Wydaje się, że na naszych oczach Rosja traci swoją najlepszą od wielu lat szansę na ułożenie sobie na nowo stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. A wraz z nią traci również szansę na korzystne dla siebie zakończenie wojny bez ryzykowania upadkiem własnej gospodarki i wewnętrzną destabilizacją. Przyczyna jest ta sama co zwykle – rosyjska arogancja. Arogancja i wysokie o sobie mniemanie niewspółmierne z realnymi możliwościami i statusem obecnego państwa rosyjskiego. Rosja faktycznie na własne życzenie rujnuje możliwość budowania partnerskich stosunków amerykańsko-rosyjskich ponad naszymi głowami, co było tak niebezpieczne zarówno dla Ukrainy, jak również i dla Polski. 

To nie jest pierwsza podobna sytuacja, w której Rosja przeszarżowała w swoich naciskach i żądaniach wobec kraju zachodniego prowadzącego z nią negocjacje. Rosja ma systematyczny problem z adekwatną oceną swojego rywala czy współrozmówcy. Wielokrotnie w ciągu ostatnich dwóch dekad byliśmy świadkami sytuacji, w której liderzy zachodni wychodzili do Rosji z inicjatywą prowadzenia negocjacji i ułożenia sobie z Rosją stosunków jak równy z równym. I za każdym razem, Rosjanie zamiast dążenia do kompromisu i budowania stabilnych relacji, takie negocjacje odbierali jako oznakę słabości i braku woli politycznej do podjęcia twardych działań wobec niej. Wynik tych starań ze strony państw zachodu był często dla nich zaskakujący, bo w odpowiedzi na ustępstwa i gotowość do kompromisu, Rosja swoją pozycję usztywniała. Stawała się jeszcze bardziej nieustępliwa. Albo wręcz odpowiadała próbą upokorzenia współrozmówcy i brutalnego nacisku na niego. 

Tak było też i tym razem w wypadku prezydenta USA Donalda Trumpa. Amerykanie wyszli do Rosji z propozycją odbudowy stosunków, z perspektywą daleko idącej współpracy gospodarczej. Amerykanie sugerowali, że mogą zablokować przystąpienie Ukrainy do NATO, zmusić Ukrainę do zrezygnowania z okupowanych terenów czy nawet sugerowali możliwość powrotu Rosji do G7 czy uznania Krymu za formalną część Rosji. Jednym słowem proponowali na wstępie cały wachlarz korzystnych dla Rosji kroków ze swojej strony, które Kreml mógłby wykorzystać, by wzmocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej i odbudować swoje siły przed możliwym nowym uderzeniem w przyszłości. Wystarczyło by ze swojej strony zrobić kilka kroków na przód. Rosja jednak w tradycyjny sposób uznała postawę Trumpa za słabość. Ciągnęła czas prowadząc bezsensowne rozmowy z Amerykanami na tematy zupełnie puste. Ten blef szybko się Amerykanom znudził. Ale mało tego, Rosja przeprowadziła kilka zmasowanych uderzenia dronowo-rakietowych od razu po rozmowie Putina z Trumpem, ukazując w ten sposób realne traktowanie amerykańskich propozycji o zawieszeniu broni. Strona amerykańska zaczęła odbierać to jako brak szacunku i próbę uderzenia w reputację prezydenta Trumpa.  Podczas gdy Rosja w ramach swojej własnej wizji świata uznała, że skoro Trump proponuje uznanie Krymu to będzie również gotów oddać całą Ukrainę już teraz. Rosjanie żądali wszystkiego i nie chcieli nic oddać w zamian. Taka oto propozycja „dealu”. 

Oczywiście będziemy musieli nieco poczekać zanim będzie jasne czy to są zmiany wyłącznie w retoryce prezydenta USA, czy za tą retoryką pójdą też konkretne czyny, ale według stanu na dziś można już uznać, że polityka obecnej administracji odwraca się w kierunku niekorzystnym dla Kremla. Rosja po prostu nie pozostawia żadnych szans dla Amerykanów na ułożenie sobie na nowo stosunków z nią. Moskwa zachowuje się tak jak gdyby USA były małym uzależnionym od Rosji krajem. I jeżeli w obecnych warunkach nawet takie kraje jak Armenia czy Azerbejdżan nie są gotowe znosić rosyjskie próby nacisku, to dlaczego te upokorzenia miałaby znosić Ameryka z jej potęgą ekonomiczną i militarną w niczym niepolegająca na Rosji. Ta sytuacja wydaje się być absurdalną z naszego zachodniego punktu widzenia. Jednak jest świetną ilustracją tego jaki obraz świata rysują sobie włodarze na Kremlu. 

To również dość dobrze pokazuje, jak Rosja może podejmować decyzje w oparciu o błędne założenie słabości drugiej strony. Czasem eskalacja w stosunkach zachodu i Rosji nie wynika z realnej słabości Zachodu czy realnego braku determinacji, tylko z rosyjskiego założenia, że nie stać nas na twardą reakcję na ich działania. Trzeba zdawać sobie sprawę z tych rosyjskich ograniczeń i uwzględniać je w swoich kalkulacjach. 

Mikołaj Susujew