Michael Fallon, sekretarz obrony Wielkiej Brytanii obawia się, że Rosja zaatakuje państwa bałtyckie. Wchodzą w grę przede wszystkim: zielone ludziki, ataki cybernetyczne, wywoływanie napięć etnicznych.

Według Fallona niebezpieczeństwo jest „realne i obecne”. Kreml może spróbować sprawdzić zdolności Sojuszu do reagowania na agresję. Najlepszym polem dla takich „testów” byłyby właśnie kraje bałtyckie.  

To już nie pierwszy wysoki urzędnik spoza Litwy, Łotwy czy Estonii, który mówi otwarcie o takim zagrożeniu. Wcześniej sprawę poruszał sam sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen, twierdząc, że działania o charakterze „hybrydowym” w państwach bałtyckich są „bardzo prawdopodobne”.

Wielu komentatorów podkreśla, że Rosjanie mogliby do niepokojów wykorzystać mniejszości narodowe. Dotyczy to także obecnych na Litwie Polaków. Przy tym wszystkie kraje bałtyckie dysponują bardzo ograniczonymi zdolnościami obronnymi; nawet uchwalenie przez Wilno i Rygę zwiększenia wydatków na obronność nie zmieni w zasadniczy sposób ich potencjału.

Portal Defence24.pl przypomina, że na Litwie, Łotwie oraz w Estonii obowiązującą walutą jest euro, a to oznacza, że ewentualny konflikt na ich terytoriach mógłby w destabilizujący sposób wpłynąć na europejską ekonomię.

bjad/defence24.pl