Zaskakujące stanowisko prof. Agnieszki Popieli. Niedawno po jej wpisie na Twitterze wybuchł wielki skandal: Popiela zasugerowała, jakoby prof. Tomasz Grodzki, marszałek Senatu, jako ordynator szpitala w Szczecinie przyjmował pieniądze za operowanie jej matki.

Grodzki stanowczo odrzucił to twierdzenie: napisał, że w szpitalu działała fundacja i wpłaty na nią były w pełni dobrowolne. W obronę prof. Grodzkiego wziął mec. Jacek Dubois. Teraz prof. Popiela tłumaczy, że... nie miała bynajmniej na myśli żadnej "łapówki" za operację.


"Żeby było uczciwie. Nigdy nie powiedziałam, że wpłata była warunkiem operacji. Nie! Mama była w normalnej kolejce do zabiegu. Wpłaciłam, bo czułam presję psychiczną" - napisała.

 

 

 

 

 

Tymczasem w pierwszym wpisie napisała dosłownie: "Jak moja Mama umierała to trzeba było dać 500 dolarów za operację. Podobno na czasopisma medyczne. Faktury ani rachunku nie dostałam".

Pod wpisem pojawiły się dziesiątki komentarzy wskazujących, że poprzedni wpis Popieli sugerował coś zupełnie innego. Teraz okazuje się, że cała sprawa to tylko subiektywne poczucie Popieli i odczuwanie "presji psychicznej", a matka byłaby operowana niezależnie od tego, czy Popiela wpłaciła, czy nie.

Trzeba przyznać, że to stawia prof. Grodzkiego w zupełnie innym świetle. I profesor Popielę - również...

bsw/twitter