Kajetan Rajski: Czy może Pan opowiedzieć o rodzinie, w której urodził się Pański ojciec, Edmund Bukowski?

Krzysztof Bukowski, syn por. Edmunda Bukowskiego ps. „Edmund": Tata urodził się 11 kwietnia 1918 r. w majątku Pustoszka w gminie rzeszańskiej województwa wileńskiego. Była to rodzina rolnicza. Jego ojcem był Justyn Bukowski, a matką Petronela z domu Pawłowicz. Miał dwóch braci, nie licząc wcześniej zmarłych.

 Co wiadomo o jego latach dziecięcych, młodzieńczych, o latach szkolnych?

Podobnie jak u innych takich rodzin w tamtym czasach, wychował się w gospodarstwie rodziców. Później ukończył szkołę powszechną w Białozoryszkach w gminie Rzesza. Następnie w 1932 r. został wysłany do Wilna do gimnazjum prowadzonego przez jezuitów. Po jakimś czasie prawdopodobnie przerwał naukę, musiał pomóc rodzicom na gospodarstwie. Ponownie wrócił do gimnazjum jezuickiego. Dodatkowo pracował jako ekspedient na swoje utrzymanie. Maturę zdał w 1937 r. i jako studia wybrał prawo na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie.

Spotkałem się z informacją, że we wrześniu 1939 r. brał udział w obronie Wilna przed wojskami sowieckimi.

Nie potrafię potwierdzić tej informacji. Wiem, że wybuch wojny zastał go w majątku rodziców z powodu okresu wakacyjnego.

Szybko zaangażował się w działalność konspiracyjną. Na czym ona polegała?

Dość wcześnie został zaprzysiężony, jeszcze w Służbie Zwycięstwu Polski. Działał w łączności, najpierw jako zwykły goniec, kurier, później, po ukończeniu odpowiednich szkoleń, wyruszał na coraz dalsze trasy. Przenosił materiały informacyjne i sprzęt wojskowy. Poprzez swoją działalność w łączności miał kontakty ze wszystkimi komendantami w rejonie podwileńskim.

Znalazłem też informację, że Edmund Bukowski pomagał w organizacji konspiracyjnej jako tłumacz języka litewskiego.

Zapewne języka litewskiego nauczył się w dzieciństwie; miał zdolności językowe. Było to pomocne przed wojną w kontaktach z sąsiadami Litwinami.

Wilno przez kilka miesięcy było pod okupacją litewską. Jaki był stosunek Pana ojca wobec władzy litewskiej?

Myślę, że nie był pozytywny, jak i całej ludności polskiej, chociaż może w tych północnych okręgach takiego nacisku jak w Wilnie ze strony Litwinów nie było.

W 1942 r. został aresztowany przez policję litewską i przekazany Gestapo.

Miał wiele szczęścia. Aresztowano go na mieście i został odstawiony do komendy Gestapo. Stamtąd, po wylegitymowaniu, został odstawiony do jakiegoś punktu zbiorczego, skąd miał być przewieziony dalej. Korzystając z zamieszania z powodu dużej liczby aresztowanych, uciekł. Ja znam tę wersję, chociaż podawana jest też informacja, że został wykupiony przez rodzinę.

Edmund Bukowski został łącznikiem na trasie Wilno – Warszawa. Był kurierem między Komendą Okręgu Wileńskiego a Komendą Główną AK w Warszawie.

Pierwszy wyjazd nastąpił w 1943 r. Jeździł zazwyczaj w mundurze niemieckiej organizacji Todta. Tuż przed wyjazdem łączniczki przynosiły mu mundur, w który miał się przebrać przed udaniem się na dworzec kolejowy. Przynosiły również bardzo dobrze podrobione dokumenty. Trasę tę przebywał co najmniej osiem razy. Ostatni raz końcem czerwca lub początkiem lipca 1944 r., tuż przez operacją „Ostra Brama”. Jako że nie został zdekonspirowany, to jeździł z dobrym skutkiem. Materiały, które miał przewozić, chował zazwyczaj w plecaku czy w kieszeniach. Kiedyś jechał w przebraniu zmilitaryzowanego Estończyka czy Białorusina w służbie niemieckiej. Miał wtedy przy sobie karabin, a w jego kolbie ukrył przewożone do Komendy Głównej dokumenty. Skrytkę w kolbie karabinu przygotował jego kuzyn, Jan Bukowski.

 Czy jeździł tylko na trasie Wilno – Warszawa?

Generalnie trasa wiodła tylko do Warszawy, z tym że jeździł różnymi trasami, przez Grodno, przez Lidę, czasem przez Białystok, przez Siedlce, również przez Olsztyn. Zależało to od tego, jakie miał fałszywe dokumenty i jaką legendę z nimi związaną. Czasami ponoć wysyłano go również z Warszawy na krótkie trasy w Generalnym Gubernatorstwie.

17 lipca 1944 r., po operacji „Ostra Brama”, został aresztowany przez NKWD.

Aresztowano go rankiem u jego przyszłych teściów, to znaczy u rodziny mojej mamy. Oni mieszkali we wschodniej części Wilna, na Zarzeczu.

Czy NKWD przyszło z donosu czy przypadkowo?

Raczej z donosu. Podczas prowadzenia go przez enkawudzistów tata próbował uciec. Podczas ucieczki został ranny pod łopatką. Konwojenci go dogonili i ponownie zatrzymali. Po przeszukaniu i wstępnym przesłuchaniu z powodu krwawiącej rany został odtransportowany do szpitala. Tam tata, korzystając z tego, że wychodek był w bujnym ogrodzie, wykorzystał to i wyszedłszy do ubikacji, uciekł. Został umieszczony przez organizację w konspiracyjnym lokalu, aby mógł wyleczyć ranę. Doglądała go jego przyszła żona, a moja mama. Przebywał w Wilnie i w Białozoryszkach i okolicy około miesiąca czasu.

Mówi Pan o miesiącu, a z kolei ja znalazłem informacje, że wziął udział w Powstaniu Warszawskim, gdzie organizował łączność. Pod koniec powstania został wyprawiony na prawobrzeżną Warszawę, gdzie został ponownie aresztowany przez NKWD. Podał się za komunistycznego litewskiego partyzanta i został zwolniony.

Udziału w Powstaniu nie potrafię potwierdzić. Nie mam takich informacji. Wiem na pewno, że od września 1944 r. do kwietnia 1945 r. prowadził na Pradze komórkę łączności AK i znów kursował na trasie Warszawa – Wilno, tym razem pod okupacją sowiecką.

Jakie były jego dalsze losy konspiracyjne po rozwiązaniu w styczniu 1945 r. Armii Krajowej?

Po zajęciu Wilna przez wojska sowieckie do centralnej Polski zaczęli przybywać akowcy zagrożeni aresztowaniem. Była zgoda dowództwa na te przesiedlenia, ale było mówione, że z przysięgi nie zostali zwolnieni. Wtedy tata zaczął działać w ramach utworzonego w 1945 r. przez ppłk. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego” eksterytorialnego Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK. Ośrodek powstał po to, by skupić żołnierzy AK, którzy opuścili Wileńszczyznę, aby dalej byli zorganizowani. Z biegiem czasu, kto mógł, dostawał rozkaz legalizowania swojego życia. Mama przed aresztowaniem zdążyła rozpocząć studia na Akademii Medycznej. Kto nie mógł, temu pomagano fałszywymi dokumentami lub w naturze. Ośrodek wypłacał również zapomogi finansowe. Największe skupiska żołnierzy wileńskiej AK na terenach dzisiejszej Polski w ciągu kilku lat po wojnie to Gdańsk i Pomorze, Dolny Śląsk, Warmia i Mazury.

Tata organizował łączność organizacyjną na terenie powojennej Polski, a potem także kontakty Komendy Wileńskiego Okręgu AK ze Sztabem Naczelnego Wodza. Z tego powodu, że zaczęły się repatriacje Polaków z Wileńszczyzny na tereny dzisiejszej Polski, tata kursował również jako konwojent czy kierownik tych grup wykorzystując procedury i dokumenty repatriacyjne m.in. do przemycania zagrożonych aresztowaniem osób. W ten sposób przekraczał granicę co najmniej pięć razy. Oprócz tego przekraczał również tzw. zieloną granicę.

Rozpoczął również wtedy misje kurierskie do Niemiec, Francji i Włoch?

Ustalono, że Ośrodek Mobilizacyjny Wileńskiego Okręgu AK będzie podporządkowany bezpośrednio Naczelnemu Wodzowi. Stąd wynikła potrzeba stworzenia łączności i zaangażowano do tego mojego tatę, który już w latach wcześniejszych w tym się wyspecjalizował. Pierwszy raz ojciec pojechał z kolegą jako kurier do Niemiec w połowie 1946 r. Byli w Norymberdze, Monachium, dotarli do Murnau. Zadanie ich polegało na zorientowaniu się w liczbie przebywających w Niemczech Polaków. Chcieli dostać się do Włoch, ale im się to nie udało. Powrócili zatem do Polski i po kilku miesiącach ponowili tę wyprawę. Udali się do Włoch przez Paryż. Byli w Bolonii, Ankonie, nawiązali kontakty ze sztabem gen. Władysława Andersa. Od niego właśnie dostali polecenie, żeby trwać w konspiracji. Tata wrócił do Polski sam, jego kolega pozostał za granicą. Innym razem, w lutym 1947 r., podróżował do Paryża z płk. „Pohoreckim”. Z kolei w marcu 1947 r. odszukał i nawiązał kontakt z „Łupaszką”.

Przekraczał zieloną granicę czy dysponował fałszywymi dokumentami?

Z uwagi na to, że w okolice Warszawy przeniosła się także komórka legalizacyjna wileńskiej AK, zajmująca się wytwarzaniem fałszywych dokumentów, tata podróżował oficjalnie, oczywiście z dokumentami dostarczanymi przez tę komórkę. Dodam, że zastępczynią szefa komórki legalizacyjnej była późniejsza towarzyszka niedoli mojej mamy z celi, gdy obie zostały aresztowane. Z biegiem czasu tata osobiście wyspecjalizował się w podrabianiu odpowiednich, zależnie od danej sytuacji, dokumentów.

Przez Janinę Kruk tata, będący wtedy w sztabie Ośrodka Mobilizacyjnego, utrzymywał kontakt z płk. „Pohoreckim”. Spotkania odbywały się często i w różnych miastach z powodu częstych przeprowadzek dowódcy. Był to Wrocław, Gdańsk, Szczawno Zdrój, Łódź. Te podróże po Polsce też wymagały dobrze podrobionych dokumentów. Dodatkowo wspomniany Jan Bukowski przygotowywał tacie różne inne przedmioty – walizki, plecaki – w których skrytkach można było przewozić dokumenty czy pieniądze. Przerobił też odpowiednio biurko, szafę, hebel i inne przedmioty.

Jak Pan sądzi, czy Pana ojciec miał zamiar opuścić Polskę? Przecież mając dostęp i umiejętność wyrabiania fałszywych dokumentów, mógł je również zrobić dla Pana mamy i mogli udać się za granicę.

Z tego co wiem od mamy, rodzice uważali, że ich miejsce jest tutaj.

Kiedy poznali się Pańscy rodzice?

Kiedy dokładnie się poznali – nie wiem, ale mama na Wileńszczyźnie również była w Armii Krajowej, była łączniczką, więc zapewne poznali się w konspiracji. Wiem, że na początku lat czterdziestych nawiązali już ze sobą bliższy kontakt, nie tylko służbowy.

Czy zna Pan datę ślubu swoich rodziców?

Ślub wzięli 26 stycznia 1946 r. w Warszawie, prawdopodobnie w kościele św. Jakuba przy Placu Narutowicza. Z pewnością ja w tym kościele byłem chrzczony.

Kiedy się Pan urodził?

Urodziłem się 20 sierpnia 1947 r. Mama mi mówiła, że ze względów organizacyjnych „majstrowano” trochę przy tej dacie, tak jednak pozostało w dokumentach.

Gdy Pana rodzice zostali aresztowani, miał Pan dziesięć miesięcy.

Tak, tata został aresztowany na Koszykowej pod domem moich ciotek, które zgodziły się, żeby przychodziły do nich przesyłki z zagranicy. Został aresztowany odebrawszy jedną z tych przesyłek 20 czerwca 1948 r.

20 czy 28 czerwca 1948 r.?

20 czerwca, tak przynajmniej wynika z zachowanych dokumentów, z dat pierwszych przesłuchań. W ramach tzw. akcji X aresztowano w krótkim czasie cały niemal sztab Okręgu Mobilizacyjnego AK Wilno wraz z dowódcą, płk. „Pohoreckim”. Zakres aresztowań był znaczny i objął kilka rejonów kraju. Aresztowano przy tym dwie siostry mamy, dwóch braci taty i innych członków rodziny – razem szesnaście osób.

Pana ojciec był torturowany?

Na pewno, choć nie wiem, jak bardzo brutalnie. Sądzę, że mama oszczędziła mi przekazywania tych szczegółów. Szczęśliwie przetrwał jeden z kapelanów, jeśli dobrze pamiętam, był to ks. Truszyński, i rozmawiał ze mną… To ciężkie do powtórzenia… Tego, co powiedział mamie, nie wiem. Tata zachował dzielną postawę podczas śledztwa i nikogo nie wydał. Ale i tak niewiele osób się mogło przez to uratować. Skala wsypy była tak duża, że większość kolegów ojca została rozstrzelana.

Jaki wyrok otrzymała Pańska mama, Irena Bukowska?

Dostała piętnaście lat, odsiedziała osiem.

Wiadomo, kto przesłuchiwał Pańskiego ojca?

Autorami protokołów, czyli podpisanymi pod przesłuchaniami, są m.in.: chor. Leon Wilczyński, por. Marian Krawczyński, chor. Józef Królikowski. Trzeba dodać, że już po wydaniu wyroku tata znów był przesłuchiwany. Tym razem przesłuchiwali go chor. Zygmunt Sierant, chor. Leon Midro, ppor. Kazimierz Prośniak. Czy wymienieni przeze mnie byli jedynymi przesłuchującymi, to trudno powiedzieć. Mogli być jeszcze inni, niefigurujący na protokołach przesłuchań. Śledztwo to było nadzorowane przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Z wewnętrznych ich dokumentów wynika, że oskarżonych uważano za jedno z najbardziej szkodliwych ugrupowań. Ostatnie analizy esbeckie pochodzą z lat po 1975 r.! Widziałem nawet zestawienie z 1978 r., które nie miało absolutnie charakteru historycznego, tylko operacyjny! Z tego wynika, że akowcom wileńskim niczego nie darowano.

A czy przed wykonaniem wyroku była możliwość widzenia ojca?

Nie, nie. Tata się tylko zobaczył z mamą na procesie, bo wedle życzeń komunistów mieli przeciwko sobie świadczyć.

Kiedy rodzina dowiedziała się, że Edmund Bukowski został zamordowany?

Dopiero w latach 50-tych otrzymaliśmy papierek o nazwie „Akt zejścia”, w którym przeczytaliśmy, że zmarł… Dostaliśmy również informację o dacie jego śmierci, natomiast bez podania jakichkolwiek okoliczności. A został zamordowany 13 kwietnia 1950 r. w więzieniu mokotowskim.

Co się działo z Panem od chwili aresztowania Pańskich rodziców do wyjścia Pana mamy z więzienia?

Dzięki Bogu UB nie aresztowało babci, zatem babcia – mama mojej mamy – wychowywała mnie i córkę siostry mojej mamy. Dziadek „dostał” pracę w szkole rolniczej w Lidzbarku Warmińskim, ale po skazaniu jego córek został zwolniony oraz emerytowany i przez pewien czas pozostawali wraz z wnukami niemal bez źródła utrzymania. Dopiero przyznanie renty i emerytury moim dziadkom pozwoliło na względny spokój finansowy. Jestem zresztą w posiadaniu dokumentu, w którym babcia wystąpiła o uznanie mnie i siostry ciotecznej za sieroty, ponieważ de facto tak było, gdy ojciec zginął, a matka była w więzieniu. Sprawa została załatwiona odmownie…

Czy dziadkowie mówili Panu wówczas, co stało się z Pańskim ojcem?

W zasadzie zdawałem sobie sprawę co i jak. Wdzięczny jestem im za to, że umieli mi to tak przekazać, że nie czułem się zakompleksiony.

Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z mamą od czasu jej wyjścia z więzienia?

Jeszcze w trakcie pobytu mamy w więzieniu raz czy dwa odwiedziliśmy ją z babcią. Widziałem się z nią w sumie ok. trzydzieści minut, ale i to na raty. Zresztą wiele jej nie widziałem, bo dopiero babcia musiała mnie podsadzić – nie widziałem przez kraty i beton… Kilka razy jechaliśmy do więzienia na próżno, bo w efekcie widzenie się nie odbyło. W zasadzie mamy nie widziałem przez pierwsze dziewięć lat życia. Pamiętam dobrze pierwsze spotkanie po tym czasie. To było 17 grudnia 1956 roku. Mamy się nawet spodziewaliśmy, bo wiadomo było, że już wypuszczają z więzień. Ale nie wiedzieliśmy kiedy to nastąpi. Tego dnia obudziłem się rano i mama już była.

W jakim stanie była wtedy Pańska mama?

Wie pan, ja wtedy miałem koło dziesięciu lat, nie pamiętam. Do mnie się oczywiście uśmiechała. Wtedy też pokazała mi fotografię, na której byłem z moim tatą, jako mały bobas. Wielką zasługą mamy jest to, że nie wpoiła mi nienawiści do komunistów, chociaż miałbym powody ich nienawidzić. Z drugiej strony byłem chłopcem, że tak powiem, bitnym, więc jak ktoś z rówieśników nadmiernie pytał o mojego ojca, to potrafiłem dać mu w ucho. Ale niewielu mnie też pytało.

A nauczyciele w szkole wiedzieli o przeszłości Pańskich rodziców?

Może i wiedzieli, ale nie dali tego poznać. Inna sprawa, że kierowniczka szkoły, do której chodziłem, była żoną oficera, który zginął w Katyniu. Była zatem raczej po mojej stronie. Inne nauczycielki też były przedwojenne, a co za tym idzie – patriotycznie nastawione. Inaczej wyglądała sprawa, gdy zapisano mnie do tzw. ogródka jordanowskiego, gdzie panie były raczej związane z ZMP. Pamiętam, że było tam strasznie dużo czerwonych flag, więc wkrótce stamtąd zwiałem. Oczywiście nie artykułowałem jakiś specjalnych zarzutów, ale w moim dziecinnym mniemaniu nie było to odpowiednie miejsce. Podobnie było w przedszkolu, jeszcze podczas uwięzienia mojej mamy. Gdy śpiewano „państwowotwórcze” piosenki, wrzuciłem do sali żabę i dyscyplinarnie mnie usunięto.

Czy po śmierci Pańskiego ojca mama ułożyła sobie na nowo życie?

W pewnym sensie. Przez jakiś czas pomagały jej koleżanki i rodzina. Z kolei pozostałe siostry mojej mamy otrzymały po piętnaście lat więzienia i około 1956 r. także odzyskały wolność. Zatem gospodarowały wspólnie. Mama uzyskała w międzyczasie pozycję zawodową.

Szukała grobu swojego męża?

Tak, starała się odnaleźć miejsce pochówku. Bardzo ciężko było cokolwiek na ten temat uzyskać. Bliżej lat 60-tych wiele osób zasłaniało się czy to niepamięcią, czy wręcz nie chciało o sprawie rozmawiać. Później, kiedy można było mówić więcej i w sposób bardziej otwarty, ubywało z kolei świadków.

Spotykały Pana w późniejszym czasie jakieś represje z tytułu działalności Pańskich rodziców?

Oto jedno wydarzenie tego typu… Pewien znany radziecki chemik zaprosił mnie na staż w Moskwie. Powiedziałem, że jeśli tylko otrzymam stosowne zezwolenia, to chętnie pojadę. On nie wiedział za bardzo o co chodzi… W konsekwencji złożyłem 72 formularze w kilku terminach. Bezskutecznie. Ostatecznie zostałem wypuszczony na staż do Niemiec Zachodnich.

Studiował Pan chemię, tak?

Tak, na Uniwersytecie Warszawskim. Tam jakoś nie miałem przykrości; moje dwie koleżanki z klasy licealnej były ze mną na roku, a one były mocno zaangażowane partyjnie, aktywistki. Formalnie mieliśmy dobre relacje. Koledzy żartowali czasem, że jestem „człowiekiem z mocną pozycją”. Zainteresowania władz szczególnie nie odczułem.

Czy ma Pan jakieś informacje, czy Pan lub Pańska mama byliście inwigilowani przez UB czy później SB?

Mama na pewno była inwigilowana. W ogóle z początku musiała się meldować co jakiś czas na komisariacie. Wyjątkowo często przychodził do nas także dzielnicowy. Ani bójek, ani złodziejstwa u nas w domu nie było, więc można spodziewać się celu tych wizyt. Jednak zawsze byłem wtedy wypraszany z pokoju. Nie miałem zresztą zbytniej ochoty podsłuchiwać. Kiedyś wystraszyłem się, ponieważ z kolegami strzelaliśmy z różnych rzeczy, na przykład kładąc naboje pod jadący tramwaj. Natomiast co do mnie – nie byłem chyba na tyle wyczulony, by zauważyć inwigilację. Oczywiście było kilka dziwnych rozmów ze mną, w czasie których wypytywano mnie o moją przeszłość i przeszłość moich rodziców.

Gdzie jest pochowana Pańska mama?

Na cmentarzu Powązkowskim, gdzie jest grobowiec rodzinny. Tam też urządziliśmy na początku lat 90-tych symboliczny grób taty. Do czasu identyfikacji szczątków mojego ojca w Kwaterze na Łączce nie wiedzieliśmy, gdzie one leżą. Jest również wmurowana tabliczka poświęcona mojemu ojcu w Sanktuarium Poległych na Wschodzie, w murze kościoła na Powązkach. Mama od początku starała się zidentyfikować miejsce pochowania ojca.

Czy pojawiła się w Panu nadzieja, gdy oddawał Pan próbki identyfikacyjne swojego DNA grupie prof. Krzysztofa Szwagrzyka?

Mnie nadzieja nie interesowała. Jak tylko się dowiedziałem, że jest taka możliwość to wiedziałem, że jestem to winien ojcu. Zgłosiłem się jako jeden z pierwszych i szczątki mojego ojca również zostały odnalezione jako jedne z pierwszych. Nie było nad czym myśleć, szczególnie że odbywało się to w Warszawie, co dla mnie oznaczało jedynie przejazd przez miasto.

Jaka była Pańska reakcja na telefon prof. Szwagrzyka z pozytywną informacją o identyfikacji szczątków Pana ojca?

Bardzo się ucieszyłem. Trudno odczuwać w tym momencie satysfakcję. Ale cieszę się, że tato spocznie w godnym miejscu pod własnym nazwiskiem, obok towarzyszy broni i cierpienia. Szkoda, że teraz to wszystko tak powoli postępuje…

Widział Pan kości ojca?

Tak, skorzystałem również z tej możliwości. Trumna została otworzona i mogłem go wraz z moją żoną zobaczyć. Niewiele tego jest, ale widać metodę zamordowania taty, metodę katyńską, a więc strzał w tył głowy, w potylicę. Czaszka rozpadła się na trzy części…

Gdzie Pana zdaniem powinny zostać pochowane ofiary z Łączki?

Moim zdaniem należy pójść za sugestią wielu wybitnych postaci i powinny zostać pochowane we wspólnym żołnierskim grobie, oczywiście każdy pod swoim nazwiskiem, możliwie z jakimś pomnikiem. Apeluję do pozostałych rodzin, by zrezygnowały z niewątpliwego przywileju sprowadzenia szczątków do grobu rodzinnego. Jeśli tak się stanie, pamięć o Nich się rozmyje i znów nie będzie się o nich mówić.

Czy spotkał się Pan kiedykolwiek z Władysławem Litmanowiczem, przewodniczącym składu sędziowskiego, który 14 listopada 1949 r. wydał wyrok śmierci na Edmunda Bukowskiego?

Nie, muszę przyznać, że nie szukałem okazji do tego. Widziałem jedynie jego zdjęcie podczas jakiejś wystawy. Choć żył do 1992 r., więc można powiedzieć, że żyliśmy przez długi czas wspólnie, to ja tej okazji nie szukałem.

Czy ktokolwiek z przesłuchującej Pańskiego ojca ekipy ubeckiej został skazany po 1989 r.?

Nie mam na ten temat żadnej informacji, choć szczerze mówiąc – wątpię. Nie wiem nawet, czy oni żyją. I mało mnie to interesuje.

Wybaczył im Pan?

Osobiście uważam, że trzeba tu przyjąć chrześcijański punkt widzenia. Ani ich nie szukałem, ani nie chciałem ich wykpić czy uczynić im coś złego. Jestem jednak przekonany, że nie należy im wybaczyć w takim rozumieniu, aby przestać mówić o zbrodniarzach i ich ofiarach.

Jakie odznaczenia otrzymał Pana ojciec?

Spośród wielu przede wszystkim Order Virtuti Militari, który wisi w Ostrej Bramie, w pobliżu obrazu Matki Bożej oraz dwukrotnie Krzyż Walecznych. Ojciec walczył o niepodległość– mam nadzieję, że współczesna Polska jest choć trochę taka, jaką sobie wymarzył.

Czy Polska po 1989 r. wystarczająco uczciła pamięć Pańskiego ojca?

Nie. Poważnym posunięciem była ekshumacja na Łączce, jakiś efekt przypomnienia o bohaterach lat 40-tych i 50-tych został osiągnięty. Poprawność polityczna jest jednak zbyt duża w mówieniu o tych sprawach i jeszcze daleko do zakończenia przypominania pamięci o Wyklętych. Często powtarzane są słowa, by nie rozdrapywać ran. Ale przecież Żydzi potrafią dbać o swoje interesy, o upamiętnienie ofiar Zagłady czy zwrot utraconego mienia. Tylko czemu my nie potrafimy?!

Rozmawiał Kajetan Rajski

*Por. Edmund Bukowski ps. „Edmund” – ur. 11 kwietnia 1918 r. w majątku Pustoszka w powiecie Nowa Wilejka. Jesienią 1939 r. zaangażował się w konspirację, początkowo w SZP, później w ramach ZWZ-AK w Oddziale V Łączności Wileńskiego Okręgu AK. Po zajęciu Wilna 17 lipca 1944 r. aresztowany przez Sowietów, udało mu się zbiec. Brał udział w Powstaniu Warszawskim. Po wkroczeniu Sowietów pozostał w konspiracji. Działał w ramach Ośrodka Mobilizacyjnego Wileńskiego Okręgu AK, kilkakrotnie kursował na Zachód. Aresztowany przez UB 28 czerwca 1948 r. Zamordowany 13 kwietnia 1950 r.

** Wywiad jest fragmentem książki Kajetana Rajskiego "Wilczęta. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych" 

*** Zobacz także fanpage książki na Facebooku TUTAJ

Fot. 1. Edmund Bukowski z synem Krzysztofem (zdjęcie z maja 1948 roku miesiąc przed aresztowaniem)

Fot. 2. Irena Bukowska z synem Krzysztofem (zdjęcie z maja 1948 roku na miesiąc przed aresztowaniem)

Fot. 3 Krzysztof Bukowski syn Ireny i Edmunda urodzony w roku 1947 (zdjęcie aktualne)