wokół, którzy nam zapewnią zdrowie, pożywienie, ochronę. Nikt nie jest samowystarczalny. Julcie wyrosną na Julie, a Julie się w końcu zestarzeją. Ciekawe, kto im zapewni godną starość? Zapewne przez moment problem rozwiąże powszechna eutanazja. A potem to już wojna na maczugi…Bez Jasiów, którzy nie wyrosną na Janów, nie będzie świata. W imię rzekomej wolności żaden Jan nie zapewni Julii wody, prądu, o jedzeniu nie wspominając. Jeśli wszyscy będziemy chcieli używać życia, to kto będzie pracował? Prostackie? Tak, bo chyba nie da się inaczej dotrzeć do tych, co logikę mają za matkę głupich.

 
Czy dzisiejszy krzyk nie jest krzykiem rozpaczy dużej Julii za utraconą radością wolności bez Julci? Czy przypadkiem duże Julie nie oznajmiły swoim córkom, że ich nie kochają, że wybrałyby inaczej, gdyby… Czy Julcia, która zachoruje i będzie wymagała całodobowej opieki, zostanie uśpiona niczym zwierzę, bo mama nie będzie miała siły cierpieć i patrzeć na cierpienie?

 
W necie roi się od próśb o leki dla śmiertelnie chorych dzieci, tysiące kobiet udostępnia posty i pomaga chorym, widząc rozpacz matek. Nadzieja na wyzdrowienie jest nikła jak bańka mydlana, ale jest. Czy te walczące o grosze Julie chciałyby dla swoich chorych Julci śmierci? Jestem pewna, że nie. Ale już za chwilę, ci co nie mają chorych dzieci, starych rodziców w domu, chorych mężów i żon, zadecydują w imieniu chorych, w naszym imieniu i wszelkich ubezpieczalni, zadecydują nie tylko w mediach, że mojej i twojej mamie dobrze zrobi eutanazja, uwolni ciebie i ją, a przede wszystkim gospodarkę od bankructwa. Posługując się rzekomym współczuciem mord uczynimy powszechnym. Ten kto myśli, że jest lepszy, że go ominie, że mu się uda, jest zwykłym głupcem. Bez wyobraźni.
Nie mam zamiaru dyskutować o tym, jak wielkim cierpieniem jest chore dziecko, chory członek rodziny, chory bez nadziei na uleczenie, to jest oczywiste. Całe zastępy cichych bohaterek pielęgnują swoich bliskich. Są hospicja, w których nie brakuje pełnych poświęceń medyków i wolontariuszy, opiekują się cierpiącymi, bo widzą w tym sens. Sens, którego nie widzą ci, którym wzrok i słuch celowo odebrano.

  
Kiedy przychodziły na świat moje dzieci, a mam ich czworo, my. Julie, też miałyśmy wybór. Przecież łatwo było się usprawiedliwić – zbyt małymi dochodami, małym mieszkaniem, brakiem pracy. Decyzja na tak powodowała, że każda z matek wielodzietnych musiała zmierzyć się z wieloma problemami. Liczonymi przez ilość dzieci. Wszystko trzeba było mnożyć i dzielić, a gorsz obracać na cztery strony.  Czy to było łatwe, czy to mogło być łatwe?

 
Cierpiąc z cierpiącymi matkami dzieci śmiertelnie chorych, nie mogę powiedzieć, nawet nie mam prawa powiedzieć, że jestem przeciw życiu. Gdybym stanęła po stronie śmierci - moje życie i życie moich najbliższych straciłoby sens, a śmierć zadana człowiekowi w jakikolwiek sposób, zostałaby usprawiedliwiona.


Niestety ten nurt cywilizacji zagłady musimy odeprzeć, abyśmy po raz kolejny nie powiedzieli patrząc w historię, że „człowiek człowiekowi zgotował ten los”.

Barbara Dziuk