Jak ustaliło RMF FM, w liście do unijnego komisarza minister ds. Unii Europejskiej Szymon Szynkowski vel Sęk wyjaśnił w jakim celu powstała w Polsce komisja ds. badania rosyjskich wpływów. Zapewnił, że komisja nie będzie mogła ograniczyć prawa startu w wyborach parlamentarnych, a jej decyzje będą podlegały kontroli sądowej.

- „Dzisiaj rano otrzymaliśmy odpowiedź Polski na list komisarza ds. sprawiedliwości Didier Reyndersa”

- potwierdził rzecznik KE.

Christian Wiegand stwierdził przy tym, że ustawa o komisji „budzi poważne obawy co do zgodności z prawem UE, ponieważ, jak rozumiemy, nadaje organowi administracyjnemu znaczne uprawnienia, które mogłyby zostać wykorzystane do pozbawiania jednostek funkcji publicznych, a tym samym ograniczania ich praw”.

Reynders powiedział nieprawdę

Pierwszy raz komisarz Reynders zabrał głos na temat polskiej komisji ds. rosyjskich wpływów we wtorek rano. Stwierdził wówczas, że komisja „może pozbawić obywateli, jednostki ich prawa do bycia wybranym do pełnienia funkcji publicznej” i to „bez żadnej kontroli sądowej”. Komentując to wystąpienie, minister Szynkowski vel Sęk wskazał na dwie nieprawdy, które padły z ust komisarza.

- „Pierwsza nieprawda w tej wypowiedzi to stwierdzenie, że przepisy ustawy mogłyby komukolwiek uniemożliwić start w wyborach”

- powiedział.

Drugim przekłamaniem jest to, jakoby nie było drogi odwoławczej od decyzji administracyjnej wydanej przez komisję.

- „Przypominam, że komisja nie jest sądem, komisja wydaje decyzje administracyjne, które normalnie mogą być w toku kontroli sądu administracyjnego zaskarżane. Tymczasem pan komisarz Didier Reynders wskazał, że nie ma możliwości odwołania do sądu adresatów takich decyzji”

- powiedział minister ds. Unii Europejskiej.