Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Niemieckie media donoszą, że tamtejsze firmy biorą aktywny udział w odbudowie Ukrainy, ale tej okupowanej przez Rosję. Chodzi m.in. o Mariupol. Jak by to Pan Poseł skomentował?

Ryszard Czarnecki, eurodeputowany Prawa i Sprawiedliwości: To najlepszy dowód na to, że Niemcy – o czym mówiłem ja oraz wiele osób interesujących się tym tematem – grają na kilku fortepianach. Z jednej strony mówią „tak… tak… pomagamy Ukrainie, wysyłamy im uzbrojenie…”, chociaż jak wszyscy wiemy, to za dużo powiedziane, kiedy bierzemy pod uwagę hełmy strażackie, bo przecież nie rakiety Taurus, które mogłyby realnie Rosji zaszkodzić. Jednocześnie cały czas przebiega także aktywna współpraca z Rosją.

Ja tylko przytoczę ostatnią publikację bardzo wpływowego amerykańskiego dziennika, Wall Street Journal, który ujawnił fakt, że także niemieckie firmy – obok amerykańskich – wysyłają – oczywiście nie bezpośrednio, ponieważ byłoby to łamaniem sankcji, ale przez Turcję – nitrocelulozę, która jest kluczowym składnikiem przy produkcji paliwa rakietowego oraz prochu strzelniczego. Bezpośrednio więc uczestniczą w tym niemieckie firmy, a ich produkty są używane przez Rosję w przemyśle zbrojeniowym.

Powiem nawet więcej. Ujawniono bowiem, że kolejne dwie niemieckie firmy – w tym jedna z kapitałem białoruskim – wysyłają na dużą skalę do Rosji materiały nie objęte sankcjami, ale służące do robienia butów dla żołnierzy.

Nie dziwny się więc, że w tej chwili import półprzewodników, czy czipów do Rosji już osiągnął ten sam poziom, co przed napaścią Rosji na naszego wschodniego sąsiada, Ukrainę, czyli sprzed lutego 2022 roku. To pokazuje, że nie chodzi tylko o Mariupol i niemieckie firmy budowlane, ale także firmy produkujące materiały dla przemysłu zbrojeniowego, do produkcji butów i tak dalej. Ta kooperacja Niemiec z Rosją jest cały czas na dużą skalę i myślę, że rząd w Berlinie nie powinien udawać, że on o tym nie wie, ponieważ te niemieckie firmy płacą z tego podatki i im są większe, tym dla tamtejszego rządu lepiej.

Pojawiają się w ostatnim czasie huczne zapowiedzi dotyczące wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej. Z niektórych można wręcz odnieść wrażenie, że Ukraina już nawet prawie jest w Unii. Jak to należy rozumieć?

Powiem wprost, że to są kompletne absurdy. Ta droga nie będzie krótka. Mówiąc bez ogródek, łatwiej jest europejskim politykom wygłaszać takie zapewnienia i klepać Ukraińców po ramionach, niż zapewnić im realną pomoc finansową i uzbrojenie. Zwracam uwagę, że – mówiąc kolokwialnie – tego typu „gadki... szmatki”, że Ukraina będzie szybko w Unii Europejskiej mają przykryć fakt, że już w połowie ubiegłego roku obiecano Kijowowi samoloty F-16 Ukrainie, a dopiero w lipcu tego roku będą tam dostarczone pierwsze 4 maszyny z Danii. Jeżeli oczywiście się pojawią. Podobnie jest z odwlekanym już o kolejne kwartały pakietem amunicyjnym dla Ukrainy. Takie zapewnienia o wejściu do Unii są więc taką nagrodą pocieszania, żeby nie pytali, co im Europa obiecała w zakresie dostaw amunicji czy uzbrojenia.

A jak wyglądają plany gospodarcze Polski i Ukrainy w zakresie wzajemnej współpracy przy odbudowie tego kraju? Czy Polska ma szanse w tym uczestniczyć?

Bardzo dziękuję za to ważne pytanie. Powiem wprost, że na chwilę obecną są dwa kraje, które są niesłychanie aktywne, gdy chodzi o wygranie – UWAGA! - pokoju – nie wojny, ale pokoju, czyli jeden dzień po wojnie chcą tam wkroczyć. To są Niemcy i Turcja. To są jedyne państwa, które mają konkretne plany, co zrobić, czyli jak tam inwestować, jak wykorzystać już tę sytuację pokoju dla swoich gospodarek. Niemcy i Turcja swoim firmom pomagają, co przy inwestycjach będzie skutkowało korzyściami dla tych krajów w sensie gospodarczym i geopolitycznym. Jeśli chodzi o Polskę, to uważam, że pomoc obecnego rządu dla polskich firm jest w tym obszarze niestety bardzo skromna i jest obecnie bardziej pozorowana niż realna.

Jak Pan poseł ocenia możliwość rozwiązania konfliktu dotyczącego handlu płodami rolnymi z Ukrainy? Dotychczasowe działania Unii Europejskiej mimo wszystko nie doprowadziły do wprowadzenia regulacji wwozu pszenicy i kilku innych ważnych produktów.

W mojej ocenie mamy tu do czynienia z całkowitym brakiem zrozumienia kwestii naszych interesów po stronie ukraińskiej. Ja to bardzo źle odbieram, ale też – UWAGA! - mamy do czynienia ze złą wolą Unii Europejskiej, która przecież ma instrumenty, żeby tę sprawę rozwiązać i tego nie czyni, pomimo że upomina się o to aż pięć państw, czyli prawie 1/5 państw członkowskich Wspólnoty – poza Polską są to Węgry, Słowacja, Rumunia i Bułgaria. Sytuacja, w której Unia mówi „Nie, bo nie”, pokazuje brak empatii ze strony Brukseli.

Z drugiej strony mamy też do czynienia z brakiem umiejętności elastycznego reagowania na wyzwania. Tak jak Unia miała problemy z pandemią, tak samo teraz pokazuje, że niestety reaguje niesłychanie powoli i - jak widać – równie nieskutecznie. Myślę, że to może przełożyć się także na to, że niektóre z tych krajów stracą na tym, że Unia tak preferuje Ukrainę kosztem rolnictwa tych państw, a także w bliskiej przyszłości Ukraina będzie wielkim konkurentem w zakresie środków finansowych dla rolnictwa, które nie są z gumy i się nie rozciągną. One są określone i i będą się zmniejszać z roku na rok w ramach wspólnej polityki rolnej Unii Europejskiej. Wielkimi beneficjentami tych środków są obecnie kraje południowe jak Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Grecja. W mojej ocenie właśnie te kraje, które mają dzisiaj problemy z Ukrainą, jeśli chodzi o obszar rolnictwa, kiedy „jutro czy pojutrze” Ukraina już wejdzie do Unii, najprawdopodobniej będą się sprzeciwiać szybszemu wejściu Ukrainy do Unii.

Uprzejmie dziękuję Panu Posłowi za rozmowę.