Fronda.pl: W umowie koalicyjnej obozu KO-Dro-Lewu najprawdopodobniej nie znajdzie się zapis dotyczący kwestii aborcji na życzenie, bo brakuje tu wspólnoty poglądów pomiędzy koalicjantami. To dobra wiadomość dla dzieci poczętych w Polsce?

Marek Jurek (były marszałek Sejmu, b.wiceprezes PiS, założyciel ZChN i Prawicy Rzeczypospolitej): Głos odrębny PSL to jasne potwierdzenie faktu, że chociaż będziemy mieć koalicję lewicowo-liberalną - Donald Tusk nie ma ani w parlamencie, ani przede wszystkim w społeczeństwie większości dla swych skrajnych pomysłów.

Szymon Hołownia publicznie wyraża tęsknotę za tzw. „kompromisem” aborcyjnym, ewidentnie bagatelizuje znaczenie wyroku Trybunału Konstytucyjnego i twierdzi, że można i należy orzeczenie TK obejść „rozporządzeniami i wytycznymi dla NFZ”. Jednocześnie jednoznacznie deklaruje, że w sejmowym głosowaniu nie poprze aborcji na życzenie. Chciałby w tej sprawie referendum. Jak Pan ocenia te deklaracje i tę strategię referendalną? Paradoksalnie to właśnie Hołownia wraz z PSL może stanąć na drodze rewolucji aborcyjnej, jakiej chciałyby KO czy Lewica…

Referendum byłoby jawnie antykonstytucyjne. Prawo do życia żadnego człowieka nie podlega cudzym decyzjom, niezależnie od tego jaką większość się za nimi skrzyknie. Ale jeżeli władza sforsuje tę zasadę i ustanowi taki nowy standard - wkrótce sama będzie się od niego odwoływać, bo będziemy mieć referenda kolejne. Począwszy od przywrócenia kary głównej. Warto pamiętać, że Jan Paweł II, który przecież był przekonanym abolicjonistą – w art. 57 „Evangelium Vitae” wyraźnie mówi o innej podstawie prawa do życia w wypadku mordercy i niewinnej osoby. A potem będziemy mieli również referenda lokalne w sprawie dopuszczalności manifestacji homoseksualnych. Lepiej więc, żeby pan Hołownia zrezygnował ze swej dialektyki „za, a nawet przeciw”.

Od lat jest Pan orędownikiem podejmowania prób włączania PSL do szeroko pojętego obozu konserwatywno-prawicowego, przekonywał Pan o tym również, w wydanej przed wyborami książce „Prawica na rozdrożu”. Posłowie tej partii mogą odegrać istotną rolę w powstrzymaniu szykowanej nam rewolucji obyczajowo-światopoglądowej. A jednak niepokojąca ewolucja poglądów w odniesieniu do prawa do życia wydaje się być w PSL zjawiskiem raczej bezdyskusyjnym. Jeszcze w 2007 roku pełną ochronę życia w sejmowych głosowaniach wspierało 76 proc. posłów tej partii, w 2016 - 50 proc., a wiosną 2020 już zaledwie niespełna 17 proc. wsparło zniesienie samej tylko przesłanki eugenicznej. Czy PSL będzie zatem w ogóle chciało skutecznie włączyć się w obronę życia w nowym Sejmie?

W latach 1990-tych uważałem, że to Polskie Stronnictwo Ludowe, a nie Unia Demokratyczna (a potem Unia Wolności) powinna być uprzywilejowanym partnerem prawicy. W takiej koalicji łatwiej byłoby realizować nasz program suwerenności, cywilizacji życia, praw rodziny (również wychowawczych). W ostatnich wyborach (i o tym pisałem w „Prawicy na rozdrożu”) było jasne, że Prawo i Sprawiedliwość będzie potrzebowało partnera koalicyjnego. Dlatego, już po wydaniu mojej książki i po zawarciu paktu senackiego opozycji apelowałem o pakt senacki PiS i Konfederacji, a także o gotowość do zawarcia koalicji z PSL. Ale tu czasu było już za mało. Teraz należy czekać na ujawnienie różnic wewnątrz nowej koalicji i przede wszystkim na potwierdzenie prawicowej większości w wyborach prezydenckich.

A jeśli chodzi o ewolucję PSL - to, niestety, pokazuje to błędność założeń „pokoleniowców”, którzy wierzą, że zmiany generacyjne niosą automatycznie postęp.

Gdy podczas wywiadu radiowego posłance Lewicy Darii Gosek-Popiołek pokazano nagranie z USG 11-tygodniowego dziecka poczętego, nie potrafiła ona zmierzyć się z tym obrazem dłużej niż kilka sekund, po czym przeszła do głoszenia proaborcyjnych mantr o „płodzie” a nie człowieku i prawach kobiet. Co sprawia, że zwolennicy aborcji są tak oporni w tej materii na elementarną wiedzę i panicznie wręcz uciekając przed jej zdobyciem?

Tym bardziej prawica powinna jednoznacznie opowiadać się za prawem do życia. Przy czym nie chodzi tylko o zasłanianie się wiarą i zdawkowe stwierdzenia, że są za „jako katolicy”, ani też o pomstowanie na aborcjonizm naszych oponentów. Chodzi o przekonywanie, bo opinia publiczna musi wiedzieć, że to my bronimy sprawiedliwości i godności ludzkiej, i że jesteśmy pewni naszych racji. Społeczeństwo nie będzie popierać spraw, które się boją podnieść ci, którzy powinni przewodzić w ich realizacji.

Cdn..