Według Scholza, Niemcy nie chcą ryzykować, aby pociski Taurus o zasięgu do 500 km były wykorzystywane przez Ukraińców do atakowania celów na terytorium Rosji.

Przekazanie takiej broni "byłoby uzasadnione tylko wtedy, gdybyśmy sami zdefiniowali i postawili cele" - powiedział. Jednak, zaznaczył, "jest to niemożliwe, jeśli sam nie chcesz być częścią tego konfliktu".

Scholz argumentował, że Niemcy muszą kontrolować sposób wykorzystania dostarczanej broni, aby uniknąć niebezpiecznej eskalacji wojny między Ukrainą a Rosją. Obawia się też, że gdyby Ukraina samodzielnie wyznaczała cele ataków z użyciem niemieckich rakiet Taurus, mogłoby to doprowadzić do konfliktu Rosji z NATO.

Wcześniej rząd w Kijowie zwrócił się do Berlina z prośbą o dostarczenie pocisków Taurus, które są porównywane do brytyjskich Storm Shadow wykorzystywanych już przez siły ukraińskie. Scholz tłumaczy jednak, że priorytetem Niemiec jest dostarczanie Ukrainie systemów obrony przeciwlotniczej oraz amunicji artyleryjskiej.

Jak jednak możemy wyczytać w opiniach ekspertów, za tą decyzją Berlina zdecydowanie może kryć się coś więcej niż tylko troska o uniknięcie eskalacji. Niemcy – mówią - prowadzą dwulicową polityk e, polegającej na utrzymywaniu pozakulisowej współpracy z Rosją na przykład przez państwa trzecie, przy jednoczesnym deklarowaniu wsparcia dla Ukrainy.

Niektórzy eksperci sugerują też, że Scholz działa w ramach szerszego układu geopolitycznego z udziałem Chin, który ma na celu ograniczenie dominacji USA w Europie i na świecie. W tym kontekście, decyzja o wstrzymaniu dostaw broni do Kijowa oraz uzależniającego handlu z Pekinem może być postrzegana jako element egoistycznej polityki Berlina wobec krajów Unii Europejskiej.

Obawy te potęguje fakt, że Niemcy wielokrotnie blokowały lub opóźniały dostawy kluczowej broni dla Ukrainy, co stawia pod znakiem zapytania rzeczywistą determinację rządu w Berlinie do wspierania Kijowa w walce z rosyjską agresją. Coraz głośniejsze stają się więc pytania o prawdziwe intencje Niemiec w tym konflikcie.