Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Na antenie Polskiego Radia porównał Pan obecną sytuację w naszym regionie z tą z roku 1920, tyle że rolę obrony przed zalewem ruskiej zarazy tym razem pełni Ukraina, a wtedy naszego kraju i Europy broniła Polska. Skąd taka analogia?

Paweł Kukiz: Ona nasuwa się w zasadzie sama. Mamy mentalne lewactwo na Zachodzie Europy, a Rosja tę nieporadność wykorzystuje. To są bardzo podobne sytuacje. Wtedy w roku 1920 to miało oczywiście nieco inne barwy, mniej tęczowe a bardziej czerwone, natomiast lewackie nastroje były wszędzie całkowicie podobne. Polska doświadczyła od Rosji tego, czego Hiszpanie czy Francuzi i część mieszkańców Niemiec nie doświadczyli niegdy. Polska stawiła opór broniąc jednocześnie całą Europę przed tym kacapstwem. To samo jest teraz, tyle tylko, że działania przesunęły się bardziej na Wschód.

Jak w tej sytuacji ocenia Pan bezpieczeństwo Polski?

Panie redaktorze, gdybym czuł się bezpiecznie, to z całą pewnością nie wyjeżdżałbym na Ukrainę, by pomagać walczącym tam żołnierzom i ludności cywilnej. Od początku wojny jestem tam w miarę systematycznie. Pomagamy w dostawach sprzętu defensywnego, leków i żywności i tego, co jest potrzebne, a jesteśmy w stanie załatwić.

W 2014 roku z taką samą intencją jeździłem na Majdan, czyli chroniąc Ukrainę chronimy Polskę. Wtedy pewne środowiska nazywały mnie banderowcem, a dzisiaj te same środowiska krzyczą „Sława Ukrainie”. Przez grzeczność nie będę się wyzłośliwiał i nie będę podawał, które.

My przecież w tamtej kadencji przdstawiliśmy ustawę penalizującą propagowanie banderyzmu na terytorium Polski.

Kilka dni temu Ukraińcy w ramach szacunku, podziękowania Polakom za okazaną obecnie pomoc i przeprosin za Wołyń porządkowali cmentarze po ofiarach tamtych mordów.

Panie redaktorze, ja pamiętam moją dyskusję z ojcem, który był lekarzem i cudem uniknął Wołynia, ponieważ Sowieci wywieźli go na Sybir, gdzie z ogromnymi problemami, ale udało mu się przeżyć. I on z ironią mówił, że z tego powodu „nie da o Związku Radzieckim powiedzieć złego słowa”.

To jest jednak temat bardzo specyficzny i należy do niego podchodzić w sposób przede wszystkim korzystny i dla Polski i dla Ukrainy. Osobiście uważam – i sam też staram się to od dawna tak postępować – że zło trzeba zwyciężać dobrem. I druga taka zasada, która mi przyświeca: „Nie oczekuj nagrody, a będzie ci dane”.

Moja postawa wtedy była buntownicza i ja też mówiłem do ojca, że oni muszą nas za Wołyń przeprosić. On na to: - A co znaczy, że oni muszą? - No trzeba ich zmusić, żeby nas przeprosili - mówiłem. - Ale co to są za przeprosiny, jeśli oni tego nie zrozumieją, nie będą żałować i nie będzie to wynikało z potrzeby ich serc? - odpowiedział mój tata.

To na pewno rozciągnie się w czasie, ale jestem przekonany, że do takiego rzeczywistego pojednania pomiędzy Polakami i Ukraińcami dojdzie. My w wielu przypadkach też aniołami nie byliśmy przecież. Nie porównuję tych sytuacji oczywiście i nie chcę się szerzej na ten temat wypowiadać, ponieważ i nie czas na to i nie ma takiej potrzeby.

Jak Pan ocenia próby skłócania Polaków i Ukraińców?

To jest oczywiste, że leży to w interesie Rosji.

Niemcy w tym też chyba trochę maczają palce…

To jest oczywiste, że mamy obecnie do czynienia z lżejszą wersją paktu Ribbentrop – Mołotow. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

Jeszcze nie będąc bezpośrednio zaangażowanym w politykę mówiłem przecież o tych działaniach Donalda Tuska. O tym, że miłość okazywana Putinowi doprowadzi do tragedii. I kiedy w tamtym czasie miało się odwagę kontestować politykę Niemiec i Platformy Obywatelskiej i tych wszystkich liberalnych, a mówiąc wprost – lewackich środowisk, to natychmiast było się wrzucanym do tygla „oszołomów”, „rozbijaczy Unii Europejskiej” itd…

Z przerażeniem patrzyłem na to, a wtedy jeszcze żył mój ojciec, jak Niemcy się „blatują” w Ruskimi, a Polska wtedy temu przyklaskiwała. To było po prostu coś niebywałego.
Była premier, obecnie europosłanka Pani Beata Szydło napisała w mediach społecznościowych, że Niemcy otwarcie naruszają solidarność UE i NATO. Z kolei europoseł, Pan Jacek Saryusz-Wolski mówi mocniej, a mianowicie, że Niemcy i Francja kolaborują z Rosją, łamią traktaty praw człowieka i powinny ponieść tego konsekwencje.

Z analizą tej sytuacji zdecydowanie bliżej jest mi tutaj do Pana Saryusza-Wolskiego, ponieważ działania tych krajów z całą pewnością są formą kolaboracji. To się dzieje – jak już powiedziałem - nie od dzisiaj. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, co jeszcze musiałoby się wydarzyć, żeby oni przejrzeli na oczy. Płyną oczywiście z ich ust werbalne obietnice podczas konferencji prasowych, żeby to dobrze w mediach wyglądało, ale z tym nie idą w parze żadne czyny.

Jestem przekonany, że oni uważają, że mogą z Rosją podzielić się – nazwijmy to – światem w naszym regionie, tą naszą częścią Euro-Azji.

Jestem tu szczerze i bardzo pozytywnie zaskoczony postawą prezydenta USA Joe Bidena. Byłem wcześniej przekonany, że to będzie bardzo spolegliwy przywódca wobec Niemiec i innych krajów, ale to dzięki niemu właśnie Niemcy zostały twardo postawione do pionu, ale mam nadzieję, że zostaną potraktowane jeszcze mocniej i sprowadzone do parteru.

Pojawiają się czasem opinie, że gdyby prezydentem USA był Donald Trump, to Rosja by nie uderzyła. Ja się osobiście z tym nie zgadzam – myślę, że Putin i tak by zaatakował. Ponadto w moim przekonaniu Trump nie poradziłby sobie z całą tą strukturą biurokratyczną i dyplomatyczną Rosji, Niemiec i Francji, a do tego dochodzą jeszcze Chiny. Myślę, że dzięki tak długiemu stażowi w amerykańskiej administracji Joe Biden jest w tym ekspertem i pod tym względem była to zdecydowanie dobra zmiana na stanowisku prezydenta USA.

W tym względzie zgadzam się z Panem Redaktorem. Jestem tym też szczerze i pozytywnie zaskoczony.

Jak odniósłby się Pan do sknerstwa krajów zachodnich w pomocy uchodźcom wojennym z Ukrainy? Dla przykładu dzisiaj w mediach pojawiła się informacje, ze władze Mołdawii otrzymają od Szwajcarii 3,2 mln dolarów dla uciekinierów przed wojną na Ukrainie. Po przeliczeniu wychodzi „szalona” kwota 35,5 dolara na uchodźcę.

Temat jest szeroki i w sumie to dobrze, że pomagają. Jak już mówiłem, ja tam jeżdżę obecnie, a wcześniej jeździłem dokumentować polskie nekropolie na Kresach. Znam też z bliska sprawy Majdanu i Pomarańczowej Rewolucji. Dlaczego o tym mówię? To, że w Polsce tylu Ukraińców znalazło schronienie w domach, że zostało przyjętych przez Polaków jak swoi, to jest bardzo chwalebne i godne podziwu rzecz jasna. Ja natomiast od samego początku tej wojny jestem zwolennikiem tego, żeby Ukraińcom pomagać też tam na miejscu. Podkreślałem to na każdej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i przedstawiałem koncepcje, aby wspomagać, dostosowywać i restaurować ośrodki dla uchodźców na terenie zachodniej Ukrainy w pobliżu polskiej granicy, ponieważ one tam zostaną i mogą służyć tamtym mieszkańcom już po zakończeniu wojny.

Podczas moich wyjazdów na Ukrainę często spotykam się tam głównie z kobietami i z dziećmi, bardzo sporadycznie z mężczyznami, ponieważ oni walczą. I te Ukrainki mówią, że one nie chcą nigdzie wyjeżdżać, a jeśli już muszą, to chcą jak najszybciej wrócić.

Niektóre miejscowości po stronie ukraińskiej powiększyły się znacznie i zmieniły się także warunki bytowe tych ludzi, które zmuszają ich także do zmiany charakteru życia. Jeśli zabezpieczymy im odpowiednie warunki, to będziemy mieli upieczonych kilka pieczeni na jednym ogniu. Ci ludzie po pierwsze nie chcą opuszczać Ukrainy i zostają u siebie. My z kolei nie musimy uruchamiać tych wszystkich pobocznych spraw, a więc edukacji na przykład, ponieważ tam na miejscu mają szkoły i nauczycieli. I przede wszystkim praca – tam obecnie brakuje rąk do pracy, ponieważ mężczyźni w ogromnej mierze pojechali na wojnę. W takiej dziedzinie jaką jest rolnictwo dla przykładu, to kobiety - przy odpowiednim poziomie zmechanizowania rzecz jasna - mogą przecież pracować.

Nasza fundacja „Potrafisz Polsko” od początku nakierowała się na pomoc Ukraińcom na Ukrainie.

Ponadto uważam, że finansowo dużo bardziej powinna pomagać Unia Europejska. W Polsce natomiast na miejscu powinny być tworzone punkty dystrybucji i redystrybucji tych wszystkich dóbr, które – i tu UWAGA! - są dostarczane na zamówienie strony ukraińskiej. Mając odpowiednie środki i konkretne zapotrzebowanie i zaufanie państwa do organizacji pozarządowych i NGO’sów, takie NGO’sy miałby dedykowanych kilka placówek, którym pomagają na Ukrainie. Taka organizacja pobierałaby towar i dostarczała w określonych ilościach do określonych miejsc, czego odbiór potwierdzaliby Ukraińcy, a NGO’sy rozliczaliby się z państwem. I wtedy – mówiąc kolokwialnie – ma to ręce i nogi.

Uprzejmie dziękuję za rozmowę