Po publikacji Relatio post disceptationem w światowych mediach rozpętała się prawdziwa burza. Środowiska lewicowe były wprost zachwycone, bo mogły imputować Ojcom Synodu gotowość do „otwarcia” Kościoła na homoseksualistów i rozwodników w nowych związkach. Z kolei konserwatyści wrzeli oburzeniem, doszukujac się – nie bez powodu – heretyckiej wręcz proweniencji propozycji Synodu.

W odpowiedzi na zaistniałą konfuzję Sekretariat Generalny Synodu opublikował krótkie oświadczenie, które, w założeniu, ma uspokoić opinię publiczną.

„Sekretariat Generalny Synodu… powtarza, że jest to dokument roboczy, który podsumowuje interwencje i debaty pierwszego tygodnia” – zapewniono.

Sekretariat dodał, że oświadczenie wydano „w odpowiedzi na reakcje i dyskusje, które pojawiły się po publikacji Relatio post disceptationem, oraz w odpowiedzi na fakt, że wartość przydawana dokumentowi nie koresponduje z jego naturą”.

Powstaje jednak pytanie jak należy interpretować ten dokument? Bo, pomimo jego roboczego charakteru, przedstawione propozycje znalazły się w nim nie bez powodu. Wygląda na to, że na Synodzie działa dość prężna grupa liberalnych Ojców, która, podobnie jak na Soborze Watykańskim II, jak dotąd nadaje pracom zgromadzenia ton.

 Warto podkreślić, że jeżeli Synod publikuje dokument, który – jak określił go kard. Raymond Leo Burke – jest pozbawiony „solidnego fundamentu w Piśmie Świętym i Magisterium” – to dzieje się bez wątpienia coś złego. Włoski dziennik „Il Messaggero” podaje, że według nieoficjalnych szacunków około połowa Ojców Synodalnych wyraża swój zdecydowany sprzeciw wobec charakteru zaproponowanych postaw i rozwiązań w kwestii homoseksualistów i rozwodników w nowych związkach. To świetnie, ale zarazem znaczy to, że druga połowa te postawy i rozwiązania, które jeden z Ojców Synodalnych określił mianem „rewolucyjnych” akceptuje.

Już w sobotę będzie mieć miejsce głosowanie nad dokumentem końcowym. Do tego czasu koniecznie otaczajmy Synod gorącą modlitwą. Choć Ojcowie nie mogą zmienić katolickiej doktryny, to mogą pójść na kolejny kompromis z duchem czasu. A jak bardzo zatrute przynosi to owoce widzimy najlepiej po krajach tych duszpasterzy, którzy są najgorętszymi zwolennikami takiego dostosowania. 

Paweł Chmielewski