Ksiądz Jacek Międlar, nieformalny kapelan środowisk narodowych, bardzo konserwatywny w swoich poglądach, mimo zakazu wypowiadania się w mediach, który nałożyli na niego przełożeni udzielił wywiadu „Rzeczpospolitej”. Skrytykował w niej zwierzchników, zaatakował kilku hierarchów i polityków. Szerokiego streszczenia tej rozmowy dokonał na tych łamach Tomasz Teluk (http://www.fronda.pl/a/teluk-ks-miedlar-wybral-nieposluszenstwo,77034.html). Tak się złożyło, że ową rozmowę przeprowadzał niżej podpisany.

Kiedy wywiad w nieco skróconej wersji ukazał się w czwartkowym wydaniu „Rzeczpospolitej”, a w całości na stronach internetowych zarzucono mi, że promuję „faszystę” i „wariata”. Że namówiłem księdza do złamania zakazu, a de facto do wypowiedzenia posłuszeństwa władzom Zgromadzenia Księży Misjonarzy, do którego ksiądz Międlar należy.

Słowo wyjaśnienia. Pierwotnie miał powstać tekst o kolejnych „wybrykach” kontrowersyjnego kapłana. Starając się o dochowanie tzw. rzetelności dziennikarskiej, która zakłada, że powinienem dać prawo do wypowiedzenia się wszystkim stronom konfliktu zebrałem komentarze i na końcu zadzwoniłem do ks. Międlara. Nie liczyłem na jakikolwiek wywiad – choć w trakcie rozmowy zasugerowałem, że może mógłby go udzielić zwłaszcza, że zrobił to już wcześniej w innym miejscu. Spodziewałem się, że mnie zbyje, że zasłoni się zakazem występów w mediach. Ale ks. Jacek stwierdził, że porozmawia. Trzykrotnie upewniłem się, czy jest tego pewien. Był. Odesłał autoryzację. Raz jeszcze ponowiłem pytanie, czy wie co robi. Stanowczo odpowiedział, że wie.

Przyznaję, że miałem dylemat czy należy rozmowę publikować. Analizowałem to na wiele sposobów. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie pogorszę i tak kiepskiej sytuacji kapłana. Ostatecznie uznałem, że rozmówca jest człowiekiem dorosłym, który samodzielnie podejmuje pewne decyzje. Czy mogłem to zignorować? Pewnie tak. Może winienem zastosować się do jednego z uczynków miłosierdzia względem duszy: grzeszących upominać? Niektórzy stwierdzą, że byłoby to lepsze wyjście. Być może mają rację.

Zgadzając się na publikację rozmowy ksiądz Jacek złamał śluby posłuszeństwa, które złożył podczas święceń kapłańskich. Ślubował wówczas, że będzie posłuszny przełożonemu i jego następcom. Nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Jest to fakt, który nie podlega żadnej dyskusji. Ks. Jacek poniesie zapewne konsekwencje takiego postępowania. A te mogą być dotkliwe. Począwszy od kary suspensy po wydalenie ze stanu duchownego. Jeśli tak się stanie, to w środowisku radykalnej prawicy kapłan zostanie uznany za męczennika. Podobnie jak w środowiskach liberalnych męczennikiem swego czasu uczyniono ks. Lemańskiego. Jaki jest jego los, wiadomo. Pozbawiony możliwości sprawowania sakramentów i prowadzenia normalnej pracy duszpasterskiej okopał się na swoich pozycjach i odtrąca ręce ludzi, którzy chcą mu pomóc. A dawni „przyjaciele” porzucili go i uznali, że do niczego już się nie przyda. Nie zebrali nawet pieniędzy na opłaty sądowe, których ks. Lemański potrzebował do walki ze swoim biskupem w watykańskich sądach. Ostatecznie z owej batalii zrezygnował.

Podobnie rzecz ma się z ks. Jackiem. Wydaje się, że jest wykorzystywany przez środowiska narodowe w swoistej krucjacie. Kiedy przestanie być przydatny, zniknie tak jak ks. Wojciech. Zostawiony gdzieś na poboczu jak stary wrak. Sęk w tym, że ks. Jacek tego nie rozumie. Czy zrozumie, gdy będą na niego nakładane kolejne zakazy i kary? Wątpliwe.

W wywodzie kapłana intrygują te słowa: „A jeżeli mamy naśladować Jezusa, to całego Jezusa, nie tylko fragmentarycznie czyli Jezusa miłującego, trzymającego dzieci na rękach i błogosławiącego, ale również i takiego, który potrafi zganić za nie licujące z dobrą nowiną postępowanie”.

Zgadzam się. Ale jeśli mamy brać nauczanie Jezusa w całości, to także z taką wskazówką: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 38-48).

To trudne. Wydaje się wręcz, że niemożliwe. Ale do tego potrzeba jest trochę pokory, a tej ks. Międlarowi nieco brakuje. Brakuje mu też opieki i chyba odpowiedniego pokierowania. A to ostatnie władze jego zgromadzenia chyba już sobie odpuściły…

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”