Według RPO polska Straż Graniczna naruszyła Europejską Konwencję Praw Człowieka stosując tzw. push-backi.

Sprawa dotyczy kryzysu migracyjnego wywołanego bezpośrednio przez reżim Aleksandra Łukaszenki pod dyktando Moskwy. Do Polski siłą byli wypychani migranci pochodzący z różnych krajów, którzy za dostanie się do Europy płacili średnio – jak podawały media – równoważność powyżej 10 tys. złotych.

Według Marcina Wiącka proces zawracania nielegalnych migrantów do linii granicy „godzi w prawo cudzoziemców do ubiegania się w Polsce o ochronę międzynarodową” – czytamy na portalu TVP Info.

Instytucja zawrócenia do linii granicy nie przewiduje żadnej procedury odwoławczej, w trakcie której cudzoziemcy mieliby szansę przedstawić swoje argumenty przeciwko wydaleniu ich z Polski. W ocenie Rzecznika prowadzi to zatem do naruszenia przepisu art. 13 EKPC w zw. z art. 4 Protokołu nr 4.” – pisze Wiącek.
Uważa on także, że „zawracanie cudzoziemców nie tylko nie służy rozwiązaniu problemu nieuregulowanych migracji, ale wręcz problem ten potęguje”, ponieważ „Białoruś nie była bezpieczna” dla migrantów.

Ich życie i zdrowie były tam zagrożone, zaś traktowanie ich przez funkcjonariuszy białoruskich służb – w tym przemoc, szczucie psami, odbieranie telefonów oraz pieniędzy, zmuszanie do prób przekraczania granicy wbrew przepisom prawa, uniemożliwianie powrotu do krajów pochodzenia” – uzasadnia Wiącek.

Pojawia się jednak pytanie, czy RPO jest rzecznikiem praw Polaków, czy może przedstawicielem jakiejś innej agendy czy też kilku agend? Kolejne pytanie brzmi: Czy Europejska Konwencja Praw Człowieka rości sobie prawa do stanowienia o obywatelach pochodzących z innych kontynentów?

A swoją drogą, urząd Rzecznika Praw Obywatelskich od jakiegoś czasu nie ma szczęścia do osoby dbającej o prawa i dobro Polaków. Ostatnią osobą godną na to satnowisko był najwidoczniej śp. dr Janusz Kochanowski, który zginął w katastrofie smoleńskiej w roku 2010.