Remis – tak brzmi opinia większości komentatorów po telewizyjnej debacie. A to oznacza jedno, że żaden z pretendentów nie zwiększył znacząco swojej pozycji względem konkurenta. Sytuacja promuje Andrzeja Dudę, po stronie którego jest obecnie sympatia większości elektoratu.

W telewizji główną rolę grają emocje. Dlatego przegrywa ten, komu puszczą nerwy. Tak stało się kiedyś z Wałęsą, tak było z Kaczyńskim. Teraz przyszła pora na Komorowskiego. Po kilku pytaniach był wyraźnie podirytowany, mówił podniesionym głosem i widać było, że prezydentura wymyka mu się z rąk.

Nie było spektakularnych nokautów czy osobistych wycieczek. Sztaby zapewne uzgodniły zakres tematyczny pytań, dlatego pewnie nie usłyszeliśmy wątpliwości, co do związków Komorowskiego z WSI czy jego udziału w podejrzanych transakcjach finansowych. To uratowało wizerunek urzędującego prezydenta.

Zamiast tego zobaczyliśmy Komorowskiego jako katolika nominalnego, którego sztandarowym hasłem w tych wyborach jest poparcie dla lobby in vitro. Tym samym mówi on Polakom, że nie uznaje moralnej nauki Kościoła, co powinno być czynnikiem dyskwalifikującym kandydata dla elektoratu katolickiego. Andrzej Duda celnie kontrował, że popiera nauczanie św. Jana Pawła II odnośnie zapłodnienia pozaustrojowego.

Nie wyszło też Komorowskiemu fałszywe przedstawienie swojej formacji, jako zwolenników gospodarki opartej na węglu. Polacy nie mogą nabrać się na to kłamstwo, skoro Platforma Obywatelska akceptuje unijną politykę klimatyczną i przymusową dekarbonizację gospodarki pod dyktando Brukseli, co jest sprzeczne z rodzimą racją stanu. Piarowskim majstersztykiem była sugestia Dudy, że prezydent stał i patrzył, jak się strzela do górników, co automatycznie nasuwało skojarzenia z tragicznymi wydarzeniami okresu komunizmu.

Bronisław Komorowski próbował atakować kandydata Prawa i Sprawiedliwości zarzucając mu brak doświadczenia, wysuwanie obietnic bez pokrycia i zmienność poglądów. A przecież każdy Polak wie, że okłamywanie wyborców to specjalizacja Platformy.

Z pragmatycznego punktu widzenia, jak dla mnie Andrzej Duda mógłby nawet obiecać, że co tydzień jego partia będzie stała przy bankomatach i wypłacała każdemu chętnemu po 500 zł, jak będą ku temu sprzyjające okoliczności. Chodzi przecież, aby za wszelką cenę wygrać te wybory i kolejne – na jesieni.

Tomasz Teluk