Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: W ostatnim tygodniu - w reakcji na to, co dzieje się przy naszej wschodniej granicy - rozpoczęły się ćwiczenia związane z relokacją polskich wojsk, m.in. 12 Szczecińska Dywizja Zmechanizowana została przerzucona na południowo-wschodnie tereny Polski. Jakie w związku z tym polska armia ma możliwości w rozlokowaniu wojska na ewentualność ruchów białoruskich czy też rosyjskich?

Gen. Roman Polko: Gdybyśmy sięgnęli do głębokiej historii, to kiedy wyszliśmy z Układu Warszawskiego, to po to powstała 25 Dywizja Kawalerii Powietrznej, a nie na przykład brygada, oraz pułki śmigłowców bojowych, żeby właśnie natychmiastowo reagować na każdym zagrożonym kierunku i myślę, że w te jednostki tak naprawdę powinno się inwestować. Oczywiście nie umniejszając roli wojsk pancernych. Bowiem te jednostki mają możliwość najszybszego reagowania, odpierają to pierwsze uderzenie i dają czas, żeby wygenerować siły takie właśnie jak 12 dywizja, która jest daleko w Szczecinie. Oczywiście bardzo duże znaczenie mają także siły sojusznicze, aby bezpieczeństwo zabezpieczyć.

Jakie mamy możliwości? Otóż, podczas symultanicznej gry wojennej nasi przegrali, ale wojnę się toczy w rzeczywistości a nie na komputerze. To jednak kluczowa sprawa, a druga jest taka, że dzisiaj celem działań wojennych nie jest tylko opanowanie terenu, tylko tak naprawdę pozyskanie ludności czy wygranie w sferze informacyjnej i dlatego też trolle rosyjskie prowadzą przede wszystkim ataki, czy też pokazują swoją narrację posługując się postprawdą w cyberprzestrzeni i starają się na przykład wpływać na wybory w danym kraju, bo w ten sposób łatwiej jest im zyskiwać przewagę i rozgrywać sprawy międzynarodowe na swoją korzyść.

Ze strony Niemiec niebezpieczeństwo – jak rozumiem – raczej nam nie grozi, ponieważ Niemcy tak naprawdę nie mają własnej armii i są zależne od NATO i USA. Jeśli natomiast chodzi o Białoruś czy Rosję, to czy jakieś zagrożenia obecnie widzi Pan dla Polski? Czy na przykład ostatnie ćwiczenia rosyjskiego desantu morskiego mogą być raczej przygotowaniem do kolejnego uderzenia na Ukrainę, co niektórzy podejrzewają?

Tak naprawdę od roku 2008 mamy narastające niebezpieczeństwo i możemy się odwołać do tego, co powiedział Śp. Prezydent Lech Kaczyński, że Rosja najpierw może uderzyć na Gruzję i Ukrainę, a następnie na kraje nadbałtyckie i Polskę. Odnosząc się natomiast do tego, co się dzieje dzisiaj, to po pierwsze z tak skompromitowanym Łukaszenką, który współdziała z gangami zajmującymi się przemytem ludzi, żaden rząd europejski obecnie nie chce rozmawiać, a on sam siłą rzeczy poddał Białoruś pod dyktat Putina. I to z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa jest groźne, ponieważ tacy sąsiedzi jak niezależna Ukraina czy niezależna Białoruś w jakiś sposób zwiększali nasze bezpieczeństwo. W tej chwili natomiast tak naprawdę musimy przyjąć, że naszym sąsiadem – jeśli chodzi o cały pas graniczny z Białorusią – jest Rosja, czyli już nie tylko w obwodzie kaliningradzkim.

Patrząc też z drugiej strony należy wziąć pod uwagę, że Rosja jest uwikłana w inne konflikty i całego ogromnego potencjału, który posiada, na Polskę nie rzuci, ponieważ ma jeszcze zatargi z Chinami o kwestie terytorialne Syberii, ma interesy na Bliskim Wschodzie. Rosjanie będą też mieć – i zapewne się tego obawiają – problemy w rejonie zdestabilizowanego Afganistanu, bo to także w nich uderza. Tak więc należy patrzeć na to kontekstowo.

Niewątpliwe jest to, że zagrożenie jest dużo większe. Miejmy też nadzieję, że Bundeswehra się odbuduje, bo to jest nasz sąsiad, z którym warto utrzymywać dobre relacje, ale jeszcze lepiej byłoby, gdyby Niemcy bardziej właściwie patrzyły na bezpieczeństwo i na sojusz z NATO i to pod każdym kątem - nie tylko militarnym, ale też energetycznym - i nie legitymizowały takich projektów jak Nord Stream 2, szukając też tak naprawdę pracy na emeryturze u prezydenta Putina. Kanclerz Schroeder już taką posadę ma, a niektórzy spekulują, że i kanclerz Merkel czyni w tym względzie starania.

A jak wygląda w tym kontekście relokacja wojsk amerykańskich, które u nas stacjonują?

Autorytet Stanów Zjednoczonych po tym, co się stało w Afganistanie rzeczywiście mocno ucierpiał, ale miejmy nadzieję, że jednak dzięki temu się podniosą. Mamy w Polsce dowództwo korpusu amerykańskiego, ciężkiej brygady – w a polskich warunkach nawet dywizji z elementami rozpoznawczymi. Wiadomo, że te wojska tu są nie tylko w interesie Polski ale też Stanów Zjednoczonych, które są globalnym graczem i także przez polską granicę chcą patrzeć, co dzieje się na Kremlu. To jest rzeczywiście strategiczny partner i zarówno Polsce jak i Stanom Zjednoczonym taka obecność wojskowa mocno się opłaca.

Jaką rolę odgrywają Wojska Obrony Terytorialnej?

Bardzo istotne jest to, że serca i umysły i wola walki w polskim wojsku są obecnie duże. A podstawą wygranej jest złamanie woli walki u przeciwnika. I Wojska Obrony Terytorialnej pomimo tego, że nie jest to formacja zawodowa, to jest ona bardzo profesjonalna i wykazuje energię, entuzjazm i chęć działania. Wojskami tymi kierują specjaliści doświadczeni w działaniach wojennych. Jest to naprawdę świetna jakość, którą się udało uzyskać. I mówię to jako początkowo duży sceptyk, ponieważ istniało zagrożenie, że będą to kolejne narodowe siły rezerwy i nic z tego by nie wynikało.

Okazuje się natomiast, że jest to coś zupełnie innego. Mówię to z perspektywy tego, że spotykałem się z nimi to po pierwsze. Po drugie, proszę popatrzeć, jak oni zareagowali na przykład na zagrożenie covidowe. Oni nie otrzymywali rozkazów, nie stali i czekali, ale sami przejmowali inicjatywę. Co więcej, we wszystkich sytuacjach kryzysowych, które się pojawiają oni zawsze są i nie czekają i nie mówią, że tego nie ma w procedurach. Jak miało to miejsce na przykład przy procedurach jakie swego czasu były w Biurze Ochrony Rządu, które wręcz wskazywały, że Tupolew z polskim prezydentem na pokładzie rozbił się zgodnie z procedurami. Bo poniekąd tłumaczenia ówczesnego szefa BORu do tego się sprowadzały.

Wojska Obrony Terytorialnej zaangażowały się też w ochronę granicy z Białorusią przy tym ostatnim konflikcie migracyjnym.

To są w ogóle bardzo fajni ludzie. Rozmawiałem z wieloma z nich. Widać u nich wolę i zaangażowanie. Co szczególnie istotne ta formacja utrzymuje więź zawodowego wojska ze społeczeństwem, co przy armii zawodowej jest trudne do realizacji.

W pracy habilitacyjnej prof. Włodzimierza Chojnackiego pt. „Profesjonalizacja wojska w teorii i badaniach socjologicznych” można przeczytać, że na podstawie badań, mimo wszystko armia zawodowa jest w działaniach wojennych mniej karna niż armia z poboru.

To rzeczywiście rzecz trochę bolesna, że czasem niestety można spotkać się z taką sytuacją, że niektórzy dowódcy zawodowych żołnierzy liczą sobie godziny pracy. Przy takim podejściu gdzieś zanika tym samym etos służby, a tak zdecydowanie być nie powinno.

Uprzejmie dziękuję za rozmowę