Grożąc światowi bronią jądrową, której nie zamierza używać, Putin odwraca uwagę Zachodu od prawdziwych zagrożeń. „Najważniejszą rzeczą w jego podejściu jest poprawa metod walki hybrydowej, której używał na Ukrainie i w Syrii przez najemników, »zielonych ludzików«, tajne operacje, cyberataki i siły konwencjonalne” – piszą autorzy badania opublikowanego w The Hill – informuje Voice of America.

Podejście Putina niemal sparaliżowało akcję USA w Syrii. Dlatego, jak piszą Frederick Kagan i Katherine Harris, nie można mu pozwolić, aby jego czyny wprowadzały w błąd Zachód w odniesieniu do charakteru możliwych działań wojskowych w Europie.

Amerykańscy politycy skupiają się na rosyjskich siłach konwencjonalnych, a nie na konfliktach hybrydowych. Według badań przeprowadzonych przez RAND Corporation, Rosjanie mogli w ciągu tygodnia mobilizować się wzdłuż granic z państwami bałtyckimi i bardzo szybko je okupować, a NATO nie będzie miało czasu na rozmieszczenie oddziałów.

Według autorów raportu, chociaż NATO rozmieściło część swoich wojsk w rejonie Bałtyku, jest to zbyt małe, więc konieczne jest rozmieszczenie większej liczby żołnierzy i przygotowanie się na wypadek niespodziewanego ataku.

Putin przygotowuje się do stosowania taktyki wojny hybrydowej lub wojny w „szarej strefie” w państwach bałtyckich, którą z powodzeniem zastosował na Ukrainie i w Syrii. Rosja z powodzeniem korzysta z najemników, żołnierzy bez znaków identyfikacyjnych, małych grup sił specjalnych, a także używa ograniczonych ataków lotniczych i rakietowych.

Autorzy zauważają również, że wspierając te działania, rosyjskojęzyczne media podsycają niezadowolenie mniejszości rosyjskojęzycznej, zwłaszcza na Łotwie, przygotowując w ten sposób warunki wstępne ruchu protestacyjnego, który może przekształcić się w prorosyjską rebelię. W tym samym czasie Moskwa wywiera presję na polityków w krajach NATO, aby byli gotowi uznać takie zamieszki za wewnętrzną sprawę tych krajów, tworząc przeszkody w stosowaniu postanowień zbiorowej karty obrony NATO.

Jest to zagrożenie, do którego powinny się przygotować kraje NATO. Według autorów raportu kraje sojuszu północnoatlantyckiego powinny być gotowe do użycia obrony zbiorowej nie tylko w przypadku inwazji wojsk zmechanizowanych, ale także w przypadku zorganizowanych wewnętrznych niepokojów. Jednak liderzy państw bałtyckich muszą skupić się na regulacji, a nie na podżeganiu do niezadowolenia mniejszości rosyjskiej – twierdzą autorzy artykułu w wydaniu The Hill.

W tych warunkach konieczne jest rozwijanie wewnętrznej inteligencji, aby zapewnić kontrolę nad zamieszkami i utrzymywać wewnętrzne siły bezpieczeństwa w ciągłej gotowości do ewentualnego zneutralizowania przemocy podczas protestów, zanim zdołają wymknąć się spod kontroli.

Autorzy raportu analitycznego są tego świadomi, środki te mogą okazać się niepopularne w krajach, które pamiętają okupację sowiecką, ale nalegają na potrzebę ich zastosowania.

Tymczasem Stany Zjednoczone, Ukraina i NATO powinny wziąć pod uwagę rozmieszczenie sił konwencjonalnych w regionie Ukrainy. W czasie, gdy większość ludzi sądzi, że Rosja będzie prowadzić przeciwko Ukrainie tylko stosując taktykę wojny hybrydowej, Putin rozmieścił zmechanizowane oddziały w kilku kierunkach, w tym w kierunku Kijowa. „Najwyraźniej myśli o zwykłej wojnie na Ukrainie, w ten czas gdy Zachód rzadko bierze to pod uwagę, w porównaniu do krajów bałtyckich, bezpieczeństwem których Zachód jest najbardziej zaniepokojony” – sugerują autorzy.

Siły NATO rozmieszczone w krajach bałtyckich są ważne, ale niewystarczające. Zachód musi nauczyć się stawić czoła wielu metodom i sposobom agresji, które Putin przygotowuje do zastosowania, doradzają autorzy.

KOMENTARZ REDAKCJI

Niestety, Europa nie rozumie, że stoi przed poważnym wyzwaniem, ponieważ jest uspokojona przez rosyjską propagandę i ukołysana iluzją własnego bezpieczeństwa. Nadmierna biurokracja, przerośnięty pragmatyzm i pacyfizm nie sprzyjają właściwej ocenie sytuacji. Europejczycy nie zdają sobie sprawy, że w Donbasie Putin walczy nie tylko przeciwko Ukrainie, lecz przeciwko całej Europie.

Wybitny polski sowietolog i działacz ruchu prometejskiego Włodzimierz Bączkowski dowodził, że Zachód nie potrafi skutecznie przeciwstawiać się Moskwie, bo błędnie uważa ją za podobne do siebie państwo europejskie.

Według Bączkowskiego Rosja jest powierzchownie powleczonym europejskością państwem azjatyckim, czerpiącym strategię wojenną od Czyngis-chana i Chińczyków. Tak więc źródłem siły Moskwy „nie jest normalny w warunkach europejskich czynnik siły militarnej, lecz głęboka akcja polityczna, nacechowana treścią dywersyjną, rozkładową i propagandową”. Dopiero gdy podbijane państwo było wystarczająco osłabione i niezdolne do obrony, następował „tryumfalny marsz hordy, która, mordując bezbronnych, robi wrażenie surowego, klasycznego typu wojska”.

W swoich pracach Bączkowski przytaczał książkę „Operacja warszawska” carskiego, a następnie sowieckiego dowódcy Borysa Szaposznikowa, który twierdził, że najważniejsze jest, by – zgodnie z rosyjską szkołą – wroga „spreparować”, tak żeby go można było „gołymi rękami wziąć” – „szapkami zakidat”.

Właśnie ta strategia jest kontynuowana przez Moskwę do dziś. Po upadku Związku Sowieckiego władze Rosji zachowały wierność carskiej i bolszewickiej tradycji prowadzenia wojny. Przez 25 lat spadkobiercy KGB w Rosji powoli, ale systematycznie przygotowywali się do odwetu. Moskwa nieustannie kontynuowała działalność wywrotową przeciwko Zachodowi. Zimna wojna tak naprawdę nigdy się nie skończyła…

Do realizacji rosyjskiej strategii geopolitycznej zaangażowano ogromne środki finansowe, materialne, instytucjonalne i ludzkie. Na Zachodzie pracuje rozbudowana sieć agentów wpływu, którzy w interesie Rosji (i za rosyjskie pieniądze) sieją nienawiść międzyetniczną, wywołują spory historyczne oraz terytorialne.

Coraz mocniej szaleje kremlowska propaganda. W celu rozbicia jedności Zachodu liczne media, organizacje społeczne, partie polityczne i ośrodki analityczne szerzą rosyjską propagandę nienawiści, antyliberalizmu, antyamerykanizmu, antysemityzmu oraz neomarksizmu i nacjonalizmu. „Kremlowska armia trolli” atakuje polską sieć. Kukiełki Kremla do utraty tchu wybielają Putina i jego agresywną politykę. „Rosja nie zagraża. Rosja jest zagrożona. Jest nieustanna agresja NATO przeciwko Rosji” – z maniakalnym i bezczelnym uporem twierdzi Janusz Korwin-Mikke. Taką retorykę słyszymy na co dzień z ust polityków, politologów, ekspertów i dziennikarzy zjednoczonych wspólnym celem: rehabilitacją agresywnej polityki Kremla.

Udział w globalnej gospodarce stworzył Rosji możliwość psucia Europy od wewnątrz. Korzystając z zachodniej otwartości, Gazprom przekupił całą grupę czołowych ekspertów, przedsiębiorców i polityków europejskich. Kreml dołożył wszelkich starań, żeby Europa stała się bezzębna, bierna i ospała. Ta strategia okazała się bardzo skuteczna.

Moskwa kupuje partie i polityków charakteryzujących się nadmiarem prowincjonalnej mentalności i brakiem strategicznego myślenia. Wielbiąc rosyjskiego złotego cielca, nie zdają sobie sprawy, że mogą się stać następną ofiarą krwawego imperium zła. Nie rozumieją, że są karmieni do uboju…

Agresywna polityka Rosji doprowadziła świat na skraj przepaści. Moskwa z maniakalnym uporem stara się zburzyć powojenny system globalnego bezpieczeństwa, podważyć jedność bloku euroatlantyckiego, odzyskać kontrolę nad krajami byłego obozu socjalistycznego i realizować strategię podboju Europy. Jeden z najbliższych współpracowników Putina, sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR Nikołaj Patruszew 2 stycznia 2016 roku w wywiadzie udzielonym „Gazecie Rosyjskiej” zagroził: „Doprowadzimy do wojny w Europie Środkowo-Wschodniej”. Oświadczył też, że wojska rosyjskie przeprowadzą inwazję na państwa bałtyckie. „Zajmiemy je całkowicie, szybko i bez żadnych strat” – zapowiedział.

Amerykańska agencja analityczno – wywiadowcza Stratfor, specjalizująca się w prognozach geopolitycznych opublikowała kolejny raport, w którym prognozuje, że manewry „Zapad-2017” są preludium większego konfliktu z NATO.

Według poprzednich szacunków ekspertów, tworzone rosyjskie ugrupowanie do 2020 roku będzie całkiem przezbrojone i gotowe do zmasowanej inwazji na sąsiadujące kraje. Sądząc po składzie zjednoczeń wojskowych i tworzonej dla nich infrastrukturze, planowana głębokość inwazji w granicach 500 km.

Kreml dojrzał do konfliktu globalnego i grozi NATO wojną. Liczy, że państwa członkowskie Sojuszu Północnoatlantyckiego, obawiając się ataku nuklearnego, nie odważą się przeciwstawić rosyjskiej agresji w Europie Środkowo-Wschodniej.

Dlatego warto pomyśleć o ewentualnych scenariuszach na najbliższą przyszłość.

Zapomnieć przeszłość oznacza zgodzić się z jej powrotem” powiedział kiedyś Winston Churchill. Znany amerykański historyk Timothy Snyder w książce „Skrwawione ziemie. Europa między Hitlerem a Stalinem” opisał obszar, na którym w pierwszej połowie ubiegłego stulecia dokonano najstraszniejszego ludobójstwa narodów Europy. Naukowiec zwraca uwagę na fakt, że „Obszar skrwawionych ziem w całości pokrywa się z terytorium dawnej Rzeczypospolitej”.

Przyczyną tej tragedii było niepowodzenie we wdrażaniu strategii Józefa Piłsudskiego, któremu nie udało się stworzyć silnego sojuszu geopolitycznego w regionie międzymorza bałtycko-czarnomorskiego, co w końcu spowodowało kolejny rozbiór Polski przed II wojną światową. Powinniśmy wyciągnąć wnioski z przeszłości. Mamy obowiązek uniemożliwić powtórkę tego tragicznego scenariusza.

Europa nie ma przyszłości bez Ukrainy” – zauważył Timothy Snyder, specjalista z zakresu historii Europy Środkowej i Wschodniej, profesor Yale University.

Jeśli społeczność międzynarodowa pozwoli Putinowi zdestabilizować i przejąć kontrolę nad 45-milionowym europejskim krajem, to cały system międzynarodowego bezpieczeństwa zawali się jak domek z kart, a Europa znajdzie się w cieniu brutalnego barbarzyńskiego despotyzmu. Imperium Zła ponownie wydostanie się z mroku niepamięci, a świat pogrąży się w ciemnym okresie chaosu, konfliktów oraz poważnych wyzwań i zagrożeń dla globalnego bezpieczeństwa…

dam/jagiellonia.org