Zapytam ludzi normalnych. Przychodzi mi do głowy prof. Jerzy Robert Nowak, książka „Czerwone dynastie”. Zaglądam i oczom nie wierzę. Cytat: „Deklarujący się jako „niechodzący do kościoła katolik”, wychował się w ateistycznym środowisku – partyjny ojciec byt wysoko postawionym milicjantem, niepartyjna matka była osobą niewierzącą (...) I znów lewicowy rodowód u źródła!” Dobrze, pomyślałem, nie każdy może mieć wzór w domu rodzinnym, jeśli idzie o wiarę czy o Boga. Ale jeśli ktoś uważa się za katolika i przy tym mówi, że jest niechodzącym do kościoła, to podejrzewam u niego jakieś rozdwojenie jaźni. Katolicyzm opiera się na praktykach religijnych. Zresztą co tu dużo mówić, jeśli historia mówiąca o religiach starożytnych zawsze traktuje o praktykach religijnych ludów, to katolik niepraktykujący wydaje mi się nawet obrazą takich ludów. Człowiek od zawsze miał w sobie poczucie obowiązku religijnego, potrzebę kontaktu ze swoim bóstwem czy też bóstwami. Trzeba być szczerze wyjałowionym wewnętrznie, pozbawionym jakichkolwiek uczuć lub zdemoralizowanym, żeby uważać się za „wierzącego niepraktykującego”. Mówi przecież Pismo Święte „Wiara bez uczynków jest martwa”. Do tych uczynków należą także praktyki religijne. Ale jak się nie czyta Pisma Świętego, to można mieć żal tylko do samego siebie.

 

I tak na chłopski rozum przeanalizowałem – czy ktoś, kto ma korzenie lewicowe i niereligijne, może stać się raptem ekspertem od fundacji charytatywnych? Zdarza się, że tak, ale mimo wszystko postanowiłem sprawdzić. Wpadł mi do ręki Statut Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, której przedstawicielem jest sam Jerzy Owsiak. Zaglądam, wertuję plik PDFu, bo przecież nie będę kupować śmieci. Jest! Paragraf 8 brzmi następująco: „Celem Fundacji jest działalność w zakresie ochrony zdrowia, polegająca na ratowaniu życia chorych osób, w szczególności dzieci, i działanie na rzecz poprawy stanu ich zdrowia, jak również na działaniu na rzecz promocji zdrowia i profilaktyki zdrowotnej”. Zaglądam dalej. Parafgraf 13 punkt 2 „Dochody z działalności gospodarczej Fundacja przeznaczy na realizację jej celów statutowych  określonych w § 8”. Warto przy tym przytoczyć punkt 1 tegoż paragrafu, bo w tym punkcie owa działalność gospodarcza stanowi tylko jedno z sześciu źródeł dochodów całej działalności Jerzego Owsiaka i jego podejrzanej ekipy. A zatem, tylko z tej działalności Owsiak ma narzucony przez Statut obowiązek szeroko pojętego ratowania życia. A reszta? No cóż. Róbta co chceta. Świadczy o tym kolejny paragraf Statutu, który brzmi następująco: „Dochody pochodzące z subwencji, darowizn, spadków i zapisów mogą być użyte na wybraną przez Fundację, dowolną realizację jej celu, o ile ofiarodawcy nie postanowili inaczej”.

 

Powstaje zatem pytanie retoryczne: Czy rzeczywiście to, co bezmyślnie wkładamy do  puszki nic nieświadomym młodym ludziom, zbierającym pod sztandarem ohydnego-czerwonego-serduszka, idzie na ratowanie życia? Przecież według Statutu WOŚP „dochody ze zbiórek i imprez publicznych, w szczególności uzyskiwanych pod nazwą Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy” (por. paragraf 13, punkt 1, ust. b) nie należą do dochodów z działalności gospodarczej. Śmiem się zadać pytanie – Gdzie idą te pieniądze? No tak, przecież nikt z nas, wrzucających do puszki z ohydnym-czerwonym-serduszkiem nie zastrzega sobie, żeby te pieniądze poszły na cokolwiek. A zatem pieniądze te przepadają głęboko w otchłań Fundacji, której prawidłowa nazwa powinna brzmieć „Róbta, co chceta!”. Co się z nimi dzieje? Nie wiemy. Róbta, co chceta, a i tak prawdy nie dojdzieta.

 

Drążę dalej temat. Jestem ciekawy, co dzieje się z pieniędzmi milonów Polaków. Internet jest dobrym źródłem informacji, o ile się wie, czego się szuka. Wpisuję hasło „prawda o Jerzym Owsiaku”. Otwieram zakładkę Wikicytaty, w których są wypowiedzi Owsiaka. Natrafiam na wiele ciekawych jego wypowiedzi, ale ta przykuła moją uwagę: „Może ojciec Tadeusz Rydzyk jeszcze o tym nie wie, ale na 27 mln zł zebranych podczas ostatniego finału, tylko 1 mln 200 tys. kosztowało nas zorganizowanie Przystanku Woodstock. Te pieniądze spokojnie otrzymujemy z procentów”. Jest to wypowiedź Owsiaka skierowana do o. Tadeusza Rydzyka po emisji w TV Trwam filmu Przystanek Woodstock – przemilczana prawda. Więc te pieniądze idą na zorganizowanie Przystanku Woodstock. Z pieniędzy, które ofiarujemy do puszki-z-ohydnym-czerwonym-serduszkiem, utrzymywana i finansowana jest najbardziej demoralizująca impreza w Polsce! Od razu chce się wziąć telefon i zadzwonić do fundacji z pretensjami, ale gdy to zrobię, pewnie usłyszę wyrafinowany głos, który pewny siebie zwiąże mi ręce: „Proszę księdza, ale Przystanek Woodstock jest finansowany z odsetek, a nie z tych pieniędzy”. Oczywiście będą mieli rację, bo przecież działają według swojego Statutu zatwierdzonego przez odpowiednie organy państwowe. A Statut ten według paragrafu 14 mówi po prostu Róbta, co chceta! No tak, przecież kilka milionów złotych idzie na opłacenie organizacji WOŚP oraz organizatorów, bo choć uważam się za wierzącego, to jednak brak mi wiary w to, że oni pracują tam za darmo. O tym przecież już dawno mówił Jezus: „Gdzie jest padlina, tam gromadzą się i sępy”.


Przykro mi, że społeczeństwo jest tak nieświadome tego, co dzieje się pod przykrywką ohydnego-czerwonego-serduszka. Ponieważ ciężko stwierdzić i dojść prawdy, co dzieje się z tymi pieniędzmi, trzeba będzie przyjrzeć się bliżej imprezie, która w Europie Środkowo-Wschodniej uchodzi za najbardziej demoralizującą i deprawującą młode pokolenie. Tak naprawdę Woodstock zaczyna się od niewinnych puszek z ohydnym-czerwonym-serduszkiem.


Ks. Maciej Sroczyński

(wikariusz w parafii p.w. św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Nowej Rudzie - Słupcu; diecezja świdnicka)


Tekst ukazał się na stronie parafii ks. Macieja