W kwestii gazowej Władimir Putin ma dla Europy właściwie tylko jedną propozycję wyboru alternatywnych rozwiązań: Albo UE obdaruje Gazprom nadzwyczajnymi regulacjami prawnymi, przyzwalającymi na eksploatację Nord Stream 2, albo na Starym Kontynencie powieje chłodem i to nie tylko w sensie metaforycznym.

Będący światowym gigantem naftowym rosyjski koncern państwowy – Gazprom, od wielu miesięcy dąży do wymuszenia na Unii sprawnego i bezwarunkowego pozwolenia na eksploatację Nord Stream 2. Problem w tym, że gdyby to nastąpiło, stałoby to w oczywistej sprzeczności z obecnymi przepisami prawnymi obowiązującymi na rynku energii UE. Gazprom potrzebuje więc w tej sprawie nowych i zupełnie wyjątkowych regulacji prawnych ze strony Unii, a tych mu się na razie odmawia.

Rosyjski koncern naftowy nie zamierza jednak czekać z założonymi rękami i niedawno z przytupem ogłosił wiekopomną chwilę ukończenia budowy gazociągu Nord Stream 2. Putin natomiast puszcza oko do Europy, gwarantując, że ceny gazu z pewnością spadną, jeśli tylko UE pozwoli na szybkie przyłączenie nowego rurociągu do sieci.

Widząc jednak opieszałość Unii, Moskwa zdecydowała się pomóc jej w procesie decyzyjnym, niemiłosiernie wręcz windując ceny gazu. A rosyjskie media od dawna przestrzegają Stary Kontynent, że tej zimy jego mieszkańcy albo bardzo głęboko sięgną do kieszeni, albo będą marznąć. Cena za 1000 metrów sześciennych gazu w UE w bardzo krótkim czasie zanotowała ogromne skoki. Jeszcze całkiem niedawno wyniosła ona poniżej 600 dolarów, a dziś dobija już do prawie 1000 dolarów!

Władimir Putin dobrze wie, że marznąć nikt nie lubi. Czy jednak jego gazowy szantaż okaże się skuteczny przekonamy się zapewne już niebawem.

 

ren/dw.com