Marta Brzezińska: Panie Pośle, to jak z tym transferem do Platformy Obywatelskiej?

 

Przemysław Wipler: Pani Redaktor, zdradzę Pani jeszcze lepszą tajemnicę – w chwili obecnej pracujemy nad transferem pięciu posłów z Ruchu Palikota do Prawa i Sprawiedliwości. Na razie mogę tylko zdradzić trzy nazwiska: Grodzka, Biedroń i Ryfiński. Do ujawnienia dwóch następnych na obecnych etapie nie jestem upoważniony. Transfer będzie miał miejsce po świętach i będzie poprzedzony uroczystym egzorcyzmem w Katedrze Polowej Wojska Polskiego...

 

Widzę, że humor Panu Posłowi dopisuje.

 

Rozmowy są bardzo poważne, zaawansowane, pozostała kwestia tylko poszczególnych stanowisk partyjnych, na które przechodzący z Ruchu Palikota posłowie mogą liczyć i komisji, w których mogliby funkcjonować.

 

Dobrze, odłóżmy żarty na bok, pytam poważnie.

 

Ależ ja mówię całkiem poważnie! To tak samo poważne jak twierdzenie, że ja się wybieram do Platformy Obywatelskiej.

 

Mnie Pan nie musi przekonywać, że daleko Panu do Platformy. Wydaje mi się, że w miarę znam Pańskie poglądy (śmiech).

 

Zdecydowanie daleko. Jak mówi Janusz Korwin Mikke, to partia „łże-liberałów”. Nigdy nie było rozmów na temat mojego domniemanego przejścia. Oczywiście, nie ma podstawy karnej do złożenia pozwu o pomówienie tego, kto rozpuszczał takie plotki, niemniej to już naruszało dobro cywilnej mojej dobrej czci i mienia. Takie pomówienia w sposób faktyczny obniżają moją wiarygodność. Prędzej publicznie zjem własne buty i zagryzę sejmowym iPadem, niż tego rodzaju transfer będzie miał miejsce.

 

Nie chciałabym Panu życzyć smacznego (śmiech), ale plotki też nie biorą się z powietrza. Skąd zatem ta o Pańskim transferze?

 

Z „Newsweeka”, który – jak się okazuje - czyta pan Janusz Palikot, który te plotki powtórzył. Proszę zadzwonić do posła Biedronia i posłanki Grodzkiej i zapytać, co im PiS zaproponował za przejście do tej formacji. To będzie z tej samej półki z science-fiction, co pytania na temat mojego rzekomego transferu do PO.

 

Co tak Panu nie pasuje w PO?

 

To partia, która jest neo-PZPR, która obsługuje zorganizowane grupy interesu, które żyją kosztem dobra wspólnego i interesu publicznego Polaków. Na tym polega jej dobra pozycja systemowa. My, jako PiS reprezentujemy tych polskich obywateli, którzy są niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy, ze stanu gospodarki, polskiego prawa, etc. Mój rzekomy transfer można by porównać z sytuacją, gdyby jeden z liderów Solidarności miał przejść do PZPR. Można tu powtórzyć słowa prezesa Kaczyńskiego, że coraz bardziej ci ludzie stoją tam, gdzie stało ZOMO w kontekście coraz większej przepaści między PiS a PO.

 

Te plotki wpłynęły już w jakiś sposób na Pańską wiarygodność?

 

Jestem aktywnym posłem i mam bieżący kontakt zarówno z prezesem, jak i dowództwem klubu, których nie muszę teraz przekonywać, że to bzdury. Moi partyjni koledzy wiedzą, że nie ma dnia, w którym bym ciężko nie pracował dla mojej formacji. Szykowanie takiego transferu byłoby objawem choroby psychicznej, podczas tak intensywnego krytykowania rządu i pragnienia, by to Prawo i Sprawiedliwość rządziło w Polsce. Mazurek i Zalewski napisali niedawno w swojej rubryce w „Uważam Rze”, komentując doniesienia o moim rzekomym przejściu do PO, że miarą nadętości od teraz będzie jednostka „wipler”. Redaktorzy tygodnika w jakiś sposób obrażają moją inteligencję wierząc, że chciałbym się przesiąść do tonącego okrętu, jakim dziś jest PO. Jestem młodym posłem, a to byłaby totalna dyskwalifikacja w polityce, w której lojalność jest absolutnie kluczowa.

 

Pisanie do portalu Tomasza Lisa w jakiś sposób nie zaszkodziło Pana wizerunkowi? Nie żałuje Pan tej decyzji?

 

To był błąd. Po pierwsze, sądziłem, że jeśli Tomasz Lis angażuje się w swój prywatny projekt biznesowy, coś, co nie jest dotowane, państwowe, albo utrzymywane przez kogoś innego, to znaczy, że będzie zachowywał się rozsądnie i rzetelnie. Lis występuje jako twarz projektu, który rzekomo miał przyciągnąć szerokie grono zainteresowanych, dlatego byłem przekonany, że będzie dużo bardziej ważył słowa. Pomyliłem się. Prawie każdy jego tekst, nawet nie tyle obrażał polityków PiS, co obrażał naszych wyborców. Tym, co przelało czarę goryczy był skandaliczny felieton na temat Jarosława Marka Rymkiewicza. Lis napisał, że poeta jest przedstawicielem moherowej, kato-stalinowskiej Polski. A to jest moja Polska! Jestem w stanie znieść to, kiedy się obraża polityków PiS, ale obrażanie naszych wyborców – i to w tak skandalicznej formie - było nie do zaakceptowania.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska