Strona pracownicza, reprezentowana przez NSZZ „Solidarność”, Forum Związków Zawodowych i OPZZ, domagała się wyższej podwyżki – do poziomu co najmniej 5015 zł brutto, co oznaczałoby wzrost o 7,48 proc. i realną poprawę sytuacji pracowników w obliczu drożejącej energii, rosnących kosztów życia i wysokiej inflacji w usługach. Zamiast tego rząd Donalda Tuska przyjął wariant minimalny, który zdaniem krytyków nie chroni siły nabywczej najmniej zarabiających.
Ekonomiści wskazują, że przy obecnym poziomie inflacji i wzroście kosztów podstawowych dóbr – w tym prądu i gazu – tak niska podwyżka w praktyce oznacza spadek realnych dochodów. Co więcej, rząd wciąż nie zrealizował kluczowej obietnicy podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł. Brak tej reformy powoduje, że z każdej dodatkowej złotówki w portfelu Polaków i tak znaczna część trafia do fiskusa.
Przedsiębiorcy zwracają uwagę, że tak niska dynamika wzrostu minimalnego wynagrodzenia może ograniczyć konsumpcję i osłabić wzrost gospodarczy w 2026 roku. Z kolei związki zawodowe zapowiadają protesty i naciski na rząd, by ponownie rozważył wysokość podwyżki, zwłaszcza że w krajach regionu, takich jak Czechy czy Słowacja, płace minimalne rosną szybciej i realnie nadążają za kosztami życia.
Eksperci podkreślają, że jeśli rząd nie podejmie działań osłonowych – takich jak zamrożenie cen energii dla gospodarstw domowych, wprowadzenie realnej podwyżki kwoty wolnej od podatku i obniżenie obciążeń pracy – coraz więcej Polaków będzie zmuszonych do pracy ponad siły lub emigracji zarobkowej. Symboliczne podwyżki nie rozwiązują problemu pogłębiającego się ubóstwa pracujących.