U naszego sąsiada, na Białorusi, czuć powiew wolności. Triumwirat pań, który rzucił wyzwanie Aleksandrowi Łukaszence – zarejestrowana w charakterze kandydata w wyborach prezydenckich Swietłana Cichanouska, szefowa sztabu aresztowanego Wiktora Babarykau Maria Kolesnikowa oraz Weronika Cepkało żona eks-kandydata (niezarejestrowanego byłego ambasadora Białorusi w USA i szef mińskiego Parku Nowoczesnych Technologii) objeżdżają prowincję odwiedzając po trzy miasta każdego dnia. Jak powiedziały w wywiadzie dla rosyjskiego dziennika Kommiersant są zdania, że nawet jeśli Łukaszenka „wygra” 9 sierpnia to nie porządzi dłużej niźli kilka dni, a w najlepszym razie kilka miesięcy, z tego powodu, że ludzie chcą zmian i przestali się bać.

Kiedy ogląda się wielotysięczne zgromadzenia zwolenników Swietłany Cichanouskiej, zaczynające się od śpiewu znanej nam pieśni „Mury” przetłumaczonej na rosyjski, nawet w niewielkich miejscowościach na wschodzie kraju, to można poczuć ten powiew entuzjazmu, radości i swobody przypominający trochę nasze czasy Solidarności.

Jak powiedział portalowi Bielorusskij Partizan politolog Paweł Usow narracja władzy, iż ‘triumwirat pań” reprezentuje opcję moskiewską nie działa, bo ludzie gotowi są głosować na każdego byleby tylko doprowadzić do odejścia Łukaszenki. Tym nie mniej „moskiewski ślad” w tym co się dzieje obecnie na Białorusi wart jest rozważenia. Aleksandr Klaskouski, znany białoruski politolog na portalu Naviny postanowił zebrać wszystkie, a przynajmniej ostatnio pojawiające się, poszlaki w tej kwestii i odpowiedzieć na pytanie na ile oskarżenia Zenona Paźniaka, przebywającego na emigracji w Polsce, iż to co teraz dzieje się w białoruskich miastach jest realizacją planów Moskwy, odpowiada prawdzie i czy w ogóle ma to znaczenie.

Nawet ostatnio pojawiło się kilka informacji, które mogą utwierdzić zwolenników teorii „rosyjskiego spisku” w tym, że coś jest na rzeczy. Walery Cepkało, po tym jak jego kandydatura nie została zarejestrowana wyjechał do Rosji wraz z dziećmi. Jak mówił publicznie ostrzeżenie, iż władze planują jego aresztowanie dostał od zaprzyjaźnionych ludzi ze służb specjalnych. Z kolei jego żona, Weronika powiedziała, że impulsem do podjęcia tego rodzaju decyzji były informacje ze szkoły do której uczęszczają ich synowie, iż przedstawiciele prokuratury wywierają presję na nauczycieli aby ci pisali doniesienia o tym jak złą jest ona matką. Wszystko to groziło, zdaniem Weroniki Cepkało, tym, że reżim odbierze rodzinie dzieci, stąd decyzja o wyjeździe. Jednak wątpliwości pozostają. Po pierwsze dlaczego akurat Cepkało znalazł się w Moskwie (jedna z teorii mówi, iż powód jest prozaiczny – brak kontroli na granicy, choć z drugiej strony w związku z pandemią Rosja niedawno ją wprowadziła) i jak to się stało, że mogło to umknąć uwadze białoruskich służb. Podobnie jak wywiezienie dzieci „do jednego z europejskich krajów neutralnych” przez Swietłanę Cichanouską. Klaskouski pisze też, że związki zarówno Wikrata Babarykau jak i Walerego Cepkało z Rosją nie ulegają wątpliwości. Ostatnio ukraiński portal informacyjny InformNapalm opublikował informacje, poparte zdjęciami ze strony Sergieja Cichanouskiego z których wynika, że ten odwiedzał Krym w roku 2017, publikował noworoczne życzenia wraz ze zdjęciem Władimira Putina oraz kolportował rosyjskie propagandowe filmiki, na których widać kolumny Iskanderów i ciężkiego sprzętu pancernego, a na mapie w miejscu w którym znajduje się Manhattan zaznaczono atomowe detonacje. Cichanouski, zdaniem ukraińskiego portalu musiał przylecieć na Krym z Moskwy, bo inaczej nie można tam było dotrzeć a na jego koncie znaleźć można sporo usuniętych już dziś, ale jak wiadomo w internecie nic nie ginie, materiałów świadczących, że uczestniczył on w wielkorosyjskich zjazdach i spotkaniach organizowanych przez rosyjską Cerkiew Prawosławną.  Paweł Usow przypomina też, niefortunne, jak mówi, apele Weroniki i Walerego Cepkało do rosyjskich władz z prośbą „o pomoc”. Krytycy „triumwiratu pań” zwrócili też uwagę, że prowadzona przez połączone sztaby kampania wyborcza jest prowadzona głównie w języku rosyjskim i pozbawiona jest tradycyjnej, zabronionej przez władze, narodowej biało-czerwono-białej symboliki. To zaczęło się w ostatnich dniach zmieniać, co zdaniem Klaskouskiego, świadczy o próbie poszerzenia bazy wyborczej Swietłany również o tych, którym drogie są symbole niepodległości. Zauważono również, że sformułowana przez Ciechanouską propozycja aby jej zwolennicy zakładali na przegub białą tasiemkę lub bransoletkę, po to aby z jednej strony zamanifestować swe poparcie dla zmian a z drugiej aby ludzie wiedzieli, że są większością, jest kalką podobnego znaku wyróżniającego z czasów moskiewskich protestów na Placu Błotnym. Może to oznaczać, że w kampanię zaangażowani są rosyjscy specjaliści.

Niezależnie jednak na ile te pogłoski, plotki, teorie są uprawnione to jedno jest pewne – Białorusini nie zmienią swego podejścia do wyborów, fala protestu będzie narastała a oskarżenia o moskiewskie powiązania nie robią na ludziach wrażenia. W tym sensie narracja władz okazała się nieskuteczna.

Pytanie na ile skuteczne okażą się plany opozycji? Dzisiaj opozycją jest na Białorusi Swietłana Cichanouska i popierające ją połączone komitety wyborcze. Tradycyjna opozycja się nie liczy. I to ona, Cichanouska, matka i gospodyni domowa, która rzuciła wyzwanie dyktatorowi a nie kto inny, jest w stanie doprowadzić do zmian politycznych u naszego sąsiada. Jaki jest plan gry? Po pierwsze fala sprzeciwu winna wzbierać. Ludzie muszą wyjść w proteście pokojowym na ulice i uniemożliwić uwiarygodnienie tezy, że Łukaszenka wybrał wybory. Jeszcze wiosną przebywający w więzieniu lider białoruskich chrześcijańskich – demokratów Paweł Seweryniec apelował o zorganizowanie strajku powszechnego w odpowiedzi na sfałszowanie wyborów, inne scenariusze zakładają wariant podobny do wydarzeń w Armenii. Podobnie jak Nikoł Paszynian Cichanouska i jej „bojowe koleżanki” jak nazywa się na Białorusi triumwirat pań, po to objeżdżają ośrodki prowincjonalne, aby wywołać efekt podobny jak w Armenii, narastającej niczym kula śniegowa fali protestu kiedy cały kraj stanął i po dwóch tygodniach powszechnych demonstracji władze musiały ustąpić.

Na założonej przez opozycję stronie internetowej Uczciwi ludzie (честные люди) zarejestrowało się już 450 tys. Białorusinów. Jak mówi na wiecach Swietłana Cichanouska dzięki tej inicjatywie, wymyślonej zresztą w sztabie Wiktara Babarykau, obecna opozycja uniemożliwi Łukaszence fałszerstwa wyborcze. Serwery znajdują się za granicą, więc Mińsk nie może wiele zrobić. Chodzi o to, aby po pierwsze nie iść głosować przed 9 sierpnia, a po drugie, aby zdjęcie swego biuletynu wyborczego wysłać na tę stronę internetową. Jak mówią przedstawicielki sztabów przy użyciu tej metody, ale też, znacznie prostszych środków czyli liczenia głosów przez reprezentantów opozycji przed komisjami wyborczymi, bo ostatnio Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała o drastycznej redukcji liczby obserwatorów mogących obserwować głosowanie, opozycja będzie „chciała się policzyć”, co ma uniemożliwić a przynajmniej bardzo utrudnić fałszerstwa wyborcze.

Inny z kandydatów w wyborach prezydenckich Andriej Dmitriew wezwał aby sztaby wszystkich kontrkandydatów Łukaszenki porozumiały się i razem zbudowały sieć obserwatorów głosowania. W innej swej wypowiedzi zaznaczył, że celem przeciwników Łukaszenki winno być doprowadzenie do drugiej tury wyborów a potem wspólne poparcie kandydata, który będzie walczył z obecnym prezydentem. Dmitriew, lider ruchu Mów Prawdę, uchodzi za kandydata „przyjaznego władzy” choć ostatnio jego retoryka bardzo się zaostrzyła i to co mówi może być jednym ze scenariuszy, który rozpatruje obóz rządowy – dopuszczenie do II tury odbierałoby część wiarygodności tezom opozycji, iż na Białorusi nie ma demokracji, co mogłoby poprawić notowania Łukaszenki w oczach przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, których przedstawiciele w ostatnich dniach mieli dzwonić do ministra spraw zagranicznych Uładzimira Makieja zaniepokojeni ponoć rozwojem sytuacji, a z drugiej rozładować część napięcia.

Nie zmienia to jednak faktu, że prawdopodobny jest i inny wariant rozwoju wydarzeń. W świetle tej teorii, zaprezentowanej przez politologa Andrieja Elisjejewa, białoruski reżim przekształci się w wojskową, lub podobną do wojskowej, dyktaturę w której skala represji będzie większa niźli dotychczas, polityka gospodarcza będzie zmierzała w stronę autarkii, a rola ludzi w mundurach na wszystkich szczeblach władzy wzrośnie. Zresztą jak taki reżim wygląda dobrze wiedzą ci, którzy pamiętają epokę Jaruzelskiego. Tak samo jak doskonale wiemy czy kończą się podobnego rodzaju rządy. Podobieństwo między obecną Białorusią a polską lat 90.tych zawiera się być może nie tylko w popularności pieśni Mury. Czy tak się stanie zależy w gruncie rzeczy od spoistości obozu władzy. Trwające protesty, jak się wydaje, mają przede wszystkim dziś na celu inicjowanie podziałów w gronie zwolenników Łukaszenki. Jeśli tam nastąpią pęknięcia, to wydarzenia mogą potoczyć się w całkiem nieoczekiwaną stronę. Może nie tak jak w Rumunii, ale kto wie?

Marek Budzisz