Pewnego razu do lasu przyszła dostawa kaloszy, po dwie pary na zwierzę. Problem w tym, że jedne były strasznie modne, ale takie wiecie, made in China, a drugie solidne, jak u Niemca robione, ale piękne jak… a dajmy już spokój tym Niemcom.

Król lew zastanawiał się jak je podzielić. W końcu zwołał zebranie zwierząt na polanie i zarządził: niech piękne zwierzęta staną po lewej stronie, a mądre po prawej. Trochę to trwało, ale w końcu zwierzęta się rozdzieliły. Tylko pośrodku polany siedziała żaba.
– A ty żaba co? – spytał zdenerwowany lew.
– No przecież się nie rozdwoję.

I z Grzegorzem Turnauem jest właśnie jak z tą żabą. Najnowszą „Kolędę dla tęczowego Boga” śpiewa pięknie i mądrze.

Rozumiem intencje artysty, żeby poruszyć ludzkie serca, żeby wskazać to cierpienie, żeby uświadomić tym nienawistnym Polakom, że odrzucając takie dzieciny, to jakby samego Boga odrzucali.

Tylko że to odkrycie o cierpieniu od Pakistanu, przez Aleppo po Mińsk zasługuje na komentarz podobny do wygłoszonego przez Bolca z filmu „Chłopaki nie płaczą” na temat piosenki Lipnickiej „Wszystko się może zdarzyć”: „Wielkie odkrycie. Jasne ku…, że wszystko się może zdarzyć”.

To cierpienie nie rozpoczęło się ani teraz, ani przed półtora rokiem, kiedy pierwsze fale uchodźców dowlokły się przed kamery dziennikarzy, których redakcje nie wydawały już pieniędzy na włóczenie się po różnych niebezpiecznych miejscach na świecie. I jest go dużo więcej obecnie niż tego, które obejmują światła kamer. Jacek Tabisz z Racjonalista TV pisze o „Hindusiątku czy o blogerzątku z Bangladeszu, na które polują ortodoksyjnie muzułmańscy sąsiedzi”. Tego Turnau już nie zauważa, to nie jest dzisiaj modne, a i wyższości „nacjonalistycznej polskiej hołocie” się takim tekstem nie okaże.

Wydawać by się mogło, że po tym jak Święta Angela od imigrantów na zjeździe partii CDU pełniącej wiodącą rolę w europejskim narodzie, złożyła samokrytykę i obiecała, że „nigdy więcej tylu imigrantów”, polskim elitom przejdzie ochota na demonstrowanie moralnej wyższości.

„Najbardziej gorące miejsce w piekle jest zarezerwowane dla tych, którzy w okresie kryzysu moralnego zachowują swą neutralność”, pisze Turnau cytując „Boską Komedię” Dantego. Ja przynajmniej tam nie trafię, bo nie zachowuję neutralności, w tym kryzysie moralnym jestem po przeciwnej stronie i zarzucam takim jak Turnau, że kryzys wykorzystują, żeby podbić swoje ego, a nie rozwiązać realne problemy.

Tylko czego oczekiwać od barda, skoro podobnie było z artykułami poważnych redaktorów: Kurskiego, Lisa, Kraśki. Szczyt był kryzysu imigracyjnego, a tu żadnych rozwiązań, analiz, dyskusji, tylko połajanki, które pokazywały moralną wyższość autorów. Jeżeli trzymać się już „Boskiej Komedii”, to jest to VIII krąg piekła, zarezerwowany dla hipokrytów, fałszywych doradców, uwodzicieli. Tam też Alighieri umieścił Mahometa. Co za ironia…

Nie wiem, czy Turnau zauważył, że „Jezusiątka” zgłaszające się z Calais do Wielkiej Brytanii, a także te w Danii i Szwecji, są nad wyraz dojrzałe jak na nieletnich? Czy bard zdaje sobie sprawę, że nie w żłobku szukają oni schronienia, lecz do żłobu o nazwie zachodnia opieka społeczna ciągną? W Polsce, jak już tu trafią, są tylko tranzytem. Czasami zrażeni trudnościami w Europie wracają do ogarniętych wojną krajów, a niektórzy jeżdżą tam sobie na urlopy i wracają z powrotem do Niemiec.

Obawy i to obawy uzasadnione, nie dotyczą chęci lub niechęci do podzielenia się z ubogimi, tylko zagrożeń, które już zdążyły się ujawnić. Prawdopodobnie wszyscy chcieliby, żeby na świecie dzieci nie znały głodu, za to znały edukację. Tu rozwiązaniem jednak nie jest otworzenie na oścież europejskich granic. Praktykują to statki państw unijnych na Morzu Śródziemnym stając się pomocnikami przemytników ludzi, którzy to przemytnicy dzięki temu mogą zachęcać jeszcze więcej osób do niebezpiecznej podróży i wsadzać je na jeszcze gorsze łódki, bo przecież 30 mil od brzegu czeka zamówiona „taksówka” na Lampeduzę lub Sycylię.

No, ale o tym wszystkim u Turnaua „tu cichosza tam cicho szaro brudno i zima”.

Jan Wójcik/Euroislam.pl