Postać zmarłego przed kilku laty księdza Henryka Jankowskiego w ostatnich tygodniach znów budzi wiele kontrowersji. Po jednej stronie mamy więc jego zaciekłych krytyków, by nie powiedzieć, że wrogów, którzy wprost zarzucają mu pedofilię i domagają się wpisania imienia i nazwiska tego księdza do swoistego czarnego katalogu polskich antybohaterów. Po drugiej jednak stronie, szczególnie w ostatnich dniach uaktywnili się gorliwi obrońcy dobrego imienia ks. Henryka Jankowskiego, którzy nazywają świadectwa osób twierdzących, iż są ofiarami tego duchownego "pomówieniami pieniaczy". Jak zatem ustosunkować się do całej tej sprawy?

Otóż nie ulega wątpliwości, iż ks. Jankowski, jak każdy człowiek, miał swe zalety i dobre strony. W tym obszarze można wskazać choćby na to, że ów prezbiter chętnie materialnie pomagał osobom biednym oraz pokrzywdzonym. To jednak nie zmienia faktu, iż ks. Henrykowi Jankowskiemu stawiane są bardzo poważne zarzuty tyczące się aktów pedofilii oraz homoseksualizmu. I powiedzmy to sobie wprost; nawet na podstawie tego co mówią osoby przychylnie nastawione do tego księdza istnieją silne poszlaki, by w rozsądny i uzasadniony sposób podejrzewać, iż jednak w owych zarzutach jest coś na rzeczy.

Przede wszystkim, nikt nie kwestionuje tego, iż ks. Henryk Jankowski otaczał się młodymi chłopcami, których – delikatnie mówiąc – traktował bardzo poufale. Najdalej idącą oznaką tej poufałości było całowanie przez owego księdza młodych chłopców w usta i klepanie ich po pośladkach. Już same takie gesty ks. Jankowskiego, nawet gdyby nie szło za nimi coś jeszcze więcej, były ohydne oraz nieprzyzwoite i gdyby zastosować wobec gdańskiego prałata karę jaką w takich przypadkach doradzał egzekwować św. Bazyli Wielki, to należałoby go publicznie wychłostać, napluć mu w twarz, zakuć w żelazne łańcuchy, a następnie przez okres jednego roku trzymać w izolacji.

Inną z niepokojących oznak zastanawiającego stosunku ks. Jankowskiego do moralności seksualnej były różne frywolne odzywki i żarty w wykonaniu tego człowieka. Przykładowo, gdy pewien dziennikarz zagadnął go mówiąc: "Chcemy coś księdzu pokazać!", ów odpowiedział: "Co?! Fiu**a!" (wykropkowanie wulgaryzmu – moje MS). Z kolei, jeden z sympatyków ks. Henryka wspominał, iż ów był znany z zamiłowania do sprośnego humoru. Gdański prałat miał sobie raz nawet pozwolić na połączenie żartów o rozpuście z dowcipem na temat świętej spowiedzi mówiąc, iż niejako w automatyczny sposób rozgrzeszy tych, którzy dopuściliby by się takowych grzechów. Ktoś może jednak powie: "Ach, to tylko żarty!". Cóż, tego typu dowcipy są uczniom Pana Jezusa zakazane jak naucza tego św. Paweł Apostoł: "O nierządzie zaś i wszelkiej nieczystościalbo chciwościniechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym, ani o tym co haniebne, ani niedorzecznego gadanialub nieprzyzwoitych żartów,bo wszystko to jest niestosowne" (Ef 5, 3-4). Co więcej zaś, takie żarty często są oznaką głębszego problemu, jakie wypowiadające je osoba ma w sferze moralności seksualnej. Mówi nam o tym tak ludzkie doświadczenie, ale na podobną prawidłowość wskazuje też Chrystus Pan ucząc:

"Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta" (Łk 6, 45).

Jeszcze inną, godną nagany postawą ks. Henryka Jankowskiego było jego powszechnie znane zamiłowanie do bogactwa, luksusów i próżności. Owszem, dzielił się on tym bogactwem i za to należy mu się uznanie, ale nie zmienia to faktu, iż uczniom Jezusa nie przystoi obnosić się ze swym wysokim statusem materialnym. Proste i skromne życie jest tym, które winni praktykować chrześcijanie.

Wracając zaś do zarzutów odnośnie pedofilii i homoseksualizmu to, iż tego rodzaju zachowania w wersji "soft" były udziałem gdańskiego prałata de facto przyznają nawet jego zwolennicy oraz sympatycy (vide: wspomniane całowanie chłopców w usta i klepanie ich po pośladkach). Czy te sprośności przeradzały się w coś więcej, jak mówią o tym niektórzy? Tego póki co nie udowodniono w sądowym procesie i problem polega na tym, że na gruncie świeckiego prawa taki proces nie za bardzo może się odbyć. Ksiądz Jankowski zmarł bowiem w 2010 roku a nawet, gdyby na podstawie jakichś kazusów próbować nieżyjącej osobie stawiać zarzuty karne, to i tak prawdopodobnie większość z takowych zarzutów by się już przedawniła. Pozostaje więc opcja weryfikacji oskarżeń względem nieżyjącego prałata z Gdańska w trakcie kościelnego procesu. Można się jednak zapytać, czy można na taki uczciwy oraz sprawiedliwy kościelny proces liczyć w sytuacji, gdy czuwałby nad nim hierarcha, który sam okazywał różne względy ks. Jankowskiemu, a ponadto również mu zarzuca się takie naganne zachowanie jak pijaństwo, wulgarność, zamiłowanie do przepychu oraz tuszowanie pedofilskich skandali?

Mirosław Salwowski