"Trwa pandemia, atakuje wirus, a jeszcze bardziej panika, zrozumiałe jest więc, że często traci się z oczu sprawy najistotniejsze" - pisze Paweł Jędrzejewski z "Forum Żydów Polskich.


"Gdy kurz opadnie (bo kiedyś opadnie), potwierdzą się zapewne najważniejsze hipotezy: koronawirus doprowadza do śmierci ludzi w podeszłym wieku, z chorobami "towarzyszącymi", w tym - w niektórych przypadkach - także ludzi młodszych; śmiertelność jest wyższa (ale nie drastycznie wyższa) niż przy zwykłej grypie sezonowej;  zaraźliwość zbliżona, natomiast komplikacje po chorobie mogą być poważniejsze. Zapamiętamy, jakie elementarne, karygodne błędy popełniła WHO - np. twierdząc w styczniu, że wstrzymanie lotów z Chin nie pomoże, ale zaszkodzi (!) walce z epidemią" - zauważa.


"Z perspektywy czasu najprawdopodobniej uznamy, że reakcja świata na pandemię była zbyt późna, natomiast przesadzona, bo spowodowała dotkliwe konsekwencje dla gospodarki światowej, co z kolei stało się przyczyną śmierci - w mniej medialny sposób niż COVID-19  - wielu ludzi. Na przykład chorych na inne choroby, a pozbawionych - przez "zamrożenie" po czym zubożenie świata - odpowiedniej pomocy" - twierdzi autor.


Według Jędrzejewskiego odpowiedź na pytanie o przyczyny paniki jest dość prosta.


"Przyczyna pierwotna tej reakcji była banalna. Na samym początku użyto wobec choroby tajemniczych określeń budzących grozę (koronawirus, COVID-19), zamiast nazwać ją po prostu "GRYPĄ łuskowców" lub "GRYPĄ nietoperzy". Gdy w przeszłości choroby wirusowe płuc nazywano "grypą ptasią" i "grypą świńską", nie było takiej paniki (choć na świńską zmarło według oceny WHO do 575 tysięcy ludzi). Po prostu, słowo GRYPA brzmi tak swojsko jak "przeziębienie". Groza "nieznanego" pobudziła rozkręcanie się medialnej spirali, potęgującej panikę, a ta śmiertelnie przestraszyła polityków. Politycy - w nowym świecie internetu, czyli błyskawicznego obiegu informacji - żyją w wiecznym lęku o oskarżenia, że nic nie robią lub robią za mało i za późno" - zauważa.


"Więc zrobili wszystko, co mogli, żeby nikt nie mógł się do nich przyczepić: zatrzymali świat na taką skalę, jakiej ludzkość jeszcze nigdy nie doświadczyła. Żaden wirus i żadna pandemia w historii nie wywołały takiej reakcji. Nawet więcej: NIC nie wywołało takiej reakcji!" - dodaje Jędrzejewski.


Według autora Polska na tle innych krajów wygląda w tej prewencyjnej wojnie z koronawirusem dość dobrze.
"W Polsce liczba zgonów z powodu koronawirusa musiałaby przekroczyć zdecydowanie 10 tysięcy, żeby można było mówić o tym, że elementy ochronne zawiodły. A tych zgonów jest dziś - w szóstym tygodniu epidemii - wciąż zdecydowanie poniżej 500. Nawet jeszcze poniżej 300. Gdy w krajach Zachodniej Europy, które wymieniłem, statystyka wykazuje rozpiętość liczby zgonów na milion mieszkańców od ponad 130 (Szwajcaria) do ponad 300 (Włochy) i prawie 400 (Hiszpania), w Polsce jest to dziś zaledwie 7(!)" - pisze autor.


"Siedmiu zmarłych na milion mieszkańców! A to oznacza, że statystycznie na przykład na Warszawę przypada poniżej 13 osób zmarłych, a na Łódź - poniżej 5" - dodaje.


"Dlatego tak bardzo denerwują mnie panikarskie tytuły w polskich mediach. Np.: "Już ponad 200 zgonów". Nie żadne "już", ale "dopiero", a jeszcze lepiej: "zaledwie". "Już" trzeba zachować dla Włoch, Hiszpanii, Francji i Wielkiej Brytanii, gdzie liczba ofiar epidemii albo przekroczyła 10 tysięcy lub JUŻ nawet 20 tysięcy" - wskazuje Jędrzejewski.


I pyta na koniec: "Do tych rozdygotanych panikarzy pytanie: czy wiecie, że bez koronawirusa umiera na świecie 150 tysięcy ludzi KAŻDEGO DNIA?"

bsw/Salon24.pl