Nigdy w życiu nie udawałem głupiego, dla wielu mogę głupim być, ale to już autentyzm, po stronie oceniających i po stronie ocenianego. Tym razem też głupiego udawał nie będę i powiem szczerze, że ubawiłem się najpierw kandydaturą Marka Suskiego, potem jego ostatecznym awansem na ministra w gabinecie politycznym premiera Mateusza Morawieckiego. Powodów do śmiechu sam nie potrafię do końca zdefiniować i to już bardziej świadczy o mojej, nie Suskiego głupocie. Tak zwyczajnie, śmiali się ludzie to i ja się uśmiałem, mając przed oczami „perukarza” i jego wpadki.

Od wczoraj minęło trochę czasu, a ponieważ największy głupiec w końcu musi przestać się śmieć, to i mnie naszła poważna refleksja. Jeszcze raz się zastanowiłem nad postacią Marka Suskiego. Cóż takiego mogę temu człowiekowi zarzucić poza „Katarzyną Wielką” i paroma innymi lapsusami? Nic, dosłownie nic nie przychodzi do głowy i po prawdzie „Katarzyna Wielka” też nie jest śmieszna, ale tragiczna. Zatrzymam się na chwilę przy tej żywej anegdocie, jednym przypominając, drugim uświadamiając o co i o kogo chodziło. „Caryca” to ksywa pani sędzi z Gdańskiego Sądu Apelacyjnego. W gdańskim okręgu znają ją wszyscy sędziowie i po ksywie, i po nazwisku, co oznacza, że sędzia Milewski, w przeciwieństwie do mnie, udawał głupiego, gdy mówił, że „Carycy” nie zna. Ba! On nie tylko udawał głupiego, on sobie pozwolił na robienie jaj z powszechnie znanych układów trójmiejskich i szefowej wszystkich sędziów.

Anna Skupna vel „Caryca” nie znalazła się w sądownictwie przypadkiem, ale w 1982 roku, czyli w stanie wojennym, została powołana na stanowisko sędziego rejonowego, przez Sylwestra Zawadzkiego, towarzysza wiceministra sprawiedliwości z rządu Jaruzelskiego. Towarzysz Zawadzki, podpisując nominację, nie mógł się nachwalić towarzyszki Skupnej. Podkreślił, że jest Skupna wieloletnim lojalnym i zaangażowanym członkiem PZPR, co natychmiast się przełożyło na orzecznictwo. Pani sędzia ochoczo i hurtowo zaczęła wydawać wyroki na opozycjonistów. Sędzia Skupna do tego stopnia była nadgorliwa, że jeszcze w czasie PRL-u wiele politycznych wyroków przez nią wydanych zweryfikowano jako łamiące prawo. Potem III RP kilku skazanym wypłaciła odszkodowanie. Łatwo policzyć, że sędzia Skupna jest obecna w gdańskich sądach 35 lat i doskonale znają ją wszyscy sędziowie apelacji gdańskiej. Milewski nie mógł się dostać do Sądu Okręgowego w Gdańsku bez poparcia Skupnej.

Oczywiście przedstawione fakty nie trafiły nigdy na czołówki medialne, przeciwnie trzeba było bardzo uważać i trzymać buzię na kłódkę, bo wiadomo, że procesy o zniesławienie czy naruszenie dóbr są w Trójmieście rozstrzygane przez nominatów „Carycy”. Tyle śmiechu zostało z „wpadki” Suskiego, który najzwyczajniej w świecie dążył do ustalenia stanu faktycznego i podstawowych okoliczności, które pozwoliły Amber Gold na pełną bezkarność. O trójmiejskich układach jeden z byłych przestępców powiedział, że jest to wyspa przypominająca Sycylię i z tą tezą akurat polemizował nie będę, ale może rzeczywiście Marek Suski i piszący te słowa są na tyle głupi, aby o tym głośno mówić. Takie wywody w najlepszym razie narażają na ośmieszanie, w najgorszym na betonowe buty i poza tym to nic śmiesznego.

Powołanie Maraka Suskiego na szefa gabinetu nowego premiera ma swoje wielkie zalety, ocierające się o najgłębszą powagę. Suski słynie z dwóch rzeczy: lojalności i uczciwości. Nigdy nie poszedł tam gdzie jest kasa, nigdy nie założył żadnego biznesu, który zaczął wygrywać lokalne albo krajowe przetargi. Przy tych dwóch zaletach ma jeszcze trzecią – doskonale porusza się w PiS, zna na wylot wszystkie frakcje, stosunki towarzyskie i plotki. Z taką wiedzą Suski jest dla Morawieckiego prawdziwym skarbem.

Złośliwi mówią, że to Jarosław Kaczyński podsunął nowemu premierowi „gumowe ucho”. Hipoteza brzmi bardzo prawdopodobnie, ale równie dobrze to sam Morawiecki mógł taki ruch wykonać i gdyby rzeczywiście Suski był jego pomysłem, to właśnie się ujawnił talent polityczny następcy Beaty Szydło. Z Suskiego można się śmiać, ale gdy się dobrze zastanowić z czego się śmiejemy, to się szybko okaże, że z samych siebie się śmiejemy i przy tym dajemy się ogłupiać „dowcipami”, gdy „Sycylia” robi lewe interesy.  

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)