Wszystkie państwa na świecie przyjmują podobną linię obrony wobec pandemii koronawirusa. Zamykają szkoły, restauracje i centra rozrywki, zakazują publicznych zgromadzeń, prowadzą kampanie informacyjne i stosują zakrojoną na szeroką skalę kwarantannę. Ten sposób postępowania sprawdza się w Chinach, Korei Południowej i Tajlandii.

Chodzi o zminimalizowanie maksymalnej liczby chorych w szczycie zachorowań. Dzięki temu służby medyczne będą mogły optymalniej funkcjonować i zapewnić odpowiednią opiekę chorym. Tej strategii jednak nie uważa za słuszną rząd Wielkiej Brytanii.

Zdaje się, że Brytyjczycy nie robią nic, albo bardzo niewiele, aby zwalczyć u siebie pandemię SARS-CoV-2. Według nich na razie jest za wcześnie na wprowadzanie środków podobnych do tych, które wprowadzają inne państwa. Do takiego wniosku doszli na podstawie prac naukowców z różnych dziedzin. Według brytyjskich wirusologów, epidemiologów, matematyków i ekonomistów jest jeszcze za wcześnie na tak poważne działania.

Według części epidemiologów możliwe są dwa scenariusze. W pierwszym z nich wystąpi jedna fala zachorowań, która pod koniec lata zacznie wygasać. Drugi scenariusz przewiduje jednak, że pandemia będzie miała dwie fale, z których druga zacznie się w październiku i będzie poważniejsza od tej, która trwa obecnie. Jeżeli prawdziwy miałby się okazać drugi scenariusz, według Wlk. Brytanii należy wstrzymać się z wprowadzaniem powszechnej kwarantanny.

Drugi argument, którym kierują się Brytyjczycy, to ten, że i tak nie da się odizolować wszystkich obywateli, a wyprodukowanie szczepionek zajmie wiele czasu. Dlatego na tym etapie należy skoncentrować się na najbardziej zagrożonych grupach, tj. na osobach starszych i chorych. To dla nich zachorowanie na COVID-19 może stać się śmiertelne. Natomiast obywatele zdrowi, poniżej 50 roku życia, zwyczajnie mogą się zarazić wirusem SARS-CoV-2, ponieważ im nie wyrządzi on większej szkody. Z kolei zarażenie się powyżej 60 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii daje możliwość wytworzenia tzw. odporności stadnej. Wówczas Brytyjczycy staliby się odporni na kolejne fale pandemii.

Brytyjczycy nie chcą też zamykać szkół, aby mieszkańcy Wysp nie zamykali się w wielopokoleniowych domach. Wówczas w przypadku drugiej fali pandemii zamykanie szkół okazałoby się zabójcze, kiedy dzieci zaczęłyby zarażać dziadków.

Nie wiadomo też, zdaniem Brytyjskich specjalistów, czy drastyczne blokowanie państwa w ogóle spełni swoje zadanie. To przede wszystkim zależałoby od dyscypliny obywateli, której nie da się przewidzieć. Po jakimś czasie może pojawić się coś, co ekonomiści behawioralni nazywają behavioral fatigue, znudzeni izolacją ludzie zaczną wracać do normalnego życia i choroba wybuchnie z nową siłą.

Brytyjczycy, w opozycji do całego świata, wybrali inny sposób walki z nowym koronawirusem. Muszą być bardzo pewni swojego planu, skoro realizują go wbrew temu, że cały świat postępuje inaczej. Czy mają rację może niestety zweryfikować tylko czas.

 

kak/ Radosław Zyzik, Linkedin