W opublikowanym na łamach „Voice of the Family” artykule prof. Roberto de Mattei wskazuje, że spełnianą na polecenie Chrystusa misję ewangelizacyjną Kościół łączył z cywilizowaniem pogańskich ludów. Tak było również w Kanadzie, gdzie katolicy głosili Ewangelię, ale jednocześnie budowali szpitale i edukowali Indian. Często jednak byli przyjmowani z ogromną wrogością, czego świadectwem jest m.in. męczeńska śmierć o. Jeana de Brebeufa w 1649 roku. Irokezi wyrwali mu serce i zjedli, aby „posiąść odwagę” misjonarza, który mimo długich tortur, nie okazał żadnych oznak boleści, ale wciąż uwielbiał Boga. Wkrótce zamordowano również jego towarzyszy, siedmiu kolejnych jezuitów. Kanadyjskich męczenników w 1925 roku beatyfikował papież Benedykt XV, a do godności świętych wyniósł ich Pius XI.

Krew chrześcijańskich męczenników i dzieła tworzone przez Kościół w Kanadzie zostały jednak przykryte przez działalność szkół rezydencjalnych, które od 1831 roku, na zlecenie rządu, prowadzili tam katolicy i przedstawiciele innych wspólnot chrześcijańskich. To za zaangażowanie Kościoła w tę inicjatywę przepraszał papież Franciszek. Prof. de Mattei zauważa jednak, że jako jezuita, papież powinien znać historię ewangelizacji Kanady i wykazać się większą roztropnością ws. rzekomych masowych grobów, które miały zostać odkryte przy szkołach dla Indian.

Autor zwraca uwagę na działalność Oblatów Niepokalanej, którzy zajmowali się szkołami pod koniec XIX wieku. Powołana w Kanadzie Komisja Prawdy i Pojednania nie znalazła czasu, aby przebadać archiwa zakonu. Zrobił to jednak historyk Henri Gouelt, który wykazał w 2016 roku, że to właśnie oblaci stawali w obronie rdzennej ludności, domagając się ochrony ich języka i tradycyjnego sposobu życia.

W ub. roku w Kanadzie wybuchły ogromne protesty, w ramach których podpalano katolickie świątynie. Stało się to po tym, jak antropolog Sarah Beaulieu stwierdziła, że w pobliżu szkoły rezydencjalnej w Kamloops mogą znajdować się masowe groby. Mimo, że nie przeprowadziła ona żadnych wykopalisk, jej twierdzenia natychmiast nagłośniły światowe media, alarmując nawet o masowych mordach, których mieliby dopuszczać się prowadzący szkoły duchowni. Do tej pory nie udowodniono jednak, że którekolwiek z dzieci zostało zamordowane. Przy szkole funkcjonował cmentarz, na którym chowano uczniów oraz członków lokalnej społeczności i prowadzących placówkę zakonników. Dzieci rzeczywiście umierały, w większości przez choroby. Zdarzały się również nieszczęśliwe wypadki.