O Niemczech mówi się jako o „domu publicznym Europy” – podkreśl serwis dw.com informując jednocześnie, że w kraju gdzie przepisy dotyczące prostytucji należą do najbardziej liberalnych w Unii Europejskiej do głosu zaczynają dochodzić zwolennicy zakazu.

Przeciwko legalnej prostytucji w Niemczech ostro występuje polityk SPD Leni Beymaier. Jest oburzona faktem, że branża usług seksualnych od niemal roku prawie nie funkcjonuje, a właściciele domów publicznych otrzymują pomoc od państwa. Jej zdaniem skandalem jest to, że:

[…] wspiera przestępców, przekazując pieniądze z podatków na domy publiczne, w których kobiety są zmuszane siłą do prostytucji”.

Za swoje słowa doczekała się około 20 zarzutów karnych od około 50 właścicieli domów publicznych w Niemczech. Zarzucają oni polityk zniesławienie oraz pomówienie – przypomina dw.com.

Poseł razem z grupą innych polityków w Bundestagu opowiada się a tym, aby w Niemczech wprowadzić zakaz kupowania usług seksualnych. Wówczas przestępcami byliby klienci, nie prostytutki.

Do tej pory jednak, informuje serwis, żadna z partii reprezentowanych w Bundestagu nie odważyła się zawrzeć takiego postulatu w swoich programie.

Serwis informuje też, że debata na temat zmian w prawie w tej kwestii powróciła przy okazji pandemii koronawirusa:

Podczas pierwszej blokady wiosną ubiegłego roku, kiedy to po raz pierwszy zamknięto domy publiczne, kilku ponadpartyjnych posłów Bundestagu, w tym Breymaier, opowiadało się za dalszym uregulowaniem tego procederu także po zniesieniu restrykcji dot. pandemii”.

Zaostrzenia ustawy chce też grupa parlamentarna CDU/CSU. Apeluje też o to Unia Europejska, która domaga się wprowadzania modelu skandynawskiego. Zakłada on penalizację korzystania z usług seksualnych, a także rozbudowane programy wyjścia z prostytucji osób świadczących usługi seksualne, ich dekryminalizację oraz szeroko zakrojoną edukację społeczną.

dam/dw.com/pl,Fronda.pl