Francuski dziennik „Le Monde” pisze o migrantach, którzy stali się „mięsem armatnim”, wykorzystywanym przez reżim Aleksandra Łukaszenki do odwetu za nałożone przez Zachód sankcje. Dziennik publikuje relacje samych migrantów, którzy opisują przerażające praktyki białoruskich służb.
- „Mięso armatnie reżimu Łukaszenki, tysiące wygnańców, często irackich Kurdów, zwabionych przez siatki mafijne, po męczarniach poniżenia i złego traktowania są wywożeni na polską granicę”’
- wskazuje „Le Monde”.
Francuscy dziennikarze wyjaśniają, że migranci „zostali zwabieni w tę piekielną pułapkę po zaaranżowaniu przez Mińsk przepływów migracyjnych z Bliskiego Wschodu do Europy przez Polskę i Litwę”.
- „Zostaliśmy schwytani jak bydło”
- mówi dziennikowi 26-letni Niszan z Kurdystanu.
Opowiada, że najpierw migranci byli rozproszeni w małych grupkach. Później przyszli białoruscy funkcjonariusze.
- „Uderzyli mnie w klatkę piersiową, bo nie chciałem wykonywać ich rozkazów. Poprosiliśmy grupę żołnierzy o wodę. Wyciągnęli penisy i powiedzieli, że możemy wypić ich mocz”
- relacjonuje mężczyzna.
29-letni Musa opowiada, że w nocy 15 listopada widział coraz więcej grup wyjeżdżających w nieznane miejsca. Później został wypchnięty w pobliże przejścia granicznego z Polską.
- „Myśleliśmy, że Polacy mogą otworzyć (granicę), ale nic się nie wydarzyło. Byliśmy źli, żądaliśmy od Polaków jedzenia. Nie mogliśmy tego dłużej znieść. Białorusini zamienili nas w głodne szczury gotowe zrobić wszystko, aby wydostać się z ich pułapki”
- mówi.
- „Strategia białoruska polega na wykorzystaniu faktu, że jesteśmy u kresu sił, aby zmusić nas do robienia tego, czego chcą. Na przykład mówią nam, że jeśli chcemy wrócić po zapasy, musimy iść i zaatakować granicę”
- dodaje.
27-letnia Sozyar opowiedziała o kurdyjskich stronach na Facebooku, które kierują do biur podróży i przemytnikach zachęcających do zakupu „pakietów” na podróż do Europy przez Mińsk.
- „Nie ufaj przemytnikom, którzy sprawili, że uwierzyliśmy w Kurdystanie, że wszystko będzie łatwe. Okłamali nas, sprzedali!”
- podkreśla.
kak/PAP, niezależna.pl