"Cudowna „prywatyzacja” i to na taką skalę, że wszelkie roszczenia żydowskie wyglądają jak wydatki na waciki. Najprościej rzecz ujmując, strefa euro to najmniej jedna trzecia polskich wypłat i polskiego majątku w dół i tyle samo ceny w górę"-ostrzega Piotr Wielgucki "Matka Kurka" na swoim blogu w serwisie Kontrowersje.net.

W Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych bloger odniósł się do wypowiedzi byłego premiera Marka Belki w Telewizji Polskiej. Były szef polskiego rządu przekonywał, że Polska powinna wejść do strefy euro.

"W natłoku spraw, a tak w zasadzie w większości przypadków zwykłych dupereli, najlepiej robi się brudne i ciemne interesy. Ktoś powie, że sięganie po temat euro to dyżurny straszak i zapychacz, gdy nie dzieje się nic ciekawszego, ale dokładnie dzięki takiej postawie i lekceważeniu spraw fundamentalnych, wyprowadzono z Polski większość kapitału"- napisał Wielgucki.

W ocenie Matki Kurki "lepiej się odrobinę ponudzić, niż znów świecić gołym tyłkiem".

"Ponudzić albo i nie, bo śmiem twierdzić, że wielu Polaków ciągle nie wie czym euro pachnie. A zatem do boju, szczególnie, że dziś mamy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”-podkreślił publicysta.

"Wczoraj w telewizji publicznej (Kurski won natychmiast!), pojawił się niejaki Belka, dobrze znany działacz PZPR i przyjaciel Związku Radzieckiego, który w modelowym stylu przekształcił się w europejskiego socjaldemokratę. Tenże zaczął typową dla demiurgów realnego socjalizmu pogawędkę „wicie, rozumicie, na odcinku wdrożeń…”. Tak to brzmiało kiedyś, dziś brzmi następująco: „Strefa euro to jak wyjazd z polnej drogi na autostradę, na której musimy się nauczyć jeździć i hamować”. Proszę zwrócić baczną uwagę, na tę formę i treść, ponieważ w tym jest klucz do wszelkiego złodziejstwa, w wersji peerelowskiej i europejskiej. Po pierwsze tutaj nie ma żadnej treści, jest tylko i wyłącznie grafomańska forma trafiająca do prostego ludu"-ocenił Piotr Wielgucki. 

"Obojętnie na co i na kogo się nałoży metaforę to „wyjazd z polnej drogi na autostradę, na której musimy się nauczyć jeździć i hamować”, zawsze będzie pasować. Wstawimy małżeństwo zamiast strefy euro i będzie git! Równie fajnie zabrzmi kontratak w piłce nożnej i funkcjonowanie szlifierki kątowej. Chodzi w tym prostackim zabiegu o to, aby każdy szaraczek poczuł się profesorem przy niedzielnym obiadku. Ty, Zenek, ale nas to euro okradnie przecież! Co ty tam głupi wiesz, strefa euro to jak wyjazd z polnej drogi na autostradę, na której musimy się nauczyć jeździć i hamować. Każdy, kto pamięta produkowane na tę samą modłę złote myśli Balcerowicza: „tyle warte ile warte”, doskonale wie, że z podobnymi „argumentami” bardzo szybko Zenek zostawał rodzinnym Lepperem, a strofujący go szwagier profesorem wszech nauk."-pisze bloger. Kontynuując, Wielgucki postanowił spojrzeć na strefę euro "okiem gospodyni domowej" i przypomniał "najsłynniejszy przekręt" George'a Sorosa", którrego określił jako "słynnego hochsztaplera". 

"Rzecz dotyczyła właśnie strefy euro i kursu funta, po jakim Wielka Brytania miała wejść do tej strefy. Jeden żydowski cwaniaczek potrafił rozsadzić finanse państwa, do którego Polsce jeszcze bardzo daleko. A dlaczego Wielka Brytania tak się upierała przy odpowiednim kursie funta, po którym chciała przyjąć euro? Bardzo prosta zagadka dla wspomnianej gospodyni domowej, ale nie dla filozofa przy niedzielnym obiadku."-napisał Wielgucki. 


"Jeśli dziś kamienica w Warszawie kosztuje 1 200 000 zł, a kurs euro dla równego rachunku wynosi 4 złote, to „zagraniczny inwestor” musi wyłożyć 300 000 euro, żeby kamienicę nabyć. No i teraz wchodzimy do strefy euro, nie daj Boże, tak przykładowo tylko. Co się dzieje? W kolejce ustawia się 100 Sorosów i windują euro do 6 złotych. Po co? Żeby kupić polską kamienicę za 200 000 euro. Na tym nie koniec, wszystko można w Polsce kupić za grosze, łącznie z tanią siłą roboczą, która dotąd zarabiała 2400 zł, czyli 600 auro, a po wejściu do strefy będzie zarabiać 400 euro. I w drugą stronę, za dwudziestoletniego Golfa, czy Opla od pierwszego właściciela, Polak płaci 1000 euro, co daje przy obecnym kursie 4000 zł. Po „wjeździe na autostradę euro”, Polak wyłoży 6000 zł"- wskazał bloger. 

"Cudowna „prywatyzacja” i to na taką skalę, że wszelkie roszczenia żydowskie wyglądają jak wydatki na waciki. Najprościej rzecz ujmując, strefa euro to najmniej jedna trzecia polskich wypłat i polskiego majątku w dół i tyle samo ceny w górę. W tym miejscu pojawia się zwykle magiczne zaklęcie o konkurencyjności polskiego eksportu, przy wysokim kursie euro. Naprawdę? W Polsce nie produkuje się już praktycznie nic, co jest od początku do końca polskie, a zakupy robi się w Lidlach, Biedronkach i Auchanach. Owszem jesteśmy potentatem jeśli chodzi o AGD i motoryzację, ale tylko w segmencie „montownie”. Produkujemy wprawdzie okna plastikowe, nawet autobusy i pociągi, ale na komponentach i podzespołach importowanych. Takie są skutki „prywatyzacji”.- przestrzega Matka Kurka. 

Wielgucki ocenił, że aby wyśmiać "kabotyńskie metafory Belki i innych peerelowskich "ekonomistów" przechrzczonych na liberałów" wystarczy ten właśnie prosty rachunek. Tyle że jest jeszcze jedna poważna kwestia- "bardzo „ciekawy” aspekt planowanego złodziejstwa".

"Wejście do strefy euro sprawia, że Narodowy Bank Polski staje się wyłącznie szyldem i całą politykę finansową Polski przejmuje Europejski Bank Centralny. W praktyce oznacza to tyle, że pytania prejudycjalne do TSUE i „wyroki” TSUE zabraniające zwalczać kornika, to jest nic przy kompetencjach EBC. Przypomnę na koniec lub poinformuję, że w tej chwili stan rezerw w NBP to około 400 miliardów złotych i 129 ton złota. Pytanie, co Europejski Bank Centralny zrobi z tą krwawicą, szczególnie gdy w Polsce będzie rządzić Koalicja Europejska, pozostawiam bez odpowiedzi, bo nie chce nikomu psuć piątku"-zakończył.

yenn/Kontrowersje.net