Stan nadzwyczajny, który obowiązuje od 2006 roku na mocy dekretu nr 13405 podpisanego przez George’a W. Busha, został po raz kolejny przedłużony. Pierwotnie dekret ten został wprowadzony w odpowiedzi na brutalne represje wobec opozycji, w tym skazanie na 5,5 roku więzienia byłego kandydata na prezydenta, Aleksandra Kazulina. Choć od tego czasu część objętych sankcjami osób opuściła swoje stanowiska, a niektórzy nawet kraj, reżim Łukaszenki utrzymuje autorytarny kurs.

W dokumencie rządu USA przypomniano także wydarzenia z sierpnia 2020 roku, kiedy to sfałszowane wybory prezydenckie doprowadziły do masowych protestów społecznych i brutalnych represji wobec obywateli. Władze Białorusi zarzucane są również o systematyczne łamanie praw człowieka, likwidowanie opozycji oraz organizacji społeczeństwa obywatelskiego, a także stwarzanie zagrożenia dla międzynarodowego transportu lotniczego – m.in. po uziemieniu samolotu Ryanair z Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie w 2021 roku.

Wśród osób pierwotnie objętych sankcjami znajdują się m.in.: Aleksander Łukaszenka, jego syn Wiktor, wysocy urzędnicy administracji, byli szefowie KGB, MSW i Centralnej Komisji Wyborczej. Choć część z nich nie pełni już funkcji państwowych, Waszyngton uznaje, że system represji i autorytaryzmu pozostał bez zmian, dlatego też nie ma podstaw do zniesienia ograniczeń.

Przedłużenie stanu nadzwyczajnego to kolejny sygnał, że USA nie zamierzają łagodzić kursu wobec władz w Mińsku. W oczach administracji Donalda Trumpa Białoruś pozostaje nie tylko regionalnym problemem, ale także aktywnym źródłem zagrożenia międzynarodowego, w tym dla interesów samego Waszyngtonu. Choć Łukaszenka traci lojalnych ludzi i balansuje między Rosją a Zachodem, polityka siły i represji nie uległa zmianie – co dla USA jest wystarczającym powodem, by utrzymać nacisk.