Obrońcy takich działań najczęściej przytaczają argument: w przemyśle funeralnym, tak jak w każdym innym, chodzi o zysk. Wiadomo, konkurencja spora, trzeba się jakoś wyróżnić. A żeby być dostrzeżonym, to trzeba zaszokować. Skoro można było reklamować w okolicach Wszystkich Świętych rajstopy na opłakującej czyjąś śmierć modelce na przycmentarnych bilbordach, to można i trumny za pomocą golizny. W końcu produkcja trumien to biznes jak każdy inny. Liczy się sprzedaż. A nic tak wzroku nie przyciąga jak erotyka i seks (okazuje się, że to powszechne przekonanie o słuszności tego twierdzenia, wcale nie ma pokrycia w rzeczywistości, a produkty reklamowane za pomocą wypiętych pośladków czy nagich biustów wcale się lepiej nie sprzedają niż te reklamowane bez takich „atrakcji”).

Są jednak takie obszary, w których wykorzystanie golizny będzie budziło szczególny sprzeciw. I naprawdę nie ma znaczenia jakość zdjąć czy ich artystyczny poziom. Styl retro czy jakikolwiek inny. Po prostu, tam gdzie mamy do czynienia z końcem ludzkiego życia, z tajemnicą przejścia do życia wiecznego, wykorzystanie kobiecego ciała dodatkowo w pozach dość wyuzdanych budzi opór i sprzeciw. Bo to profanacja śmierci.

Przemysł funeralny winien z delikatnością i godnością odnosić się do tej rzeczywistości. Obcowanie na co dzień z tajemnicą śmierci, spotkania z rodzinami opłakującymi zmarłych, to wszystko powinno jakoś wyostrzyć wrażliwość osób parających się tym biznesem. Dbanie o to, by to ostatnie ziemskie pożegnanie zmarłych było godne, wymaga nie lada wyczucia. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, by tego typu kalendarz wisiał choćby w zakładzie pogrzebowym, w którym rodziny zamawiają pochówek bliskich. Nie licuje to z godnością chwili.

Tymczasem mam wrażenie, że w przypadku firmy produkującej trumny, która od paru lat wypuszcza kalendarze reklamujące swoje produkty za pomocą mniej lub bardziej roznegliżowanych modelek (a także modeli), tej wrażliwości zabrakło. Jakoś te dwie rzeczywistości dla mnie się wykluczają. Być może producenci trumien po prostu już zobojętnieli, nie chcą widzieć bólu i przemijania, tylko szokować. Granice przyzwoitości? A po co? Skoro gołym biustem czy pośladkiem można dziś reklamować wszystko – od gładzi szpachlowej czy produktów elektrycznych.  To można i trumny. Kto zabroni? Być może mam stereotypowe wyobrażenia, ale trumna kojarzy mi się z katafalkiem, świecami, wieńcami, żałobą i łzami. Zupełnie nie pasują mi do tego widoku wijące się na wiekach trumien modelki z nagimi piersiami.

Zawsze też przy okazji tego typu akcji powstaje pytanie o moralność i o wykorzystanie kobiecego ciała w reklamie. Czy faktycznie, żeby coś sprzedać, trzeba kobiety traktować jak przedmioty, a ich kobiecość sprowadzać wyłącznie do nagiego ciała? Czy twórcy reklam naprawdę nie mogliby sięgnąć po bardziej oryginalne pomysły? W świecie pełnym pornografii i taniej erotyki nawet trumny można spornogafizować. Śmierć przestała być tabu, stała się biznesem.

Profesjonalne sesje z trumnami w tle znalazły naśladowców już wśród amatorów, którzy poszli jeszcze dalej i walory swojego ciała postanowili sfotografować choćby na tle nagrobków. Tak jak pewna para z Łodzi, która w tym celu wybrała cmentarz żydowski. Rozebrana od pasa w górę kobieta siedziała za barierką jednego z rodzinnych grobowców. Amatorów nagich cmentarnych zdjęć spłoszyli mężczyźni, którzy przyszli fotografować zabytkowe macewy. Nic z cmentarnych sesji nie robiła sobie też 26-letnia bielszczanka. Nagie zdjęcia z nagrobkami w tle zamieszczała na jednym z portali internetowych. Skoro mogą profesjonalne modeli, to nie mogą amatorzy? Apeluję, do tych wszystkich amatorów przekraczania granic i dobrego smaku - Niech śmierć pozostanie świętością. Inaczej jesteśmy na prostej drodze ku samozagładzie moralnej. Trzeba bardzo uważać, żeby w tej zabawie nie zatracić się na śmierć.

Małgorzata Terlikowska