Wulgarne, chuligańskie ataki na funkcjonariuszy broniących dostępu do budynku Pałacu Prezydenckiego nasilają się z każdą manifestacją. Demonstranci coraz częściej, bez żadnych skrupułów decydują się na werbalne i niewerbalne ataki skierowane w stronę policjantów.

Marcin Jan Orłowski, Fronda.pl: Czy Pana zdaniem to wszystko, co obserwujemy to zaplanowane działania? Czy jest ktoś, kto faktycznie kieruje tym od środka?

Piotr Wroński: Myślę, że na początku warto podkreślić - większość ludzi, która bierze udział w protestach, nie ma świadomości tego, w czym uczestniczy. Po prostu, dali się naciągnąć na lep głupiej propagandy. W środku najprawdopodobniej jest grupa przygotowanych ludzi, którzy mają za zadanie prowokować policję do szerszych działań.

W ostatniej manifestacji było widać wyraźnie, trzy czy cztery osoby, które podpuszczały tłum. Przyciskały one policję do muru i przez to mundurowi musieli zareagować. Zresztą każda policja na świecie w takiej sytuacji musi zareagować, nasza i tak zrobiła to bardzo łagodnie.

W tych działaniach prowokacyjnych jest jeden podstawowy cel - muszą być "ofiary". To jest oczywiście skierowane nie na nasz rynek, ale na zachód. Tamtejsze media nie pokażą prowokującego gówniarza, zachowującego się w tak chuligański sposób. Pokażą natomiast interwencję policji. To wszystko pójdzie na zachód z podpisem - w Polsce biją manifestantów.

Czwartkowe zajścia z Krakowskiego Przedmieścia jasno pokazały, że chuligani mogą użyć siły przeciwko funkcjonariuszom. Czy Pana może dojść do tego, że któryś z policjantów nie wytrzyma psychicznie i zrobi "jeden ruch za daleko"?

Przede wszystkim, co trzeba podkreślić, na zachodzie dotknięcie policjanta traktowane jest tak samo, jak atak. Nie można łapać policjanta za ramię, bo on ma przy sobie, chociażby broń. Ludzie w USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech itd. doskonale wiedzą, że powinno się stać bez ruchu, z rękami na wierzchu, czekając na działania policjantów. Dotykanie go powoduje natychmiastową reakcję policjanta w obronie. To nie jest osoba prywatna, on jest w mundurze, jest przedstawicielem instytucji państwowej. To jest atak bezpośrednio na urząd państwowy.

W tych prowokacjach jest jeszcze ukryta jedna rzecz. Faktycznie, może być tak, że któryś z tych policjantów nie wytrzyma psychicznie. To są młodzi ludzie, nie są zawodowcami z prewencji przygotowanymi do tego typu zachowań.

W tle tego wszystkiego występuje narracja - uważajcie, bo jak dojdziemy do władzy to wszystkich was wyrzucimy, stanie się z wami to, co z ZOMO, SBkami. To może spowodować, że policjanci się przestraszą rzeczywistych konsekwencji i będą bali się podejmować jakąkolwiek reakcję. Co ważne, jeśli mówi to przewodniczący dużej partii np. Schetyna, bądź poseł dużej partii, chociażby Szczerba to staje się to już realnie groźne.

Obawia się Pan w jakikolwiek sposób, że te zajścia mogą się rozszerzyć?

Miejscami zaczyna się to robić naprawdę śmieszne. TVN oczywiście robi z tego tysiące osób, ale tak naprawdę nie jest to duża grupa. Oni faktycznie chcą, żeby władza jak najszybciej "straciła głowę". Proszę sobie wyobrazić scenariusz, w którym do jakiegoś urzędu wchodzą ludzie, którzy tylko czekają na to, że policja nie da rady. A ta policja nie jest do tego przygotowana, może się to udać. Ci demonstranci wejdą, zniszczą coś, a na zachodzie pojawią się artykuły, że PiS nie może sobie poradzić z ochroną budynków rządowych, bo zniszczył policję i inne służby.
Moim zdaniem, na każdą sytuację jest przygotowany scenariusz.