Żołnierz Emil Uran jako jedyny z czteroosobowej załogi opancerzonego samochodu ocalał po wybuchu miny-płapki w Afganistanie. Według dziadka wojskowego, Jana Łaptosza to zasługa cudownej figurki Matki Boskiej i Jezusa.
 
Do zdarzenia doszło między afgańskim Ghazani a bazą Sharan. Żołnierz jako strzelec jechał na tzw, wieżyce wojskowego humveea, gdy nastąpił wybuch. Trzech jego kolegów saperów zginęło na miejscu. Emil Uran ocalał i został przetransportowany do szpitala polowego, a potem do amerykańskiej bazy Ramstein. Dziadek żołnierza opowiada: "Wyrzuciło go na 15 metrów w powietrze, bo jakimś cudem puściły pasy, które miały go trzymać" i dodaje, że jego wnuk przeżył właśnie dlatego, że pasy puściły.  "To dzięki temu, że nosił przy sobie obrazek figurki ze Skrzatusza, który dostał od nas przed wyjazdem do Afganistanu – kończy dziadek. Żołnierz przeszedł poważne operacje i ... wrócił do wojska.
 
Po tym wydarzeniu wizerunek Matki Boskiej trzymającej martwego Jezusa przyciąga do Skrzatusza tłumy wiernych. Proszą oni o uzdrowienie z różnych chorób, inni proszą o urpagnione potomstwo. Niektórzy szukają uzdrowienia, inni upragnionego potomstwa. "Zjawia się tu wiele małżeństw, które starają się o dziecko. Dostałem też list od rodziny dziewczynki, która miała umrzeć z powodu choroby, a tak się nie stało – mówi proboszcz skrzatuskiej parafii ks. Tomasz Jaskółka. Jeden z cudów wiąże się z królem Janem III Sobieskim, który w sanktuarium wymodlił sobie potomstwo.
 
Może dla wielu ludzi cud za wstawiennictwem Maryi jest czymś mało wiarygodnym, a jeszcze podanym za pośrednictwem tabloidu "Fakt" to już w ogóle czymś niemożliwym, ale dla nas katolików to sprawa oczywista i normalna. Cuda zdarzają się za przyczyną Matki CHrystusa nieustannie, na całym świecie. Wystarczy tylko wiara i ufność. I tak się właśnie dzieje.
 
mod/Fakt