Kilka dni temu portal Fronda.pl opublikował świadectwo nawrócenia Kasi, która drogę do Boga odnalazła podczas procesu rozwodowego. - Rozwód to brama do piekła - przekonywała Katarzyna. Niestety, większość mediów przedstawia kwestię rozwodów jako wyjątkowo lekki i bezbolesny zabieg, po prostu "znak czasów". Fundacja Mamy i Taty rozpoczęła w lipcu kampanię pod hasłem "Rozwód? Przemyśl to!". O długoterminowych skutkach rozwodów z Antonim Szymańskim rozmawia Marta Brzezińska. 

 

Fronda.pl: „Wielu szuka wsparcia na forach internetowych (...). Donoszą, że po „porozwodowej depresji” „regeneracja przychodzi szybciej niż oczekiwana – często wystarcza wieczorne piwko z przyjaciółką” - to fragment artykułu z dzisiejszego „Wprost”. Tak łatwo przychodzi uporanie się z rozwodem?

 

Antoni Szymański: Oczywiście, czasem zdarzają się przypadki, że ktoś bardzo szybko radzi sobie z przeżyciem bólu po rozwodzie. Martwi mnie to, że w większości mediów przemilcza się skutki rozwodów, o których przecież wiemy, bo mówią o nich psychologowie, pedagodzy, socjologowie. Te skutki są powszechne, dotykają zarówno dorosłych, jak i dzieci, i nie wolno ich ignorować. Wmawia się ludziom, że po rozwodzie skończy się większość ich problemów, tymczasem bywa dokładnie odwrotnie. Sytuacja rozwiedzionej rodziny, choćby pod względem ekonomicznym, znacznie się pogarsza. Do tego dochodzą problemy kontaktów z dziećmi, zwłaszcza tego rodzica, który z nimi nie mieszka. Dlatego warto by było raczej uczulać na problemy, jakie mogą pojawić się po rozwodzie, aniżeli przedstawiać go w świetle jakiegoś bezbolesnego, koniecznego zabiegu. Norwegia, która stara się ograniczyć liczbę rozwodów, wprowadziła niedawno spotkania dla małżonków rozważających rozwód na których ukazywane są jego skutki, to dobry kierunek. Rozwód, owszem, może być kresem jakichś problemów, ale i początkiem wielu innych. Problemy edukacyjne, bytowe, zdrowotne, problem samotnego wychowywania dzieci. Takich informacji jest zdecydowanie za mało. Dlatego wyjątkowego znaczenia nabiera kampania Rozwód? Przemyśl to prowadzona obecnie przez Fundację Mamy i Taty. Fundacja przygotowała specjalne spoty telewizyjne i stronę internetową (www.rozwodprzemyslto).

 

Dr hab. Tomasz Szlendak mówi, że „im więcej rozwodów, tym bardziej skala się nakręca. Ludzie widzą, że po rozwodzie nie następuje życiowa katastrofa, i sami decydują się na rozwód”.

 

Albo „się nakręca”, albo jest nakręcana, także przez część mediów, które proponują rozwiązywanie problemów w małżeństwie przez rozwód w razie jakichkolwiek niepowodzeń. Ukazują rozpady związków znanych osób, a następnie ich kolejne małżeństwo, jako coś najbardziej naturalnego. Zachętą do rozwodów są też niektóre rozwiązania społeczne defaworyzujące rodziny pełne. Na przykład do przedszkola łatwiej jest się dostać dziecku wychowywanemu tylko przez jednego z rodziców, zatem wiele par nie zawiera związku małżeńskiego, żyje w konkubinacie, tylko po to, by mieć łatwiejszy dostęp do tego przedszkola. Samotni mogą też rozliczać się wspólnie z dzieckiem z urzędem skarbowym czego są pozbawieni małżonkowie wspólnie je wychowujący w tym rodzice wielodzietni, którzy są w najtrudniejszej sytuacji materialnej.

 

Antoni Szymański

Czy wychowywanie dziecka w pojedynkę jest bardziej ekonomiczne?

 

Nie, z badań wynika, że ich sytuacja jest trudniejsza po rozwodzie. Tworzy się jednak rozwiązania ku temu popychające. Skrajnym tego przykładem było funkcjonujące jeszcze kilka lat temu prawo, wedle którego rodzinie ubogiej ze statusem samotnie wychowującej dzieci przysługiwała znacząca pomoc. Spowodowało to ogromny wzrost liczby rozwodów i separacji szczególnie w tych rejonach Polski gdzie bieda jest większa.

 

A gdzie w tym wszystkim dzieci?

 

W moim przekonaniu podstawowym prawem dzieci jest prawo do wychowania w pełnej, normalnej rodzinie. O przestrzeganie tego prawa mało kto się troszczy. Nie słyszałem np. żeby Rzecznik Praw Dziecka, który przecież stoi na straży jego praw dziecka eksponował to prawo. Mówi się o wielu innych prawach, które nie mają takiej wagi, zaś to najważniejsze – jest przemilczane.

 

Konsekwencje tego oczywiście najbardziej uderzają w dzieci?

 

Dokładnie, potem w dorosłym życiu takim dzieciom z rozbitych rodzin dużo trudniej wejść w trwałe, dojrzałe związki. Ich doświadczenia życiowe i przeżycia powodują, że często same nie będą potrafiły stworzyć stabilnej relacji. Im więcej samotnie wychowanych dziś dzieci, tym więcej rozbitych rodzin w przyszłości. Skoro rozwód bywa wstrząsem dla dorosłych, to jest trzęsieniem ziemi dla dzieci.

 

Odpytywana przez najnowszy „Wprost” dr Ewa Woydyłło zdaje się mieć inne zdanie. Mówi, że jeśli rodzice „potrafią się rozwieść bez wrogości, to dzieci zawsze zyskują”. - Rodziców nie tracą – mają pokój u mamusi, pokój u tatusia, a jeżeli mamusia znajdzie jakiegoś pana z dziećmi, to mają dodatkowych braciszków. W ten sposób powstają tzw. patchworkowe rodziny – jakby poskładane z resztek wcześniejszych rodzin – mówi psycholog.

 

Oczywiście, dużo lepiej jest, kiedy rozwód przebiega bez agresji, zbędnego napięcia, ale najlepszym rozwiązaniem, nie tylko dla dzieci, byłoby gdyby ich rodzice potrafili się porozumieć. Dojść do kompromisu, rozwiązać sporne kwestie, być może przy pomocy mediatora, poradnictwa małżeńskiego albo terapii rodzinnej, poprawić swoje relacje i być razem.

 

Ale przecież dziś, rzadko kiedy proponuje się jakieś mediacje. Rozwód jest szybszy...

 

To jest właśnie pytanie – czy my pomagamy małżeństwu rozwiązać jego kryzysy, czy popychamy ku, na krótką metę, łatwiejszemu rozwiązaniu, czyli rozwodowi. Sześć lat temu została wycofana procedura pojednawcza w sprawach rozwodowych, która przecież niewiele kosztowała, a jednocześnie dużo wnosiła. Była nie tylko próbą pojednania, ale także czasem dla małżonków, by jeszcze raz wszystko przemyśleli. Doświadczenie pokazywało, że wiele związków udało się uratować. Czyli można poprawić prawo, ale nikt tego nie robi.

 

A jakie rozwiązania można by wprowadzić?

 

Przedwe wszystkim trzeba rzetelnie mówić o skutkach rozwodów dla dorosłych i dla dzieci. Z badań wynika, że spora cześć rozwiedzionych małżonków żałuje swojej decyzji ale nie znali wszystkich skutków rozwodu i nikt im nie pomógł. Trzeba też zaprzestać defaworyzowania rodzin pełnych w stosunku do samotnie wychowujących dzieci. Szczególne uprawnienia dla samotnych zniechęcają do życia poza związkiem małżeńskim. Skonfliktowanych małżonków nie stawiałbym na pozycji już przesądzonej, szukałbym raczej rozwiązań, które mogą im pomóc. Trzeba tworzyć ośrodki poradnictwa, upowszechniać mediacje, a nie je zawężać, poprawiać rozwiązania prawne, również w zakresie rozwodowym, a nie ułatwiać rozwody, czynić je jak najprostszymi i najtańszymi, etc. Mówienie o rozwodach w lekkim, przyzwalającym tonie, to oszustwo.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska