Szymon Hołownia, "niezależny" kandydat na prezydenta, w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym" mówił między innymi o aborcji. Jak stwierdził, gdyby Sejm przedłożył mu do podpisu ustawę liberalizującą przepisy o zabijaniu dzieci nienarodzonych, to on odesłałby ją na powrót do Sejmu. Jeżeli jednak otrzymałby ją do podpisu ponownie, to - twierdzi - musiałby podpis złożyć, bo tego wymaga od niego konstytucja.

 

Szymon Hołownia chce "przejść Rubikon między narzekaniem a działaniem". Jak tłumaczy, marzy o wykorzystaniu "premii w polityce za innowacyjność". Jego zdaniem widać, że "innowacyjni" politycy wygrywają dziś na całym świecie - to Ukraina, Słowacja, Francja, także USA. Jeżdżąc po Polsce, twierdzi Hołownia, słyszy ciągle o "zmęczeniu" i "podziałach", na co narzekają ludzie. On chce to przełamać.

"Katolik" Hołownia deklaruje też, że podpisałby ustawę liberalizująca aborcję, jeżeli Sejm by taką przyjął.

"Zwróciłbym ją Sejmowi do ponownego rozpatrzenia. Nie po to, żeby ją »uwalić«. Po to, żeby zapytać, czy Sejm jest pewien tego, co robi. Jeśli będzie pewien, jeśli będzie stało za nim poparcie takiej części społeczeństwa, które pozwoli na ponowne uchwalenie ustawy, konstytucja nie zostawi wyboru: prezydent musi ją podpisać" - powiedział.

Zapowiedział też, że popiera tak zwany rozdział Kościoła od państwa. "Mam kłopot z mieszaniem się polityków do obrzędów religijnych, a Eucharystii do uroczystości świeckich. Eucharystia nie jest, mówię to jako praktykujący katolik, od umajania państwowych uroczystości, a państwo ma swój ceremoniał. Nie mogę włączać kraju, w którym mieszkają obywatele różnych wyznań i osoby niewierzące, w ceremoniał religijny jednego wyznania" - stwierdził. Jak dodał, czuje się do przeprowadzenia takiego podziału predystynowany, bo jest katolikiem, a to gwarantuje niewywoływanie wojny religijnej w Polsce.

bsw/tygodnik powszechny