W jaki sposób człowiek w życiu codziennym rozwiązuje sytuacje konfliktowe? Czy najpierw daje sąsiadowi w zęby, grozi kolejnymi „pieszczotami” lub wzywa policję, a potem zaprasza do rozmowy? Jeśli zdarzają się takie przypadki, to nazywamy je prowokacjami. Jednak regułą jest zupełnie inne zachowanie „albo, albo”, jak mawia klasyk. Albo prowadzimy dialog albo okładamy się po… twarzach. Wniosek z prostej życiowej obserwacji jest jeden, nie mamy do czynienia z próbą dialogu, ale prowokacją ze strony Komisji Europejskiej i samej komisarz Viery Jourovej - pisze bloger Matka Kurka na portalu kontrowersje.net

 

Wprawdzie tak oczywistych wniosków nie potrafi wyciągnąć wielu polityków i dziennikarzy, ale nie ma czym się chwalić, to banalne zadanie dla człowieka rozumnego. Znacznie ważniejsze są następne wnioski i kroki, co sprowadza się do jednego: „Co z tym zrobić”? Co zrobić z ewidentną prowokacją Komisji Europejskiej i wszystkimi działaniami KE zmierzającymi do zdyscyplinowania Polski i okrojenia budżetu Polski. Tutaj też wielkiej filozofii nie ma i pojawia się to samo „albo, albo”. Możemy się prowokacjom i naciskom KE poddać albo się im przeciwstawić. W pierwszej wersji właściwie wracamy do: „żeby było, tak jak było”. Druga wersja jest ulubionym okrzykiem bojowym radykalnego elektoratu i w zasadzie się do tego okrzyku przełączam, niemniej chciałbym prócz haseł powalczyć o konkrety.

Dla mnie nie ma dylematu, jedyną strategią jest stawianie się KE i wynika to wprost z przyjętych przez obie strony celów. KE dąży do podporządkowania sobie Polski, Polska walczy o suwerenność przynajmniej na takim poziomie, jaką mają inne kraje. Problem w tym, że w znacznie lepszej pozycji znajduje się KE, tam mamy praktycznie jeden głos, w Parlamencie Europejskim gigantyczną przewagę i jeszcze wszystkie instytucje związane z międzynarodową kastą wrzeszczące jednym głosem. Polska ma tylko obóz rządzący i Prezydenta RP, piszę tylko, ponieważ to na wewnętrznym polu bitwy jest za mało, aby sprawnie przeprowadzić reformę sądownictwa, nie mówiąc o wojnie z KE. Opór krajowych ośrodków opozycyjnych, „eksperckich”, ale także instytucjonalnych jest gigantyczny. Sędziowie, profesorowie, prawnicy wszelkiej maści, media, w większości bronią starego układu. Niestety cała ta siła wewnętrzna ściśle kolaboruje z zagranicą i tak krąg zła się zamyka.

 

Patrząc na podział sił musimy być realistami, mamy co najwyżej jeden pułk, przeciw dwóm wielkim armiom: antypolskiej i europejskiej. Oznacza to tyle, że w otwartej wojnie Polska będzie robić za mięso armatnie, zwyczajnie przejadą po nas wojenną machiną i mokra plama nie zostanie. Takie, a nie inne proporcje na polu bitwy oznaczają, że jesteśmy skazani na polską specjalność – partyzantka. Robimy swoje, ale patrzymy uważnie, jakim kosztem to się odbywa. Wojny z krajową i międzynarodową kastą nie wygramy, ale musimy za wszelką cenę dbać o trzy ważne cele, kolejność nieprzypadkowa: wygrać wybory prezydenckie, wymienić prezesa SN, uzyskać taki budżet w UE, abyśmy do kołchozu nie dopłacali. Jeśli się okaże, że ostry kurs na kastę i UE będzie nadal przynosił korzyści prezydentowi Andrzejowi Dudzie, to taki należy utrzymać. Jeśli obrona obecnych przepisów obowiązujących w Polsce i odrzucenie wyroków TSUE będzie nakręcało kampanię Andrzeja Dudy, to idziemy tym kursem do celu.

 

Gdyby jednak nastąpiło przegrzanie tematu i co gorsza zwrot akcji, a w Polsce wystarczy na to chwila, to musimy się wycofać do lasu i zająć nowe pozycje. Nie mamy tyle wojska i arsenału, aby walczyć na trzech frontach jednocześnie, gdy stracimy najważniejszy w tej chwili przyczółek, czyli drugą kadencję Andrzeja Dudy, pozostałe fronty upadną natychmiast. Warunki i zdrowy rozsądek zmuszają do ustalenia priorytetów, których okrzykami bojowymi się nie utrzyma. Po wyborach prezydenckich będziemy mieli czyste konto i ostry kurs na UE i kastę niczym w najbliższym czasie nie zagrozi. Zmienią się też warunki na korzyść Polski, bo przegrana „opozycji” w kolejnych wyborach, to prawie pewny dalszy rozkład PO i jasne wsparcie Polaków dla reformy sądownictwa.

 

W Wielkiej Brytanii zamiast kolejnego referendum w sprawie Brexitu, Brytyjczycy dali rekordowe zwycięstwo tym, którzy Brexitu chcieli. Przed Polską praktycznie ta sama procedura. Najważniejsze jest druga kadencja prezydenta Andrzeja Dudy, o resztę powinniśmy się bić na ostro, ale z chwilą gdy to zacznie działać na niekorzyść Andrzeja Dudy bezwzględnie trzeba zawiesić działania do końca wyborów. Jak będzie nie wie nikt, „sytuacja jest dynamiczna”, jednak ważne jest, aby być przygotowanym na każdy wariat i myśleć, zamiast machać „patriotycznym” cepem na oślep. Taką mam koncepcję.

 

Matka Kurka/kontrowersje.net