Będzie o Tobie, choć zacznę od Franciszka.

Franciszek nie potrzebował stygmatów. Potrzebowali ich zbuntowani bracia. Kiedy w Fonte Colombo Franciszek pisał Regułę dla powstającego Zakonu, prowincjałowie włoscy przyszli do Niego i powiedzieli Mu: „Piszesz to dla siebie. My nie będziemy tego zachowywać” (Reguła składała się z kilku zdań wyjętych z Ewangelii!”). Wtedy objawił się Jezus i powiedział: „Franciszku, niczego twego nie ma w Regule, lecz wszystko co tam się znajduje, jest moje. I chcę, aby tę Regułę zachowywano ściśle co do litery i bez komentarza, bez komenatrza, bez komentarza”.

Prowincjałowie odeszli zawstydzeni. Ale nie wszyscy buntownicy byli przy tym obecni, więc Jezus dał im najmocniejszy z możliwych znaków - stygmaty.

Stygmaty = cierpienie.

Jeśli dopada Cię cierpienie - pomyśl, że nie jest ono dla Ciebie tylko dla kogoś. Może masz przez to wszystko przejść, by potem pomóc innym ludziom, których dotknie podobne cierpienie...

Nie uszlachetnia” - na skrawku papieru napisał nie mówiący już ks. Tischner. Ale możesz swoje cierpienie uszlachetnić, ofiarując je w konkretnej intencji: o nawrócenie zagubionych, o Niebo dla dusz w czyśćcu, o to, by żadne dziecko nie było już nigdy skrzywdzone...

Wielu ludzi może skorzystać z Twych stygmatów.

 

mp/facebook/lech dorobczyński