Przypuszczam, że wszystkie polskie środowiska, które mają jakiś pogląd polityczny na temat relacji polsko-ukraińskich, dziś z punktu widzenia czysto etycznego czy moralnego (nie politycznego) są oczywiście po stronie ofiar. Taka jest polska tradycja, że wspiera się tych, którzy są pokrzywdzeni, a jednocześnie walczą o wolność, nawet jeśli nam niekoniecznie jest z nimi po drodze w sensie politycznym. Z punktu widzenia moralnego to wsparcie powinno być oczywiste. Myślę, że polscy narodowcy także podpisaliby się pod tym, co powiedziałem, a przynajmniej taką mam nadzieję.

Jeśli chodzi o ocenę programu narodowego, to w polskiej tradycji obozu narodowego niewątpliwie istniała bardzo wyraźna niechęć do politycznych aspiracji ukraińskich. Oceniano je szczególnie na podstawie doświadczeń I wojny światowej i pokoju brzeskiego z 1918 roku jako tworzone, także w sposób sztuczny, przez reżim habsburski, austriacki oraz państwo niemieckie zainteresowane kreacją silnego bloku państw narodowych, które miałyby nastawienie antypolskie. Chodziło o Ukrainę i Litwę. Zdaniem narodowców, strona polska musiała oczywiście próbować szukać porozumienia, czy to z Litwinami, czy to z Ukraińcami, ale ze świadomością, że ciążenie tych elit politycznych jest wyraźnie ukierunkowane w stronię Niemiec. Jak powszechnie wiadomo, w tradycji obozu narodowego Niemcy były głównym wrogiem, który zagrażał niepodległości i całości Polski odrodzonej, nie chcąc pogodzić się z utratą Pomorza, Wielkopolski i części Górnego Śląska.

Można powiedzieć, że stosunek do Ukraińców był funkcją w stosunku do Niemców i do antypolskiej polityki niemieckiej, zarówno przez I wojną światową, jak i po niej. Wystarczy wspomnieć o polityce Gustava Stresemanna czy polityce Niemiec hitlerowskich, która szczególnie od końca lat '30 była powracającą regularnie wyraźną falą antypolską. To jest punkt orientacji geopolityki obozu narodowego.

W związku z tym, stosunek do Rosji był raczej odbiciem tak zakreślonego problemu polsko-ukraińskiego. W tej konfiguracji, w jakiej się znajdujemy – pisał Roman Dmowski w 1919 roku do Stanisława Grabskiego – nie wolno nam się angażować tak mocno na rzecz Ukrainy. Co w tle oznacza, że w ogóle angażować się trzeba, ale nie aż tak mocno, żeby nie doprowadziło to do całkowitego zamrożenia możliwości porozumienia z Moskalami.

Dla jasności trzeba dodać, że obóz narodowy w swojej tradycji nie miał zbyt głębokiego szacunku do Rosji, wręcz przeciwnie – uznawał tę państwowość za antycywilizacyjną z punktu widzenia zachodniego dorobku kulturowego, religijnego, etc. Rosja była przez nich traktowana z góry, jako strona, która dlatego Polsce nie zagraża, że nie ma nic do zaoferowania. Z perspektywy politycznej widziano przede wszystkim zagrożenie niemieckie, stąd szukano sposobu na to, by nie likwidować wszystkich gałęzi, które ewentualnie pozwoliłyby na jakieś fragmentaryczne porozumienie z Rosją.

Myślę, że to, co dziś prezentuje obóz narodowy to jest ta sama kombinacja, próba wpisania się w tą tradycję. Oczywiście, dziś warunki polityczne są inne i można się przede wszystkim zastanawiać nad tym, czy jest realną gra między tymi dwoma tendencjami – z jednej strony chodzi o szantażowanie Rosję zbliżaniem się do Ukraińców, z drugiej – szantażowanie Ukrainy zbliżaniem się do Rosji. W polityce strona polska tak właśnie najprawdopodobniej powinna się zachowywać, bo na tym polega gra polityczna – buduje się własne interesy w regionie, a nie służy cudzym. To podstawa suwerennego myślenia. Gry szantażowo-polityczne powinny być przez nas uprawiane, podobnie jak trzeba sobie zdawać sprawę z bardzo ważnej przestrzeni, jaką jest polityka historyczna. Tu nie ma powodu, aby z Ukraińcami nie iść ręka w rękę, ale w stronę odkrywania prawdy. To znaczy podkreślania, że na tradycji banderowskiej, czyli zbrodniczej do cywilizacji europejskiej się nie wchodzi, a przynajmniej na pewno nie przez Polskę. Niech zatem szukają innego partnera.

Nota bene, ten wybór innego partnera po stronie ukraińskiej jest bardzo widoczny – to oczywiście Niemcy. Tu z kolei Ukraina gra szantażem, z jednej strony zbliżając się z Niemcami, z drugiej – zbliżając się do Polski. Mam tu na myśli opozycję ukraińską. Jest oczywistym, że Kliczko ma bardzo mocne, pozytywne związki z administracją Angeli Merkel i wcale się temu nie dziwię, bo na tym właśnie polega gra polityczna.

Not. M