Tydzień temu premier Włoch Mario Draghi, prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz przybyli Ukrainę. W ramach swojej wizyty zachodni przywódcy odwiedzili Irpień, jedno z miejsc okrutnych zbrodni Rosjan. Zdawało się, że to doświadczenie może być przełomem dla polityków, którzy wciąż mówią o konieczności utrzymywania relacji z odpowiedzialnym za te zbrodnie Władimirem Putinem. Tak jednak nie stało się w przypadku Jensa Ploetnera, który towarzyszył w podróży niemieckiemu kanclerzowi.

W poniedziałek doradca Scholza wziął udział w spotkaniu Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych, w czasie którego przekonywał, że należy bardziej skupić się na budowaniu relacji z Moskwą.

- „Można zapełnić wiele stron gazet 20 Marderami (bojowy wóz piechoty), ale mniej jest poważnych artykułów o tym, jak będą wyglądały nasze stosunki z Rosją w przyszłości. Jest to jednak co najmniej równie zajmujące i istotne pytanie, które można by przedyskutować i na temat którego można by prowadzić publiczny dyskurs”

- ocenił Plotner.

Wedle relacji Politico, Plotner stwierdził, że „debaty nt. militarnego wsparcia Niemiec dla Ukrainy, często krytykowanego za zbytnie wahanie i powolność, są napędzane gorączkowością, która w wielu przypadkach często pomija ważniejsze kwestie”.

- „Wypowiedzi Ploetnera po raz pierwszy publicznie wyjaśniają, dlaczego rząd niemiecki ma takie trudności z bronią ciężką dla Ukrainy. Uważam to za błąd i kontynuację błędu, zgodnie z którym Niemcy narzucają sobie powściągliwość wobec Ukrainy na rzecz pozytywnych stosunków z Rosją”

- ocenił w rozmowie z dziennikiem „Bild” ekspert CDU ds. zagranicznych Norbert Roettgen.