Tomasz Poller: Opozycja totalna i związane z nią media straszą, czym to nie grozi twarda postawa Polski i Węgier w negocjacjach z Unią. Dowiadujemy się, że może przepaść większość pieniędzy z funduszu spójności, studenci nie wyjadą na Erazmusa, i tak dalej... Zresztą sama pani van der Leyen miała zapowiedzieć, że fundusz odbudowy nie obejmie Polski i Węgier. Strategia negocjacyjna i histeria medialna czy też tego rodzaju groźby mogą mieć pokrycie w realnych działaniach wobec naszego kraju?

Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, europoseł PiS: Zacznijmy od tego, że trzeba odróżnić dwie kwestie. Pierwsza to budżet Unii Europejskiej na lata 21-27, druga to fundusz odbudowy. Media i politycy opozycyjni wrzucają wszystko do jednego wora, bałamucą ludzi, którzy już nie wiedzą o co chodzi. Np. Erazmus to są pieniądze z budżetu na lata 2021-27, z budżetu, który wejdzie w życie. Przez pierwsze miesiące będzie prowizorium, ale nikt nie zakłada, że to prowizorium będzie trwało przez lata. Wszystkie programy będą odblokowane, one wrócą. To jest wojna nerwów, to są naciski na Polskę. No i na dnie tego nie są pieniądze. Na dnie tego wszystkiego jest mechanizm decyzyjny w Unii Europejskiej.

Czy jest się czego obawiać, gdy chodzi o groźby wyłączenia Polski z funduszu odbudowy? I czy w ogóle da się w zgodzie z prawem unijnym stworzyć taki mechanizm dla 25 krajów z pominięciem Polski i Węgier?

Ludzie są karmieni jakimiś informacjami, że kilkadziesiąt miliardów z funduszu odbudowy leży na półce do wzięcia natychmiast. Tych pieniędzy nie ma, one dopiero będą, gdy ten fundusz powstanie, kiedy wszystkie 27 państw to zaakceptuje. Jest zapis, że ten budżet ma wynieść 750 mld euro, jeżeli zdobędzie się te pieniądze w pożyczkach. Ale ten fundusz musi zostać stworzony. Ten fundusz powstanie, jeśli Komisja Europejska zaciągnie pożyczki, jeśli nałoży podatki, czyli zdobędzie pieniądze nie ze składek. Komisja, żeby to zrobić, musi zostać upoważniona przez wszystkie 27 państw, ponieważ są to prerogatywy, które przynależą rządom. Więc, po pierwsze, musi dostać takie upoważnienie. Jeśli te pożyczki byłyby zaciągnięte przez Komisję i gwarantowane przez całą Unię, wszystkie państwa, to zakłada się, że byłyby tanie oraz miałyby długi okres spłaty. Czy można zrobić to inaczej? Teoretycznie tak. Grupa państw może się umówić w Unii Europejskiej, ale one nie mogą upoważnić Komisji, bo wszystkie państwa Unii musiałyby zgodzić się na takie uprawnienia i to ratyfikować. Ponadto grupa państw nie dostanie takich pożyczek, jak Komisja, która miałaby gwarancje całej Unii. Szanse na to są minimalne, prawie żadne. To jest właściwie niewykonalne, a jeśli już, to nieatrakcyjne i drogie.

Wicepremier Jarosław Gowin wyszedł z propozycją kompromisu, mającego polegać na dodaniu „deklaracji interpretującej” do tzw. mechanizmu praworządności...

Jeśli uznamy, by do koncepcji praworządności były dołączone jakieś protokoły wyjaśniające, to jest to pułapka. To oznacza, że byśmy zaakceptowali tę propozycję Komisji i prezydencji niemieckiej, że dajemy im te nadzwyczajne uprawnienia, a potem przez lata walczymy, oni przez lata "falandyzują", "timermansizują", spieramy się o interpretację. Nie można się na to zgodzić.

Mamy też świeżą sprawę procedury Komisji Europejskiej przeciwko Polsce dotyczącą Izby Dyscyplinarnej Sądy Najwyższego. Niewątpliwie jest to kolejny, jeden z wielu, element nacisku przeciw polskiemu rządowi, jednak warto zapytać: czego konkretnie możemy się tutaj obawiać i co właściwie Komisja tak naprawdę w tym przypadku może nam zrobić?

Komisja może doprowadzić do wyroku TSUE, który uzna, że połowa tego Sądu jest wybrana w sposób niewłaściwy. Będą się powoływali na niektóre przepisy traktatowe, które mówią o praworządności ale bez jej definiowania, na pewne zapisy, które mówią o trójpodziale władzy, o niezawisłości, a z tych bardzo ogólnych zasad będą wyciągali wnioski, że nie ma niezawisłości, trójpodziału, że obywatel nie ma dostępu do sądów itd. Wszystko to zmierza do tego by stygmatyzować Polskę, żeby naszą reputację psuć na świecie, z nadzieją że to zostanie zauważone przez finansjerę, przez ośrodki ratingowe, że spadną wskaźniki, pożyczki będą bardzo drogie, "zagłodzą" nas, jak mówiła pani Barley, albo brakiem funduszy europejskich albo tak drogimi pożyczkami, że rząd będzie musiał ustąpić, bo nie będzie mógł dalej funkcjonować. To jest jasny przejrzysty schemat, to jest dość przejrzysta gra. Uważam, że nie należało się godzić na sprawę w Trybunale, powinniśmy od początku powiedzieć jasno, że kwestia wymiaru sprawiedliwości, ustroju sądowniczego nie jest objęta żadnym traktatem. Jeśli nasze rozwiązania nie są kwestionowane przez nasz Trybunał Konstytucyjny, to nikt inny nie ma prawa ich kwestionować.