Fronda.pl: Najpierw chciałbym zapytać, czy spodziewał się Ksiądz Profesor, że to właśnie kard. Robert Prevost może zostać papieżem i co czuł Ksiądz, kiedy kardynał protodiakon wreszcie ogłosił imię nowego biskupa Rzymu? 

Ks. prof. Robert Skrzypczak, dogmatyk, psycholog, duszpasterz akademicki: Przyznam szczerze – nawet nie wiedziałem, że jest taki kardynał. On się oczywiście czasem gdzieś przewijał na listach papabili, ale powiedzmy sobie szczerze – jako postać trzecioligowa. Nawet jeśli ktoś, wychodząc z założenia, że wszyscy kardynałowie są z definicji kandydatami na papieża, usiłował komentować kandydaturę kard. Prevosta, to szybko stwierdzał, że główną przeszkodą jest jego amerykańskie pochodzenie. Widzę tutaj analogię do roku 1978, kiedy również większości opinii publicznej nie mieściło się w głowie, że papieżem może być nie-Włoch, a zwłaszcza przedstawiciel Kościoła zza żelaznej kurtyny, Kościoła prześladowanego.

Kiedy usłyszałem imię nowego papieża, to mówiąc szczerze, zrobiło mi się słodko na sercu, że na tronie św. Piotra pojawił się mój imiennik. Gdzieś przez sekundy liczyłem, że nowy papież pozostanie przy swoim imieniu chrzcielnym. Wolał jednak figurę lwa (gr. λεων – lew).

Inaczej niż papież Franciszek, nowy biskup Rzymu wybrał sobie imię tradycyjnie papieskie. Potwierdził już, że w ten sposób odwołał się do Leona XIII. Co Ksiądz Profesor widzi najcenniejszego w pontyfikacie Vincenzo Pecciego i co szczególnie warto z tego długiego i bogatego pontyfikatu przypomnieć współczesnemu Kościołowi.

Robert Prevost jest bardzo wrażliwy na ludzi i przywiązany do ludzi. Jako misjonarz-praktyk jest też odwykły od logiki hierarchiczności czy dworu biskupiego. Może wiec sięgnął po to imię, bo docenia papieża, który jako pierwszy we współczesnym dyskursie zajął się kwestią człowieka prostego, robotnika. Stanął w obronie praw człowieka wykorzystywanego, padającego ofiarą dominujących ideologii. To właśnie Leon XIII przeciwstawił się ideologii elit masońskich, które chciały zagospodarować dla siebie rządy światowe i wiodący dyskurs publiczny. Intensywnie walczył też z rozwijającą się ideologią marksistowską wiedząc, że jest to pewna hybryda, zniekształcenie czy nawet herezja antropologiczna – fałszywa wizja człowieka.

Drugą płaszczyzną, łączącą obecną sytuację z pontyfikatem Leona XIII, jest fakt, iż ten był papieżem „końca czasów”, pewnego przełomu. Wybrany pod koniec XIX wieku, pozostając na tronie Piotrowym aż do 1903 roku, Leon XIII wprowadzał Kościół w XX wiek. Podobnie jak dziś, również wtedy w myśleniu ludzi było wiele odniesień apokaliptycznych, pytań o kres pewnej epoki. Odczytywano tamte czasy jako przełom, przez który musi przejść ludzkość. Wtedy również, jak dzieje się to i dziś, ludzie ulegali wrażeniu, że coraz bardziej rozpędzona cywilizacja dochodzi do pewnego mentalnego przełomu. To była epoka naznaczona pojawieniem się darwinizmu, marksizmu, etycznego empiryzmu Johna Stuarta Milla czy powoli rodzącego się freudyzmu. Te wielkie, fałszywe proroctwa niosły w sobie ogromne zagrożenie oderwania człowieka od Boga, zateizowania przestrzeni publicznej świata.

Papież Leon XIII podejmował również intensywną walkę na polu duchowym. Jego pontyfikat został bardzo mocno naznaczony przez epizod z 1884 roku. Wówczas to, sprawując prywatnie Mszę świętą w papieskiej kaplicy, Ojciec Święty uległ pewnej mistycznej wizji – wyobrażeniu świata, który staje się przedmiotem potężnej inwazji diabolicznej. Zobaczył ogromne ilości wypuszczonych na świat demonów. To była wizja epoki przyzwolenia na dewastowanie Kościoła i – co najgorsze – niszczenie w ludziach nadziei na zbawienie w Chrystusie. To doświadczenie ogromnie wstrząsnęło papieżem. Po chwili stuporu sięgnął po pióro oraz papier i spisał modlitwę do Świętego Michała Archanioła, którą kazał szybko umieścić w Rytuale Egzorcyzmu. Przygotował też jej inną, skróconą wersję, która dwa lata później weszła w obieg Kościoła powszechnego i była odmawiana przez wszystkich wiernych na końcu każdej Mszy świętej. Ta modlitwa to inwokacja do Świętego Michała Archanioła: Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce…, prosząca o to, by Michał oddalił od nas wrogie siły duchowe, żeby wszystkie demony zepchnął z powrotem do piekła. Być może coś podobnego ma przed oczami dzisiejszy papież, który jako Amerykanin, czyli człowiek wzrastający w samym centrum nowoczesnej, zachodniej cywilizacji, umie docenić pojawiające się w niej zagrożenia i niebezpieczeństwa.

Kiedy nowy papież wyszedł na loggii Bazyliki św. Piotra, wielu zwróciło uwagę na jego strój. Złośliwi mówili nawet, że wreszcie mamy papieża, który „ubrał się jak papież”. W odróżnieniu od papieża Franciszka, który po swoim wyborze pokazał się wiernym w samej tylko sutannie, Leon XIV założył mucet i zdobioną stułę. Według Księdza Profesora jest to niewiele znaczący szczegół, czy jakaś zapowiedź charakterystyki tego pontyfikatu?

Natrafiłem na przemówienie, które jest dobrą odpowiedzią na to pytanie. To przemówienie wygłoszone w 2012 roku na synodzie poświęconym Nowej Ewangelizacji przez ówczesnego generała zakonu augustianów, o. Roberta Prevosta. Mówił w nim o sposobie wywierania wpływu na ludzi, na opinię publiczną, przez media. O. Prevost – dziś papież Leon XIV – zauważył, że jeśli chcemy skutecznie prowadzić dzieło nowej ewangelizacji we współczesnym świecie, to powinniśmy uczyć się od Ojców Kościoła. Byli oni bardzo kompetentni w znajomości technik wywierania wpływu na myślenie o religijności i etyce w dominujących ośrodkach myślowych starożytnego świata. Swoje przemówienie Prevost kończył stwierdzeniem, że chcąc dziś skutecznie ewangelizować, musimy poznać techniki, za pomocą których świeckie ośrodki władzy i mediów manipulują popularnymi obrazami religijnymi i etycznym naszych czasów. „Kościół powinien oprzeć się pokusie myślenia, że może konkurować ze współczesnymi środkami masowego przekazu, zamieniając świętą liturgię w widowisko. W związku z tym Ojcowie Kościoła, tacy jak Tertulian, przypominają nam dzisiaj, że widowisko wizualne jest domeną epoki, i że naszą misją jest zapoznanie ludzi z naturą tajemnicy jako antidotum na spektakl. Dlatego ewangelizacja we współczesnym świecie musi znaleźć odpowiednie środki, by skierować uwagę publiczności tak, by przenieść ją z widowiska na misterium” – mówił w 2012 roku generał augustianów. Myślę, że w tym przemówieniu znajduje się klucz do zrozumienia nowego papieża. W moim przekonaniu Leon XIV ma dobrze przemyślaną kwestię tzw. pokusy dostosowania liturgii czy duszpasterstwa do współczesnych standardów i stereotypów, dyktowanych przez telewizję i Internet po to, by odnieść szybki sukces. Jak zwrócił uwagę Robert Prevost, widowisko jest znamieniem epoki. Czyli każda epoka ma takie swoje „lepy”, wywieszane po to, by łapać „muchy”. Misją chrześcijanina natomiast jest uwalnianie ludzi od widowiska, żeby poprowadzić ich w stronę misterium.

Mam wielką nadzieję, że nowy papież skorzysta ze swojej augustiańskiej formacji i augustyńskiej tradycji swojego zakonu, aby na nowo poprowadzić nas do św. Augustyna. Augustyn jest uznawany w Kościele za wynalazcę życia wewnętrznego, ludzkiej podmiotowości. Odkrywcę tego, że w głębinach ludzkiego doświadczenia egzystencjalnego dochodzi do spotkania człowieka z Trójcą Świętą. Myślę, że najwyższy czas, aby pierwszy pasterz Kościoła skutecznie wspomógł nas w tym duchowym pogłębianiu poznania Chrystusa i poznania chrześcijańskiej tradycji.

W swoich pierwszych słowach do wiernych Ojciec Święty postawił mocny akcent na kwestię pojednania i budowania mostów, bycia jednością w Chrystusie. Coraz bardziej dostrzegamy, że Kościół rzeczywiście jest dziś podzielony i nie dotyczy to jedynie dzielenia przez dziennikarzy Kolegium Kardynalskiego na frakcję konserwatystów i progresistów, ale te podziały dostrzegamy również w naszych parafiach. Co dziś najbardziej dzieli katolików i co może zrobić papież, aby te podziały łagodzić?

Jako Amerykanin, Leon XIV doskonale wie, czym jest cywilizacja zachodnia, podzielona na lewicę i prawicę, na postępowców i konserwatystów. Z powodu tych podziałów bardzo cierpki Kościół w Stanach Zjednoczonych i Kościół w Europie. Jako misjonarz w Ameryce Południowej natomiast, Ojciec Święty ma świadomość, w jaki sposób przebiega granica podziału – również bardzo radykalnego – pomiędzy ubogimi a bogatymi. Ludzie Kościoła stanęli w Ameryce Południowej po stronie ubogich. Dziś jednak to opowiedzenie się po stronie biednych przeciwko bogatym, w ramach którego próbowano połączyć Ewangelię z materializmem dialektycznym Marksa, przyniosło efekt fatalny. Myślę, że Leon XIV, jako wieloletni misjonarz w Peru i biskup Chiclayo, bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego efektu. Pracujący dziś w Ameryce Południowej misjonarze mówią, że Kościół katolicki w tych krajach, stając po stronie ubogich, opuścił ludzi bogatych. W konsekwencji został z pustymi rękami, bo ubodzy poszli do sekt, a opuszczonych bogatych nie ma w Kościele. Od jednego z pracujących tam misjonarzy usłyszałem, że Kościół tak bardzo zaangażował się w nieustanne przychodzenie z pomocą materialną biednym, że uczynił z dostarczania im różnych produktów priorytet swojej misji. Nieoczekiwany efekt jest taki, że dziś ludzie Ameryki Południowej przychodzą do stale rozdającego te produkty Kościoła katolickiego, kiedy potrzebują materialnych środków do życia. Kiedy jednak chcą się pomodlić, to idą do sekt ewangelikalnych.

Papież Leon XIV ma świetną perspektywę porównania cywilizacji zachodniej i południowej. Sądzę, że dzięki temu będzie potrafił znaleźć odpowiednie narzędzia przywracania jedności pomiędzy ludźmi, ale nie na zasadzie polityki czy kalek ideologicznych, narzucanych przez filozofię heglizmu czy marksizmu, ale będzie to robił i inspirował nas do jedności wokół Jezusa Chrystusa. Przeczytałem wywiad z siostrą Margaritą, przyjaciółką nowego papieża z diecezji Chiclayo. Ona wskazała, że pokorny w swoich poczynaniach, Prevost działał na rzecz jedności Kościoła, pielęgnując szacunek wśród wszystkich, a dobre traktowanie osobiste jest jedną z jego mocnych stron. To już się da zauważyć. Dostrzegamy prostotę i bezpośredniość Leona XIV, a przy tym jego szacunek do sacrum – odniesienie się do Matki Bożej, pozdrowienie Chrystusa Zmartwychwstałego, używane przez niego szaty liturgiczne. Szacunek do urzędu papieskiego, a jednocześnie respekt wobec każdego człowieka.

Myślę, że Leon XIV ma bogate doświadczenie tego owocu głoszenia Kerygmatu, głoszenia miłości Boga objawionej w Chrystusie, jakim jest szacunek wobec ludzkiego doświadczenia i ludzkich trudności. Jeśli mogę tak to nazwać – również respekt wobec ludzkiej sytuacji grzechu. Papież wie, że współczesny człowiek nie potrzebuje ciągłego poklepywania po plecach i łatwych rozwiązań, ale też nie potrzebuje moralizmu, rozumianego jako nieustanne napominanie. Człowiek potrzebuje doświadczyć spotkania z miłością Boga poprzez Ducha Świętego, obecnego w Słowie Boga i w sakramentach. Tego spodziewam się po nowym papieżu.

Problemów i wyzwań, przed którymi staje dziś Kościół, jest bardzo wiele. Mówi się, że wybierając nowego papieża, kardynałowie stawiają przed nim jakieś konkretne, najważniejsze zadanie, które ma zrealizować w czasie swojego pontyfikatu. Co zdaniem Księdza Profesora może być takim najważniejszym zadaniem postawionym przed nowym papieżem?

Chciałbym to wiedzieć, ale niestety pozostaje to dla mnie niedostępne. Nie jestem kardynałem i nie uczestniczyłem w kongregacjach. Z całą pewnością jest cała lista spraw, które zostały w postaci życzeń wyrażone i pozostawienie papieżowi do realizacji. Na pewno są do sprawy wewnątrzkościelne, związane ze sposobem funkcjonowania Kościoła, zwłaszcza w Europe Zachodniej. Z pewnością są to zagadnienia związane z rodziną. Nieustannie trudnością pozostają finanse watykańskie. Są to jednak sprawy, którą mogą nas mniej interesować. Gdy chodzi natomiast o oczekiwania duszpasterskie, to wyzwaniem jest odpowiedź na pytanie o głoszenie Ewangelii Chrystusa w taki sposób, by ona nie ulegała redukcji. Kościół znalazł się na pewnym zakręcie dziejów, na skrzyżowaniu. Stanęliśmy przed kluczowym dylematem. Możemy, tak jak chciał tego Chrystus, być solą ziemi, wnosząc w egzystencję dzisiejszego człowieka smak poznania Boga i życia wiecznego. Możemy też stać się słodzikiem, dopasowując się do oczekiwań tego świata. Pierwsze rozwiązanie jest ewangeliczne, ale wymaga od nas herkulesowego trudu dawania świadectwa głoszenia Ewangelii. Drugie rozwiązanie jest z kolei najlepszą, szeroką drogą do samobójstwa Kościoła.

Poza oczekiwaniami kardynałów, biorę też pod uwagę oczekiwania, które przed nowym papieżem może stawiać niebo. Tutaj wiążę ogromne nadzieje z patronami dnia, w którym Leon XIV został wybrany. Był to dzień Matki Bożej z Pompejów. Dzień Maryi, która kolejny raz okazała się silniejsza od szatana, co objawiło się choćby w nawróceniu bł. Bartłomieja Longo – prawnika z uniwersytetu neapolitańskiego, który nie tylko zaraził się nowoczesnym satanizmem, ale był też na jednym z najwyższych stopni wtajemniczenia masońskiego. Warto w tym kontekście zauważyć, że to właśnie Leon XIII był papieżem słynnym z obrony Kościoła przed infiltracją jego struktur przez masonerię i przed masońską siłą uwodzenia nowoczesnym, gnostyckim podejściem do rozwiązywania spraw życiowych. Dzień wyboru papieża był też dniem urodzin św. Jana Vianneya – wspaniałego, skutecznego proboszcza, który leczył nie tylko słowem i sakramentem, ale także pokutą i miłością. To też urodziny św. Charbela – mistrza modlitwy, życia duchowego. Przede wszystkim jednak – z czym wiążę największe nadzieje – 8 maja obchodziliśmy 130. rocznicę urodzin amerykańskiego kaznodziei Fultona Sheena. Abp Sheen spoczywa dwie godziny drogi od Chicago, gdzie urodził się Robert Prevost. Był on jednym z największych znawców współczesnych przemian mentalnościowych, doskonałym ekspertem od marksizmu, ale również człowiekiem głębokiej wiary, który poznał tajemnicę sztuki głoszenia Ewangelii we współczesnym świecie. Sztuki głoszenia Ewangelii przy użyciu narzędzia, jakim są współczesne media. Dość powiedzieć, że jego cotygodniowe programy telewizyjne prześcigały w oglądalności emitowane w tym czasie programy konkurencyjne, w tym te z udziałem Franka Sinatry. Czekamy na wyniesienie Fultona Sheena na ołtarze. Być może to szczególny moment, aby człowiek tego formatu, tej kompetencji, wiedzy i wiary został na nowo odnaleziony i wydobyty z zapomnienia. Być może stanie się on szczególnie bliskim przyjacielem z niebios papieża Leona XIV.