Alarmujące wiadomości napływały z wielu miast Krymu. Mieszkańcy Sewastopola, Symferopola, Bakczysaraju i Jewpatorii donosili o silnych eksplozjach i huku, który zbudził ich w środku nocy. "Cały Symferopol obudził się od ryku", "Na Krymie działa obrona powietrzna. W Symferopolu jest bardzo głośno!" - relacjonowali świadkowie wydarzeń.

Najpoważniejsze konsekwencje odnotowano w rejonie lotniska Belbek pod Sewastopolem. Według monitorującej sytuację na Krymie grupy "Krymski Wiatr", na terenie bazy zaobserwowano trzy pożary w okolicy pasa startowego i miejsc postoju samolotów. Rosyjskie władze okupacyjne utrzymują, że na lotnisku doszło do pożaru, ale wywołanego przez upadające fragmenty rakiet zestrzelonych przez obronę przeciwlotniczą.

Gubernator Sewastopola Michaił Razwożajew poinformował, że na miasto spadły również fragmenty rakiet, uszkadzając infrastrukturę cywilną w rejonie ulicy Fedorowskiej. Służby ratunkowe Sewastopola zostały zaalarmowane i natychmiast przystąpiły do gaszenia pożarów. Jak podają rosyjskie media, nie odnotowano ofiar wśród ludności cywilnej.

Atak rakietowy na Krym jest dobitnym dowodem na to, że ukraińska kontrofensywa nabiera tempa. Choć rosyjska obrona przeciwlotnicza zdołała zestrzelić część rakiet, część z nich dosięgła swoich celów, powodując straty po stronie okupanta. To dotkliwe przypomnienie dla Rosji, że los Krymu nie jest przesądzony - półwysep prędzej czy później wróci pod kontrolę Ukrainy – podają ukraińskie media.