Portal Fronda.pl: Czy rozejm w Donbasie jeszcze obowiązuje?

Witold Waszczykowski, PiS: Rozejm, jak się okazało, nie obowiązywał w ogóle. W wielu miejscach walki nie zostały przerwane. Zawieszenie broni od razu zostało skazane na katastrofę. Całe porozumienie było jedną wielką pułapką wobec Ukrainy, bo ustaleń porozumienia nie można było zrealizować. Nie można było, na przykład, wycofać broni ciężkiej z Debalcewa, jeśli rebelianci chcieli je zdobyć.

Kanclerz Merkel i prezydent Hollande pokazali w Mińsku hipokryzję czy naprawdę mogli wierzyć, że ogień zostanie wstrzymany?

Zachodni przywódcy wykazali się naiwnością. Po pierwsze wyszli naprzeciw koncepcjom Putina, które Moskwa wysuwa już od wielu lat. Rosjanie nie chcą rozmawiać z całą Europą czy z całym obszarem transatlantyckim, a więc z całą UE oraz z NATO. Kreml uważa, że światem, a zwłaszcza Europą, powinien zarządzać koncert mocarstw. Wszystko powinno być rozwiązywane w ramach porozumienia kilku silnych państw. Mówimy o tym od lat i się na to nie zgadzamy, bo to rozwiązanie XIX-wieczne, które eliminuje między innymi takie państwa, jak Polska. W pewien świadomy sposób państwa Zachodu poszły Putinowi na rękę i pozwoliły mu tworzyć taką grupę.

W tej grupie mocarstw brakuje jednak Stanów Zjednoczonych.

Ma miejsce niemiecko-amerykańska rywalizacja o przywództwo w Europie. Niemcy od lat mają ambicje, aby wyprzeć Amerykanów z Europy i przejąć od nich pałeczkę przewodnictwa na Starym Kontynencie. Stąd, gdy mają miejsce różne europejskie konflikty, Berlin chce je rozwiązać i pokazać, że Europa może sobie pozwolić na funkcjonowanie bez Stanów Zjednoczonych. Niemcy próbowali tak ułożyć kwestie partnerstwa wschodniego, rozwiązywać przed laty problemy Mołdawii, a teraz Ukrainy. Okazuje się jednak, że problemów nie rozwiązują, a są tylko rozgrywani przez Rosję, która korzysta z podziałów na Zachodzie.

Będzie teraz potrzebny Mińsk III?

Wszystko zależy od tego, czego domaga się Putin. Jeżeli Europa odkryje, w co gra Kreml – a gra o imperialną rolę Rosji w Europie i na świecie – to będzie trzeba się wtedy mu przeciwstawić. Będzie to trzeba zrobić poprzez zdeterminowaną postawę całego Zachodu, w tym Stanów Zjednoczonych, poprzez nałożenie drastycznych sankcji, przypominających sankcje Ronalda Reagana walczącego w latach 80. ze Związkiem Radzieckim. Tylko w ten sposób będzie można uczynić jakąkolwiek dalszą eskalację konfliktu tak kosztowną dla Rosjan, że się z niej wycofają. Do tego trzeba jednak, że tak powiem, mężów stanu z jajami, a nie ludzi odgrywających swoje zakulisowe gierki na marginesie tragedii ukraińskiej.

Niemieckie media piszą otwarcie, że Petro Poroszenko powinien „spojrzeć prawdzie w oczy i zrezygnować z Donbasu”. To dobra czy zła rada?

To fatalna rada, bo to znaczy, że sankcjonuje się zmiany granic przy pomocy użycia siły. Jeśli zaakceptujemy to wobec Ukrainy, tak jak w przypadku Krymu i Donbasu, to ośmielimy nie tylko Putina. Ośmielimy też inne państwa, bo na świecie jest wiele nierozstrzygniętych konfliktów. Inne kraje, zachęcone przykładem Rosji, będą mogły próbować rozwiązać swoje spory siłą. Myślę tu o Chinach, Iranie czy innych państwach, które mają ambicje dokonania zmian w swoim otoczeniu.

Rząd Prawa i Sprawiedliwości potrafiłby rozbić tworzoną przez Rosjan i Niemców elitarną grupę mocarstw i aktywnie włączyć się do rozmów?

Na pewno nie można tego zrobić z dnia na dzień. Wymaga to wysiłku i determinacji, której tej władzy brakuje. Potrzeba uczciwych rozmów z naszymi partnerami, zdeterminowanego pokazywania, jak wygląda polityka Putina i sytuacja w regionie. Trzeba stworzyć wspólny front wokół pewnych koncepcji. Dzisiejszy rząd jest sklecony jako komitet wyborczy; oni mają być wszyscy razem w namiocie, a nie poza nim; mają być odpowiedzialni za wyniki tak, aby nikogo nie rozliczano za wybory. Ich głównym celem jest to, żeby wybory wygrać, a nie żeby realizować narodowy polski interes w Europie. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski