Jednym z biblijnych mężczyzn mocno zainteresowanych kobietami jest Salomon. W Pierwszej Księdze Królewskiej jest mądrym władcą. We śnie Bóg mówi mu, żeby poprosił o to, co chce otrzymać. Salomon nie prosi o bogactwo, lecz o mądrość:

 

„Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła” (1 Krl 3, 9).

Bóg mu odpowiada:

„Daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie” (1 Krl 3, 12).

Bóg obdarzył go tym darem tak obficie, że cały lud podziwiał mądrość Salomona. Także królowa Saby przybyła do Jerozolimy, żeby poznać jego mądrość. Biblia mówi o nim:

„Mądrość Salomona przewyższała mądrość wszystkich ludzi Wschodu i mądrość Egipcjan” (1 Krl 5, 10).

Stary Testament przypisuje Salomonowi autorstwo wielu przysłów, psalmów i pieśni. Uważa go za autora Ksiąg: Przysłów, Koheleta i Pieśni nad Pieśniami. Poza Biblią powstają psalmy i ody Salomona. Tak więc traktowano Salomona jako poetę, który opiewał zarówno mądrość, jak i miłość. Oprócz tego, że jest mądry, Salomon jest znany z miłości do wielu kobiet: „Miał siedemset żon—księżniczek i trzysta żon drugorzędnych” (1 Krl 11, 3). Biblia nie robi mu wyrzutów, że miał tak wiele kobiet, bo w tamtych czasach było to normalne. Istniały inne wzorce przeżywania seksualności i erotyki. Biblia nie wyrzuca Salomonowi—kochankowi tego, że kochał wiele kobiet, lecz to, że wśród nich było wiele kobiet z obcych kultur, które go zachęcały do oddawania czci ich bogom.

„Król Salomon pokochał też wiele kobiet obcej narodowości, a mianowicie: córkę faraona, Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki i Chetytki, z narodów co do których Pan nakazał Izraelitom: Nie łączcie się z nimi, i one niech nie łączą się z wami, bo na pewno zwrócą wasze serce ku swoim bogom. Jednak Salomon z miłości złączył się z nimi. [...] Jego żony uwiodły więc jego serce ku bogom obcym i wskutek tego serce jego nie pozostało tak szczere wobec Pana, Boga jego, jak serce jego ojca, Dawida. Zaczął bowiem czcić Asztartę, boginię Sydończyków, oraz Milkoma, ohydę Ammonitów” (1 Krl 11, 1—5).

Salomon później zlecał budowanie ołtarzy bogom i boginiom, których czciły jego żony. Można powiedzieć, że miłość do kobiet stała się przyczyną jego odejścia od właściwej duchowej drogi. Oto, jak ostro Księga Syracha opisuje zgubę Salomona z powodu złej miłości do kobiet:

„Jakże byłeś mądry w swojej młodości i napełniony rozumem, jakby rzeką! [...] Do odległych wysp doszło twe imię, [...] z powodu hymnów, przysłów, przypowieści i odpowiedzi podziwiały cię kraje. [...] Niestety, kobietom wydałeś swe lędźwie i wyuzdaniu oddałeś władzę nad swym ciałem” (por. Syr 47, 14—19).

Jednak, jak zostało wspomniane wyżej, nie samo pragnienie kobiet zgubiło Salomona, a potem doprowadziło nawet do rozbicia kraju. To raczej to, co te wszystkie miłości zrobiły z sercem Salomona, zasługuje w Biblii na potępienie. Ten obraz mężczyzny, który nie tylko emocjonalnie, ale mentalnie i duchowo „głupieje” z powodu kobiet, może się przydać wszystkim mężczyznom wrażliwym na piękne kobiety. Niektórzy z mężczyzn albo idą drogą swobody, albo żyją z poczuciem winy za samo pragnienie kobiety. Jednym i drugim ten obraz zdaje się przypominać o sile rozumu i potędze Boga, który stwarza każdą miłość, ale nie chce, by to, co stworzył, zasłoniło komukolwiek Jego samego. Salomon, który w Biblii i kulturze jest symbolem niezwykłej mądrości, pod koniec swego życia jest jednak nazwany głupim, nie z powodu pragnienia kobiet, lecz z powodu złych decyzji, które przez te miłości podejmował w odniesieniu do Boga.

Kochanek, który zdobywa kobiety, wykorzystując stanowisko, a nie własne walory

Salomon zdobywał kobiety, wykorzystując swoje stanowisko, zdobywał je wyłącznie dzięki temu, że był królem. On nie walczył o nie, nie dawał im okazji, aby mogły odkryć jego walory osobowościowe. Czy miał kompleksy jako mężczyzna? A może jego kompleks właśnie na tym polegał, że nie zdobył żadnej kobiety i dlatego uważał siebie za kogoś, kto nie potrafi kochać, więc w jakim sensie bierze, co mu zostało: płytkie kontakty z wieloma kobietami? Nie realizując się jako „zdobywca”, mężczyzna traci część swojej duszy. W miłości może mu brakować namiętności, dlatego ta jego miłość szybko staje się nudna i wtedy potrzebuje wielu kobiet, ponieważ żadnej nie potrafi kochać naprawdę. Co innego mieć wiele kobiet, a co innego zdobyć tę jedną, ukochaną.

O Salomonie napisano, że „serce jego nie pozostało tak szczere wobec Pana, Boga jego, jak serce jego ojca, Dawida” (1 Krl 11, 4). Bóg więc „rozgniewał się” na Salomona i zagroził mu odebraniem królestwa. W ten sposób wieloletnie panowanie Salomona, który dobrze i mądrze zaczynał żyć i decydować, kończy się katastrofą: rozpadem Izraela. Jeśli ktoś sobie radzi na początku życia, nie oznacza to, że będzie mądry do końca. Ponieważ Salomon był wewnętrznie niespójny, jego rozbicie promieniowało na zewnątrz: rozdarciu uległo także jego królestwo — na południowe i północne. Dawid zaczynał jako ktoś mały, a umarł jako wielki i mądry władca. Salomon zaczynał jako mądry i bogaty król, a skończył jako mężczyzna, który spowodował liczne podziały, także wokół siebie.[1]

Obraz mężczyzny — kochanka w „Pieśni nad Pieśniami”

Patrząc na kilkaset kobiet Salomona, nie trzeba się dziwić, że to on, według tradycji, jest uważany za autora pieśni miłosnych, zebranych w księdze Pieśń nad Pieśniami. W tej księdze ukochany i ukochana śpiewają o sobie nawzajem:

„O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jak piękna, oczy twe jak gołębice! Zaiste piękny jesteś, miły mój, o jakże uroczy! Łoże nasze z zieleni” (Pnp 1, 15).

Cieszą się swoją miłością pełną erotyki i seksualności. Śpiewają:

„Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie ukochanej, póki nie zechce sama” (Pnp 2, 7).

Chłopiec jest oczarowany miłością swojej dziewczyny:

„Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico, oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych oczu, jednym paciorkiem twych naszyjników. Jak piękna jest miłość twoja, siostro ma, oblubienico, o ileż słodsza jest miłość twoja od wina” (Pnp 4, 9n).

Dziewczyna uwielbia swojego chłopca:

„Usta jego przesłodkie i cały jest pełen powabu. Taki jest miły mój, taki jest przyjaciel mój, córki jerozolimskie!” (Pnp 5, 16).

Pieśń nad Pieśniami to księga o wielu interpretacjach. Jej inna nazwa brzmi: Pieśń najpiękniejsza. To jedna z wielu ksiąg z wielkiej biblioteki, jaką jest Biblia. Napisał ją człowiek, który miał „siedemset żon—księżniczek i trzysta żon drugorzędnych” (1 Krl 11, 3) i jeszcze wiele innych. Z nimi wszystkimi był „związany miłością”. Mógłby być więc uważany za eksperta w sprawach damsko-męskich.

Przypisywana mu księga Pieśni nad Pieśniami jest pełna tajemnic. Mówi o miłości między chłopcem i dziewczyną. Po co znalazła się w Biblii? Jest tak mało „uduchowiona”, nie pada w niej imię Boga, a Kościół bardzo rzadko używa jej w liturgii. Natomiast w tradycji judaistycznej jest ona bardzo szanowana, uważana za najpiękniejszą. Jeden z rabinów mawiał, ze wszystkie dni świata nie są warte tego jednego dnia, w którym świat dostał od Boga Pieśń nad Pieśniami.

Kilkanaście wieków temu Orygenes skomentował Pieśń nad Pieśniami bardzo duchowo i pięknie: to księga opiewająca miłość Boga do swojego ludu i miłość między Oblubieńcem, którym jest Chrystus, a oblubienicą, którą jest Kościół i pojedyncza dusza każdego wierzącego. Jednak po tej interpretacji trudno teraz patrzeć na ten utwór jako na opowieść o miłości chłopca i dziewczyny. Mamy więc dwa poziomy interpretacji: Nie można spłycić tej księgi tylko do miłości ludzkiej, bo w takim razie co ona robi w Biblii? Jednak odczytywanie dzieła wyłącznie „duchowo” pozbawia nas pięknego obrazu erotyki, który może inspirować dzisiejszych mężczyzn i kobiety poszukujących wzorców miłości.

Jeden z mistrzów interpretacji Biblii radził, żeby nie czytać niektórych części Biblii bez odpowiedniego wprowadzenia i osobistej dojrzałości. Radził na przykład, by Ewangelii wg św. Jana nie czytać wcześniej niż przed ukończeniem 25 lat życia, a Pieśni nad Pieśniami przed ukończeniem 60 lat.

Enzo Bianchi twierdzi, że musi ona być znakiem ścisłego związku miłości ziemskiej i miłości do Boga.[2] A może nie będzie potrafił zrealizować pierwszej ten, kto nie będzie wiedział, jak zrealizować drugą? Dzisiaj mężczyzna potrzebuje być pouczony, jak kochać kobietę, mimo że ma do dyspozycji bogaty materiał prasowy i telewizyjny. Jednak czy to, co czyta i ogląda współczesny mężczyzna, naprawdę pomaga i uczy go jak kochać kobietę? Same kobiety często się skarżą, że mężczyźni dzisiaj nie umieją ich kochać.

Dietrich Bonhoeffer[3] twierdził, że wielkim niebezpieczeństwem silnej miłości erotycznej jest to, że przez jej siłę można utracić — jak on to nazywa — polifonię życia. Bóg chce być kochany bez osłabiania jakiejkolwiek miłości ziemskiej, lecz miłość do Niego ma być melodią główną (cantus firmus), a każda miłość ziemska, w tym ta erotyczna, ma być „kontrapunktem”[4] do miłości Boga. Jeśli tak nie jest, może ulec zaburzeniu lub utracie cała polifonia życia! Kontrapunktem do miłości Boga jest więc każdy rodzaj miłości ziemskiej. Nie ma jednak w życiu mężczyzny miłości bardziej zmysłowej, silnej, gorącej niż miłość do kobiety. Nie mogło więc jej zabraknąć w Biblii. A może właśnie ten kontrapunkt stoi najbliżej i najbardziej wyjaśnia i komentuje, czym powinna być miłość do Boga? Bóg nas zaprasza do miłowania go całym sercem i duszą i być może daje te kontrapunkty, żeby wzmocnić miłość do Niego! Nie mają więc racji ci mężczyźni, którzy twierdzą, że wystarczy kochać samego Boga, całkowicie ignorując odniesienie do kobiety, nie mają racji także ci, którzy miłość do kobiety absolutyzują.[5] Biblia wskazuje, że dobrym kochankiem może być tylko mężczyzna dojrzały do miłości, to znaczy potrafiący zobaczyć związek tych dwóch wymiarów miłości: ziemskiego — do kobiety i boskiego — do Boga. Mężczyźni czasami odwracają się od Kościoła, bo nie mogą pogodzić kochanka, którego czują w sobie, z rozumieniem miłości i seksualności przez Kościół. Uważają, że Kościół z seksualnością wiąże poczucie winy, a nie miłość. A oni oprócz pożądania chcieli kochać i wywnioskowali, że lepiej kochać kobietę poza duchowością i Kościołem. Patrząc na Pieśń nad Pieśniami, wydaje się, że nie taki był zamysł Stwórcy.

Gdy się czyta Pieśń nad Pieśniami, często można napotkać słowo oblubienica, a niektóre tłumaczenia używają słoważona. Sugerowałoby to, że księga ta opisuje już miłość małżonków, poślubionych sobie dwojga ludzi. E. Bianchi jednak stanowczo protestuje. Twierdzi, że to jest ideologia, konstruowanie „klatki” pieczętującej miłość. Czy jej zasady miałyby nie obowiązywać poza „klatką”? W Pieśni nad Pieśniami są zasady miłości nie tylko małżeńskiej, lecz każdej miłości między kobietą i mężczyzną, jeszcze zanim staną przed ołtarzem. Taka miłość, jaka jest tu zaprezentowana, wystarczy sama dla siebie i niczego więcej nie potrzebuje. Miłość jest uzasadnieniem sama dla siebie: Amor sufficit sibi (św. Bernard) — miłość wystarczy sobie samej. Pytanie, które zadaje sobie dzisiaj wielu mężczyzn, brzmi: po co mi ślub? Rzeczywiście, ślub ma sens w kontekście miłości. Ale jakiej? Takiej, o której mówi Biblia.

Przecież każdy mężczyzna, który potem staje się mężem, najpierw kocha kobietę, jako chłopiec, jako mężczyzna „wolny”, i już wtedy ma czytać Pieśń nad Pieśniami, a nie dopiero po ślubie.[6] Przypatrzmy się więc bliżej treści tej Pieśni najpiękniejszej właśnie pod kątem obrazu miłości chłopca i dziewczyny. Ma ona trzy części:

1. Początek miłości: rozdziały 1—2.

2. Miłość i rozłąka: rozdziały 3, 4, 5.

3. Zwycięstwo miłości; rozdziały 6, 7, 8.

Część pierwsza

Rozdziały 1—2 ukazują pragnienie miłości: „niech mnie ucałuje pocałunkami swoich ust”(1, 2). Mamy tu wyrażone, wypowiedziane pragnienie. Pragnienie rodzi się bardzo głęboko. Mężczyzna, który umie pragnąć i to wyrażać, jest pełniejszym człowiekiem, niż ten, który nie pragnie albo który nie umie swojego pragnienia wyrazić. Kto nie pragnie, jest martwy. Ale pragnienie jest sztuką, i to trudną sztuką. Pragnienie jako sztuka nie kieruje się kategoriami: wszystko i szybko. Kto chce wszystko i szybko, tak naprawdę nie pragnie. To ktoś, kto nie umie rozpoznawać różnicy między potrzebą a pragnieniem, kto nie umie czekać, nie umie też zadziwiać się. Bohaterowie Pieśni nad Pieśniami do siebie mówią (a nawet śpiewają!) o swoich pragnieniach. Mężczyzna musi umieć wyrażać swoje pragnienia słowem. Ale najpierw musi zrozumieć różnicę między pragnieniem a potrzebą.

To rozróżnienie może w jego życiu wprowadzić matka, jest to jej rola. Dziecko karmione piersią nie myśli, że to jest matka, osoba, lecz bezosobowy „dystrybutor” do dawania tego, czego dziecko potrzebuje. Rolą matki jest stopniowo przekształcać jego potrzeby w pragnienia, musi ona czasem powiedzieć dziecku nie, bo na przykład mama dzisiaj jest chora. Może mu powiedzieć: Starczy, już napiłeś się wystarczająco. Już nie mam więcej mleka. Niektóre dzieci, gdy słyszą, że już mama nie ma mleka, wydają się głuche, wściekają się, gryzą ją, swój „dystrybutor”. Musi nadejść dzień, gdy dziecko podniesie oczy i zobaczy, że jego mama to też osoba, matka, a nie „dystrybutor”, musi zrozumieć i poczuć, że to, czego pragnie od matki, to jedno, ona zaś jako oddzielna osoba to drugie. Gdy chłopiec nauczy się tego, zrozumie, że od dziewczyny też nie musi otrzymać „wszystkiego i szybko”.

„Ucałuj mnie pocałunkami twoich ust”: to jest pragnienie każdego młodego mężczyzny. Chodzi o prawdziwą bliskość, poczucie kobiety wszystkimi zmysłami. Miłość ludzka zawiera między innymi zapamiętanie, zachowanie twarzy ukochanej, wraz ze wszystkimi najmniejszymi szczegółami. W miłości jest bycie ze sobą twarz w twarz, do tego jest potrzebny taki właśnie pocałunek ust, pocałunek, o jakim tu jest mowa. Nawet pełny stosunek płciowy nie ma takiej siły przyjemności i zjednoczenia, jeśli przebiega bez bliskości twarz-przy-twarzy. To ten element sprawia, że seks nie jest pozbawiony twarzy, a więc jest bardziej „osobowy”. Jeśli miłość nie szukałaby patrzenia w twarz, byłaby bardziej używaniem tej drugiej osoby jako narzędzia przyjemności. Pocałunek twarz-w-twarz to klucz do celebrowania miłości, początek upojenia miłością. „Miłość twa przedniejsza od wina” (1, 2), użyte tutaj hebrajskie słowo oznacza raczej pieszczoty niż miłość. To te pieszczoty są mocniejsze od wina. Ona chce czuć jego zapach. Jego zapach, a nie zapach jego perfum. E. Bianchi podkreśla ten moment: kiedyś kochankowie czuli swoje własne zapachy, dziś używa się perfum, czy to znaczy, że współcześni kochankowie nie lubią zapachu swojego własnego ciała? Czy przez to znów nie traci się części osobowego wymiaru miłości?

„Olejek rozlany — imię twe” (1, 3), użyte tutaj imiona bohaterów: szelmoszulamitszemka, gdy się je wymawia, to jakby się słyszało szum jedwabiu. To piękny dźwięk wytwornych ubrań. „Wprowadź mnie królu, w twe komnaty” (1, 4): oczywiście nie chodzi tu o prawdziwego króla, oni po prostu tak się nawzajem nazywają, są dla siebie królem i królową. To kolejna barwa miłości: ona jest dla mnie królową, a ja jej sługą, i vice versa.

Z tego małego fragmentu można wyciągnąć następujące wnioski: on i ona są uczuciowo jeden naprzeciw drugiego, są zwróceni uczuciem do siebie nawzajem, właśnie to jest wyrażone słowami: „całuj mnie pocałunkami swoich ust, przyciągnij mnie do siebie”. Mówi się o tym! Spotykają się nie dwa jakieś ciała, lecz dwa ciała ludzkie, tzn. istot, które potrafią mówić. Miłość-niepotrafiąca-o-sobie-mówić jest poniekąd miłością jeszcze zwierzęcą, której zależy tylko na zaspokojeniu pragnień. Miłość ma być według języka greckiego logike, miłością według logosu, miłością wyrażaną, mówionąPragnienie wypowiedziane staje się bardziej ludzkie, bardziej „uwzględniające” tę drugą osobę. Chodzi tu więc nie tylko o sztukę pragnienia, ale w ogóle o sztukę spotkania: on i ona wchodzą w coś, co można by nazwać pełną zachwytu kontemplacją tego drugiego, pojawia się bardzo wyraźne i odrębne ja i ty, dwie oddzielne istoty, które bardzo się pragną i na siebie nawzajem czekają. Miłość niemówiona grzęźnie między potrzebą i satysfakcją, wikła się między tymi dwiema. Pojawia się „zjadanie” tego drugiego, natomiast trzeba przez miłość erotyczną nieustannie wzrastać w rozumieniu, że ta druga osoba nie jest do jedzenia, lecz do spotkania. Inaczej, miłość erotyczna może zredukować się do ciała, do mięsa, które ja mam pragnienie jeść.

Pieśń nad Pieśniami prowadzi więc tutaj do następującego stwierdzenia: Miłość erotyczna to pewnego rodzaju sztuka, inaczej mówiąc dyscyplina, asceza: te trzy słowa tutaj się bardzo łączą. Pieśń nad Pieśniami mówi więc o pewnej kulturze miłości erotycznej, o prawdziwej ars amandi. To są prawdziwe wskazówki dla wszystkich mężczyzn, którzy chcą kochać kobietę. Kto dzisiejszego mężczyznę może nauczyć prawdziwej ars amandi? Media? Czasopisma dla mężczyzn? Z pomocą przychodzi Biblia, która naprawdę widzi w miłości erotycznej aspekt ludzki i boski zarazem. Zobaczmy kolejne wersety:

Wprowadził mnie do domu wina,

i sztandarem jego nade mną jest miłość.

Posilcie mnie plackami z rodzynek,

wzmocnijcie mnie jabłkami,

bo chora jestem z miłości.

Lewa jego ręka pod głowa moją,

A prawica jego obejmuje mnie.

2, 4—6.

Pokój, w którym się kochankowie znajdują, jest domem wina, czyli domem, w którym nie ma sufitu, ich sufitem jest niebo. Tak wygląda pokój, w którym jest mężczyzna kochający kobietę: jest to miejsce upojenia. Dalsze wersety pokazują ryty miłości, a zatem to, co sprawia, że jeden dzień różni się od drugiego, a potem całkowite oddanie siebie nawzajem wraz ze swoim ciałem. Wreszcie następuje całkowite przymierze: „Mój miły jest mój, a ja jestem jego” (2, 16), dlatego że, jak pisał Tertulian: Caro cardo salutis, ciało podstawą twojego zbawienia: „To jest to twoje ciało, przez które masz wejść w przymierze, uświęcić się, zbawić się”. Właśnie tutaj znajduje się najważniejsze światło tej księgi, to jest sens miłości ziemskiej: całkowite przymierze i całkowite oddanie. Święty Paweł powie: „Ciało jest dla Pana, a Pan dla ciała” (1 Kor 6, 13). Chodzi o to, że przymierze, które Pan zawiera z ludźmi nie jest tylko przymierzem między Nim a duszą człowieka, lecz również jego ciałem. Przeciwne temu są wszystkie dualizmy dzielące rzeczywistość na „złe ciało” i „dobrą duszę”.[7]

„Wszystkie te doświadczenia zbieżności, równoczesności, przypadkowości, synchroniczności, światła sugerują, że ma wydarzyć się coś, co należy do (lub jest częścią) »tamtego świata«. Wynika stąd, że »kobieta«, o jaką chodzi, ma coś wspólnego z tamtym światem”.
Robert Bly

Kochankowie z Pieśni nad Pieśniami przypominają więc każdemu mężczyźnie kochającemu kobietę, że miłość ma się realizować w przymierzu, a szczególnie miłość mężczyzny i kobiety ma się realizować w tym właśnie kluczu, w tych słowach: „Mój miły jest mój, a ja jestem jego” (2, 16). Przymierze, które Bóg zawiera z człowiekiem, jest jednocześnie wzorem przymierza, które mężczyzna i kobieta mają zawrzeć między sobą. Takie jest orędzie tej części utworu.

Część druga (3—6, 3)

Widzimy tu jakby elementy snu. Kochankowie nie są już blisko siebie, są oddaleni od siebie. Jeśli poprzednia część mówiła o celebracji przymierza, całkowitego oddania, o miłosnym akcie, to najczęściej po tym akcie się śpi. Śni się wtedy różne rzeczy, a oni śnią o tym, że są daleko od siebie. Oboje mają podobny sen: jestem daleko od ciebie, szukam cię. Każda miłość zakłada zawsze czasową nieobecność tego drugiego, a nieobecność rodzi tęsknotę. Jest to jakiś kryzys, moment poznania siebie samego i spojrzenia na tego drugiego z dystansu, próba miłości w inny sposób, mimo nieobecności. Gdy jest się daleko, czeka się. Tęsknota, która rani, jest konieczna. Oddalenie to nie katastrofa, lecz wzmocnienie miłości, dystans czasem czyni miłość bardziej dojrzałą. Z języka greckiego słowo nostalgia można przetłumaczyć: „cierpienie niemożliwie wielkie”. Nostalgia to oczekiwanie, i w tym niekończącym się oczekiwaniu straszne cierpienie. Można tak tęsknić, że aż się zachoruje. Czy właśnie to cierpienie nie wzmacnia w pewien sposób miłości, nie umacnia jej w tym ogniu „niemożliwie wielkiego cierpienia”? E. Bianchi twierdzi, że jeśli miłość do Boga w pewien sposób odbija się w miłości erotycznej, to tym refleksem, odbiciem jest właśnie nostalgia, tęsknota.

Bóg jest niewidoczny, w naszym odczuciu prawie nieobecny. On zawsze gdzieś znika, Bóg-który-nas-pozostawia-samymi, Bóg ukryty. Tu, w tej niemożliwej tęsknocie, spotyka się więc to, co w człowieku jest „z duszy”, i to, co jest „z ciała”, czyli cała tęsknota za Nieskończonym i wielka tęsknota za ukochaną. Mężczyzna znający jedno i drugie cierpi bardziej, ale też jego życie jest pełniejsze.[8]

Część trzecia (6; 7; 8).

Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu

Jak pieczęć na twoim ramieniu,

bo jak śmierć potężna jest miłość,

A zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,

Jej żar to żar ognia,

Płomień Pański.

(8, 6)

Miłość jest więc „płomieniem Pana”, należy do Niego, bo mężczyzna i kobieta jako stworzenia należą do Niego. Miłość erotyczna zawsze wybucha jak płomień, a Biblia uczy, że jest to „płomień Pana”. Bóg nie tylko jest tym, który stworzył Adama i Ewę, ale cieszył się także miłością, która ich połączyła. Każdy kochający kobietę mężczyzna może cieszyć się, że płomień, który go oświeca i ogrzewa, jest płomieniem Pana.[9] Gdy wybucha miłość między mężczyzną żonatym a inną kobietą niż jego żona czy w sytuacji kapłan—kobieta, osoby te najczęściej boją się, że Bóg może im zabrać, ukraść to uczucie. To rodzi strach przed Bogiem i przedwczesny żal do Niego. Tymczasem każdy płomień od samego początku jest płomieniem Pana.

Pieśń nad Pieśniami pokazuje więc silny związek erotycznej miłości mężczyzna—kobieta z miłością Bożą. Mężczyzna w ogromnej potrzebie miłości stale będzie doświadczał tego, że składa w kobiecie tęsknoty i oczekiwania, które ją przerastają, czyli których ona w stu procentach wypełnić nie może. Co z tym zrobić?

Według Biblii miłość do kobiety wprowadza mężczyznę ostatecznie na płaszczyznę duchową, prowadzi do Boga, który jako jedyny jest w stanie zaspokoić tęsknoty mężczyzny. Kiedy mężczyzna zakochuje się, wówczas doświadcza nie tylko oczarowania całej swojej istoty, lecz zbliża się bardzo do swoich duchowych potrzeb. Może wielu mężczyzn bez zakochania się w kobiecie nie zbliżyłoby się w sobie do własnego wymiaru głębszego, duchowego? Może właśnie miłość do kobiety przebija w mężczyźnie tę skorupę, którą zbudował, chcąc się schronić przed każdą miłością? A może niektórzy mężczyźni, którzy już odkryli swoją duchowość, dzięki miłości erotycznej do kobiety zaczęli całkiem inaczej patrzeć na swoją relację z Bogiem, bardziej po ludzku, bardziej sercem, bardziej w świetle błogosławieństw, a nie zakazów i nakazów Kościoła?

Bycie zakochanym w pewnym sensie powoduje duchowe trzęsienie ziemi. Wielu mężczyzn raczej schodzi temu trzęsieniu z drogi, ponieważ przy tej okazji mogliby stracić kontrolę nad swoim życiem uczuciowym. Nie jest to strach nieuzasadniony, czy jednak jest on najlepszym doradcą? Co prawda postać Salomona pokazuje ambiwalencję obrazu kochanka. W miłości do kobiety mężczyzna doświadcza otwarcia się na to, co transcendentne. W niej odczuwa część tajemnicy miłości Bożej. Ale kiedy czyni się bożka z miłości do kobiety, kiedy w kobiecie zaczyna się widzieć swoją wybawicielkę i boginię, wówczas wchodzi się w niezdrowe uzależnienie. Prowadzi to do wewnętrznego rozdarcia, jak u Salomona. Nie można powiedzieć, że małżeństwo jest „wyłącznie sprawą tego świata”, że miłość mężczyzny i kobiety jest sprawą czysto ziemską. To tak, jakbyśmy powiedzieli, że miłość Boża jest sprawą wyłącznie duszy, a już nie ciała. W ten sposób odcina się miłość erotyczną i seksualną od jej Boskich korzeni. Seksualna miłość jest istotnym źródłem miłości, ale nie można jej mylić z Bogiem. W przeciwnym razie prowadzi nas to do tego, co Biblia w odniesieniu do Salomona nazwała głupotą.

To unikanie trzęsienia ziemi przez mężczyzn jest poniekąd uzasadnione, bo zarówno Biblia jak i życie pokazują niebezpieczeństwa związane z miłością erotyczną. W miłości mężczyzna będzie popełniał błędy, tak jak to robił Salomon. Kochanek przekracza granice i nie stosuje się do przepisów. Salomon sam mówi: „Miłość wszelki błąd ukrywa” (Prz 10, 12). Czasem nawet cała jego mądrość, wykształcenie, doświadczenie nie uchroni go przed ślepotą i błędami w miłości. Miłość erotyczna nie tylko obdarowuje radością i ekstazą, oczarowaniem i złączeniem się w jedno, lecz także uruchamia głębokie pokłady smutku i samotności mocnymi negatywnymi uczuciami, jak gniew i zazdrość. Wznosi na wyżyny i spycha w doliny namiętności, prowadzi do nieba i do piekła, do światła i ciemności. Jednak przybliża do własnej głębi, która jest przyzywana przez Boga.

Ks Adam Rybicki

Tekst pochodzi z książki: ks. Adam Rybicki, LEW I BARANEK. O duchowości mężczyzny