I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Manowska, która w ub. tygodniu częściowo zablokowała funkcjonowanie Izby Dyscyplinarnej SN, na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” kreśli swoją wizję reformy tej Izby. Przekonuje też, że jej obowiązkiem jest zakończenie „wojny polsko-polskiej w wymiarze sprawiedliwości”.

Prof. Manowska podkreśla, że osobiście nie zgadza się z orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w lipcu uznał polski system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów za niezgodny z prawem unijnym.

- „Jest niebywałe, że TSUE mógł zawiesić funkcjonowanie sądu krajowego i to w ramach środka zabezpieczającego”

- wskazuje.

Zaznacza jednak, że jej pogląd nie jest tutaj istotny.

- „Jako I prezes muszę zadbać o Sąd Najwyższy i całe sądownictwo. Spróbować zakończyć tę wojnę polsko-polską w wymiarze sprawiedliwości”

- pisze prof. Manowska na łamach „DGP”.

Dodaje przy tym, że rzeczywiste decyzje w tej sprawie może podjąć jedynie władza ustawodawcza.

- „Nie mam mocy sprawczej do zmiany ustawy i nie mam takiej władzy nad prezesami izb, a tym bardziej sędziami, żeby zamrozić izbę, zakazać orzekania. Mogę tylko prosić o wstrzemięźliwość. Jeśli TSUE kwestionuje ustrój Izby Dyscyplinarnej, a ETPC sposób wyboru KRS, to decyzja w tej sprawie należy do polityków, do rządzących. To wynika właśnie z trójpodziału władzy”

- czytamy.

Dwa wydane przez nią w ub. tygodniu zarządzenia, jak wyjaśnia, mają jedynie dać politykom czas, aby wypracowali kierunek zmian, a dzięki temu Polska uniknęła kar finansowych ze strony Brukseli.

O zmianach dotyczących Izby Dyscyplinarnej i KRS prof. Manowska rozmawiała z prezydentem, premierem i marszałek Sejmu.

- „Rozmawiałam nie z politykami, jak to się niekiedy sugeruje. Nie zawierałam żadnych kompromisów. Ja rozmawiałam z organami tych władz. Nie robiłam niczego po kryjomu i nie byłam w związku z tym narażona na jakieś pokrzykiwania czy nagrywanie filmików na ulicy”

- zaznacza.

W jej ocenie Izba Dyscyplinarna powinna wciąż działać jako odrębna izba. Proponuje jednak inny sposób powoływania jej członków. Wskazuje, że prezydent mógłby wybierać ich np. spośród sędziów wylosowanych z innych izb na czteroletnią kadencję.

- „Jednocześnie jestem zwolenniczką likwidacji aż tak daleko idącej odrębności Izby Dyscyplinarnej. Muszą być również mechanizmy zapobiegające możliwości wpływania czy naciskania na sędziów”

- dodała.

W kwestii mechanizmu wyboru KRS prof. Manowska proponuje natomiast dwuetapowy system.

- „Najpierw kandydatów w powszechnych demokratycznych wyborach wybierałoby środowisko sędziowskie. Ich liczba byłaby odpowiednio większa niż miejsc w KRS, np. 15 osób na jedno miejsce. Następnie ostatecznego wyboru dokonywałby parlament. Taka koncepcja byłaby kompromisem, bo moim zdaniem powrót do poprzedniego rozwiązania byłby dużym błędem”

- przekonuje.

kak/Dziennik Gazeta Prawna, PAP