Spory Mołdawii z Gazpromem ws. cen i wielkości dostaw gazu trwają od dawna. Teraz jednak, jak podaje rząd w Kiszyniowie, sytuacja może się stać krytyczna. Gazprom zapowiedział, że ograniczy dostawy o 56,6 proc. na początku grudnia. Pierwsza redukcja dostaw surowca miała miejsce na początku października, kiedy rosyjski koncern zmniejszył przesył gazu do Mołdawii o 30 proc. W listopadzie redukcja ta wzrosła do 40 proc. Jednak jeszcze większym problemem są cykliczne przerwy w dostawach energii elektrycznej wywołane atakami rosyjskimi na infrastrukturę ukraińską. Po raz ostatni, po zmasowanym uderzeniu rakietowym 23 listopada, bez prądu była ponad połowa Mołdawii. Wynika to z faktu, że postsowiecka infrastruktura energetyczna tego kraju wciąż jest połączona z Ukrainą. Udział energii sprowadzanej z Ukrainy do Mołdawii spadł od połowy października do zaledwie kilku procent. Na początku listopada Mołdawia doszła do porozumienia z Rumunią. Prąd z tego kraju stanowi obecnie już ponad 90 proc. energii elektrycznej zużywanej w Mołdawii. Problem w tym, że energia ta jest dostarczana linią tranzytową poprzez Ukrainę. A ta też stała się celem rosyjskich ataków. Powtarzające się problemy energetyczne podsycają niezadowolenie społeczne. Chodzi głównie o inflację. Wykorzystać próbują to siły prorosyjskie. Od września regularnie demonstracje organizuje w Kiszyniowie partia Ilana Shora, ściganego za ogromne oszustwa finansowe oligarchy, ukrywającego się w Izraelu. Wydaje się, że jego celem jest destabilizacja sytuacji w kraju, by w końcu władzę sprawowaną dziś przez prozachodnią ekipę prezydent Mai Sandu przejął obóz moskiewski, z socjalistami i byłym prezydentem Igorem Dodonem na czele. Dodon znajduje się w areszcie domowym i jest oskarżany o branie pieniędzy od Rosjan. Zdaniem służb mołdawskich, uruchomienie sił Shora jest koordynowane przez FSB. Dwoma innymi czynnikami poważnie zagrażającymi władzom demokratycznym w Kiszyniowie są prorosyjscy separatyści z Naddniestrza i prorosyjscy autonomiści z Gagauzji.

Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.

[CZYTAJ TEN ARTYKUŁ]