Tak sobie nieskromnie myślę, że moja przewaga, czy jak kto woli „wartość dodana”, która wyróżnia mnie na tle pozostałych publicystów i felietonistów, to wcale nie talent. Najbardziej sobie cenię w „mojej osobie”… pracę fizyczną. Gwarantuję wszystkim gryzipiórkom, że po jednym dniu na budowie albo w warsztacie samochodowym nigdy w życiu nie wróciliby do filozoficznych rozpraw o wyższości pracy intelektualnej nad robotą fizyczną. Zresztą nie istnieje coś takiego jak ciężka praca intelektualna, może być trudna, wybitna, ale nie ciężka.

Jak się ciężko popracuje fizycznie, to się w człowieku natychmiast budzi skojarzenie: „trzeba było się uczyć”, tak działa robota, która uszlachetnia, kształtuje charakter i pozwala spojrzeć na rzeczywistość z tak zwanej życiowej perspektywy. Ludzie to wiedzą, bo zdecydowana większość ludzi pracuje fizycznie i tylko w III RP powstała sekta Balcerowicza, która „wyszkoliła” „sales managerów” kasy w „Biedronce”, po licencjacie z marketingu i zarządzania. Ciężko, średnio i lżej pracujący fizycznie, po robocie mają dość proste marzenia. Zjeść coś dobrego, żeby się zregenerować, kupić sobie coś fajnego za ciężko zarobione pieniądze, zrealizować większe plany, na przykład urlop, czy zakup nowych mebli do kuchni.

Jeśli się intelektualistom wydaje, że ich codzienne potrzeby są „wyższe” i bardziej wyrafinowane, to chciałbym zapytać kto masowo bronił tandety z IKEI i wybierał się na zakupy? Kto czyta i ogląda te wszystkie „designerskie” porady i kto stawia chałupę za kredyt we frankach, jak idiota Matka Kurka? Wieczna wojna pomiędzy „fizycznymi” i „umysłowymi” od zarania ma jedną przyczynę, to umysłowi gardzili fizycznymi, dopiero potem ci drudzy się odwzajemniają.

 

Przekładając te proste prawdy i fakty życiowe na politykę, bardzo szybko zrozumiemy dlaczego POKO w kolejnych wersjach koalicyjnych i „programowych” jest skazane na łomot w najbliższych wyborach i oby tak przez cztery kadencje. Oni przemawiają do „umysłowych”, ale takich fizycznych umysłowych, czyli ćwierćinteligentów i „artystów”, którzy gardzą „fizycznymi”. Jako się rzekło „fizycznych” jest znacznie więcej, co automatycznie przekłada się na procenty wyborcze. Mieszanie w tym samym tyglu, tych samych zaklęć sprowadzających się do pogardy dla większość elektoratu, z politycznego, psychologicznego i ludzkiego punktu widzenia zawsze i wszędzie zraża, odstrasza, no i mobilizuje pogardzanych.

Wypada zapytać, czy POKO tego nie widzi i nie rozumie? Nawet jeśli nie widzi i nie rozumie, to przecież tysiące razy, we wszystkich możliwych mediach, wielu analityków, również tych nienawidzących PiS, wykładało tę kwestię, jak chłop krowie na rowie. No i co nadal nic do łba nie dociera, „nowoczesna” zbieranina jest aż odporna na wiedzę? Przy całym krytycznym stosunku do nich, w to nie uwierzę. Wprawdzie nie są geniuszami, a i daleko im do średnio rozgarniętych, ale podstawy rozumieją na pewno.

Co nie pozwala im na skorygowanie kursu politycznego i okazanie szacunku dla większości Polaków? Natura, „wychowanie”, geny, mentalność, nienawiść. Była przez krótki okres taka próba i wręcz apele, żeby już dłużej nie lżyć „fizoli”, „pisiorów”, „katoli”, bo to przyniosło tragiczny dla POKO skutek w postaci sromotnej porażki w wyborach europejskich. I co? Wytrzymali niecały tydzień, potem natura, geny, „wychowanie” i nienawiść zrobiły swoje. Nic, ale to absolutnie nic się nie zmieni w politycznej „strategii” opozycji, oni nie są zdolni do takiej zmiany, która po pierwsze nie będzie gnoić Polaków, po drugie przekona większość Polaków. Im się ciągle wydaje, że są „umysłową elitą” i jakieś tam „fizyczne pisiory” nie mają prawa zachowywać się inaczej, niż bić pokłony „elicie”. Mogę się założyć z każdym, że cała jesienna kampania w wykonaniu „opozycji” będzie dokładnie tak wyglądała, jak wszystkie pozostałe. Natury nie oszukasz, genów nie wydłubiesz i braków w wychowaniu u starych koni nie nadrobisz.

Matka Kurka/kontrowersje.net